Выбрать главу

– Tak, pani. Czy czekając napijesz się herbaty?

– Poproszę – zadysponowała Diana i raz jeszcze wyjrzała na zewnątrz.

Kiedy została sama, zdjęła swój kapelusik i potarła skronie. Nie, nie bolała ją jeszcze głowa, ale cała czuła się spięta. Końcówka podróży była okropna, a obawiała się, że dalej będzie tylko gorzej.

Przez chwilę zastanawiała się, gdzie może być Rothgar. Być może już przygotowuje się do wizyty na królewskim dworze. Czy bierze kąpiel? Czy jest nagi? Jednego była pewna. Gdyby była na miejscu Fettlera, znacznie sumienniej spełniałaby swoje obowiązki przy kąpieli Beya. Ale pewnie ociągałaby się przy jego ubieraniu!

Rothgar pożegnał Dianę przed drzwiami do jej pokoju, i ruszył na dół, żeby sprawdzić, czy wszystko w domu jest w porządku. Zastanawiał się przy tym, co też mogła dostrzec w portrecie ojca i macochy. Na pewno nic, co rzucałoby jakiekolwiek światło na jego tragedię.

Wyszedł jeszcze na zewnątrz, żeby osobiście nadzorować rozpakowywanie automatu. Na szczęście nocna przygoda wcale mu nie zaszkodziła, chociaż mogła go uszkodzić jedna z kul, ponieważ skrzynia bagażowa nie miała zabezpieczenia. Upewniwszy się, że dobosz jest w takim stanie, w jakim wyjechał z Arradale, markiz posłał służącego do mistrza Johna Josepha Merlina, żeby dowiedzieć się, kiedy będzie mógł przyjąć automat do naprawy.

W końcu został w pokoju sam na sam z mechanicznym chłopcem. Kucnął więc, chcąc zajrzeć mu w oczy. Poczuł dziwną pokusę, by go nakręcić i na chwilę przywołać do życia.

– Będziesz dla mnie jak wyrzut sumienia, wiesz? – zwrócił się do dobosza. – Przy tobie nigdy nie zapomnę o tym, co mogło się wydarzyć. Albo, co się wydarzyło – dodał, przypomniawszy sobie, że nie może być niczego pewny.

Chłopiec patrzył na niego tak, jakby chciał zapytać, czy rzeczywiście nie chce, by stał się rzeczywisty.

Markiz podniósł się gwałtownie. Wyszedł z pokoju i zamknął za sobą drzwi. Starał się przekonać siebie, że nic się nie zmieniło. Dotąd kierował się w życiu jedynie rozumem. To co czuł, było jedynie chwilową słabością.

A nikt tak jak on nie potrafił sobie radzić ze słabościami.

18

Diana postanowiła rozerwać się, penetrując pokoje Elf. Jednak obrazy njewiele jej mówiły, a książki, które stały w przeszklonej biblioteczce znalazły się tu zapewne przypadkowo, już po jej wyjeździe. Trudno przypuszczać, by lady Walgrave interesowała się hodowlą bydła i uprawą ziemi.

Przeszła więc do sypialni, która wydała jej się urocza, a następnie otworzyła drzwi do sporej gotowalni. Zobaczyła tam Clarę w towarzystwie dwóch służących. Jej pokojówka przygotowywała już suknię na spotkanie z królową, a służące lały wodę do balii. W kominku palił się ogień, chociaż w pałacu wcale nie było zimno.

Diana domyśliła się, że zapalono go już wcześniej, zapewne z myślą o kąpieli. Gorąco wprost buchało od goto-walni. Diana zamknęła drzwi, nie chcąc go wypuszczać i pomyślała, że Rothgar prowadzi swój dom z godną pozazdroszczenia precyzją.

To przywiodło jej na myśl automat. Markiz być może dlatego lubił tego rodzaju mechanizmy, ponieważ przypominały jego własne życie. Pewnie już wypakował dobosza i ustawił go gdzieś w swoich pokojach. Patrząc na jego figurkę, Diana wspomniała własne dzieciństwo. A ciekawe, jak wyglądał Bey, kiedy miał sześć czy siedem lat? Czy istnieją jego portrety jeszcze sprzed wielkiej tragedii, której był świadkiem? Czy zmienił się po tym wydarzeniu?

Po jakimś czasie pojawiła się kolejna służąca w towarzystwie lokaja niosącego tacę z herbatą.

– Czy w pałacu jest galeria portretów? – spytała Diana.

– Tak, pani, ale mała – odparła pokojówka. – W korytarzu niedaleko sali balowej.

Lokaj postawił filiżankę na stoliku.

– Chciałabym ją zobaczyć.

Służąca spojrzała najpierw na parującą herbatę, a potem na pokój, w którym szykowano kąpiel. Ale jeśli nawet zdziwiła ją ta prośba, nie powiedziała nic na ten temat.

– Tak, milady. Proszę za mną.

Diana ruszyła za pokojówką. Przeszły do drugiej części domu z szerszym korytarzem, gdzie rzeczywiście wisiały rodzinne portrety. Diana podziękowała dziewczynie i powiedziała, że chce być sama.

Pierwsze obrazy pochodziły zapewne z epoki Tudorów. Wiele wskazywało na to, że nie są nowe. Między innymi stroje portretowanych osób. Przeszła dalej, gdzie znalazła dwa płótna z okresu restauracji Stuartów, na których znajdowali się zapewne dziadkowie Rothgara. Tutaj podobieństwa już były znacznie oczywistsze, chociaż dopiero teraz zauważyła, jakie cechy powtarzały się w tej rodzinie. Nie było w niej jasnowłosych cherubinów. Brakowało też osób otyłych. Wszyscy byli ciemni lub rudzi i mieli w rysach coś drapieżnego.

Niestety nigdzie nie znalazła portretu matki Beya. Być może wisiał gdzieś, w jakimś odległym miejscu. W końcu dotarła do płótna z wizerunkiem markiza. Nie mogła się nie uśmiechnąć na jego widok. Spory portret znajdował się w centralnym miejscu, a wokół niego rozwieszono miniatury z członkami jego rodziny. Ciekawe, czy to on sam wpadł na ten pomysł?

Bey na obrazie miał siedemnaście, osiemnaście lat, ale jego oczy były poważne, nawet smutne. Namalowano go w czasie obowiązkowej podróży do Włoch, ponieważ markiz opierał się o jakąś rzeźbę, a w dali znajdowały się starożytne ruiny. Diana wiedziała, że italscy malarze bardzo często wykonywali tło, żeby przyjezdni mogli sobie wybrać takie, które im odpowiada. Tak też mogło być i z tym portretem.

Mimo smutku w oczach, na twarzy markiza gościł uśmiech. Było w nim coś, co mówiło, że portretowany doskonale bawił się podczas wizyty we Włoszech. I to nie tylko przy zwiedzaniu zabytków… Diana była przekonana, że ma przed sobą mężczyznę, który poznał smak lupana-rów Neapolu i Rzymu.

Włoskie kobiety musiały za nim szaleć. 2 jednej strony jego wygląd miał w sobie coś południowego, ale z drugiej, ostre rysy i potężny wzrost czyniły go niepodobnym do Włocha.

Diana przeszła dalej, ale galeria szybko się skończyła. Nie było tu portretu matki Rothgara. Znalazła za to płótna z Hildą i Elf, a także braćmi markiza. Wszystkie jednak przedstawiały ludzi dorastających albo już dorosłych. Wcale jej to nie zdziwiło, ponieważ obrazów dzieci nie wystawiano raczej na widok publiczny. Można je było znaleźć w sypialniach i rodzinnych jadalniach, rzadziej w salonach.

Jeszcze raz rozejrzała się dokoła. Tak, wszyscy chcieli zapewne zapomnieć o jego matce. Portret samego markiza powiedział jej, że mimo smutku, nie stracił on całej radości życia. Późniejsze wypadki też zostawiły swój ślad. Od Rosy wiedziała, że ojciec i macocha Rothgara zmarli z powodu jakiejś przywiezionej przez niego infekcji. Oczywiście markiz nie ponosił za to winy. Jednak ten wypadek również położył się cieniem na jego życiu.

Od dzieciństwa obcował ze śmiercią. Diana pomyślała o wydarzeniach poprzedniego dnia. Nawet teraz, po latach, niewiele się zmieniło.

Z westchnieniem uniosła lekko suknię i skierowała się do swoich pokoi. Służące czekają pewnie niecierpliwie na jej powrót. A herbata jest może jeszcze gorąca.

Dwie godziny później Diana stanęła przed olbrzymim zwierciadłem i stwierdziła, że już dawno tak nie wyglądała. Imponująco przedstawiała się zwłaszcza obowiązująca przy stroju dworskim turniura, której na co dzień nie używano. Dzięki niej szeroko rozpostarta spódnica mogła ukazać barwy i bogactwo zdobień. W jej przypadku był to kremowy jedwab z kwietnymi wzorami i złocistą krezą. Stanik był również zdobiony złotymi motywami. Znajdował się na nim jedwabny kwiat w okolicach piersi. Może dlatego przypominał jej mak, który dostała od Rothgara.

Strój był tak bogaty, że spod falban niemal nie było widać butów z licowanej i specjalnie barwionej skóry.