– Świetnie.- ucieszył się markiz. – Widzę, że jego finanse są w strasznym stanie. Nie ma już pieniędzy na amba-sadorskie wydatki. Jest zadłużony po uszy.
– Chcesz, panie, wykupić jego długi – domyślił się Grainger.
– Właśnie! – Energicznie wstał od biurka. – Rozpuść plotki, że jest wypłacalny.
– A nie jest? Rothgar machnął ręką.
– W tej sytuacji można powiedzieć, że ryzyko jest minimalne.
Grainger, który należał do ludzi niezwykle oszczędnych, spojrzał na niego z przyganą, ale oczywiście nic nie powiedział.
– A, i jeszcze jedno. – Markiz podniósł dłoń do skroni. -Trzeba nasilić obserwację D'Eona. Chcę wiedzieć z kim i kiedy się spotyka. I przyślij mi jeszcze Rowcupa. Idę się przebrać.
Kiedy wrócił po dziesięciu minutach do gabinetu, zastał tam grubiutkiego człowieczka rozpartego w fotelu i raczącego się jego cygarem. Parę lat temu uratował go od stryczka i od tego czasu Rowcup był mu wierny niczym pies. Od razu też wstał na powitanie.
– Wszystko gotowe, panie.
Rowcup należał do najgenialniejszych fałszerzy, jakich znał. Dla niego to zajęcie było bardziej sztuką niż przestępstwem. Rothgar zatrudniał go oficjalnie jako kopistę, ale co jakiś czas wykorzystywał w innych celach. Na dziś Rowcup przygotował zaszyfrowany list dla D'Eona od króla Francji. Markiz sam opracował jego treść, dlatego teraz pokręcił jeszcze głową.
– Chcę, żebyś do pochwał dodał parę słów – powiedział. -Że jako król rozumiem jego sytuację finansową i obiecuję pokryć wszelkie wydatki. Nawet, gdyby de Guerchy został ambasadorem.
– Zaraz to zrobię – zadeklarował Rowcup. – I tak na trudniejszy jest zawsze sam początek.
Po skończeniu listu zapieczętował go pieczęcią, którą sam zrobił i spojrzał na markiza, oczekując pochwały.
– Doskonale, Rowcup.
Pozostawało jeszcze dołączyć pismo do tajnej korespondencji, którą dostawał D'Eon. Nie było to trudne, ponieważ Rothgar znał skrzynkę kontaktową Francuzów. W końcu wyszedł z gabinetu, myśląc, że to koniec na dzisiaj, ale w korytarzu złapał go Carruthers z listem od Merlina.
Wrócił do siebie, żeby zapoznać się z jego treścią. Merlin informował go, że mechanizm jest bardzo skomplikowany, więc naprawa zajmie ładnych parę dni. Cóż, musi pogodzić się z tym, że nie pokaże go jutro królowi. Był jednak pewny wyższości dobosza nad tym, co mógł przysłać Ludwik XV i tego, że automat przyda mu się jeszcze w przyszłości.
– Przekaż mu, żeby przystąpił niezwłocznie do naprawy – zwrócił się do czekającego Carruthersa.
Sekretarz skinął głową i wyszedł. Rothgar miał właśnie pójść w jego ślady, kiedy jego wzrok padł na portret matki.
Ciekawe, co zobaczyła w nim Diana? Jej diagnoza była zadziwiająco trafna. Czy powiedziała mu wszystko? I czy była w stanie stwierdzić, czy matka go kochała, czy może nienawidziła tak, jak małą Edith?
Rothgar przez wiele lat utwierdzał się w przekonaniu, że jest zimny, pozbawiony jakichkolwiek uczuć. Dzięki temu miał wrażenie, że tak bardzo różni się od swojej nadwrażliwej matki. Jednak wystarczyło, że brat poważnie zachorował, aby zatrzęsło to całym jego światem.
Spędził miesiąc przy łożu Cyna, pomagając mu walczyć ze śmiercią. Czasami miał wrażenie, że brat odpływa już do drugiego brzegu w łodzi Charona. Wówczas płakał z bezsilności.
Po miesiącu stan chorego poprawił się na tyle, że zaczął chodzić. Medyk powiedział, że nigdy czegoś takiego nie widział. Rothgar zaś przeżywał najszczęśliwsze chwile swojego życia.
Nigdy później nie twierdził ani nie wmawiał sobie, że jest nieczuły. Osoby bliskie darzył bezgraniczną miłością. Safo-na mówiła mu o tym już wcześniej, ale nie chciał jej wierzyć.
A teraz Diana została członkiem rodziny. No, prawie, dodał po chwili.
Nie, znowu próbuje się oszukiwać. Uczucie do Diany było inne, nowe. Czy znaczyło to, że pokochał ją jako… kobietę?
Raz jeszcze spojrzał na portret. Nikt nie wpędził matki w szaleństwo. Musi pogodzić się z tym, że taka się urodziła. Pogodzić i wyciągnąć konsekwencje.
21
Diana przesiedziała kolejnych parę minut nad prostym liścikiem od markiza. Czytała go już wczorajszego wieczoru, a teraz zasiadła nad nim niemal od razu po wstaniu. Nie sądziła, że można wyrazić tak wiele w zwykłych, konwencjonalnych słowach. Nie przypuszczała też, że taka nota może ją wzruszyć aż do łez. Był to jednak pierwszy list, który od niego dostała. Świadectwo tego, że coś ich łączy. Ona co prawda dała markizowi swój pierścień, ale nie dostała niczego w zamian.
Hrabina uśmiechnęła się pod nosem. 2 całą pewnością zrobił to świadomie. Nie chciał, by żywiła jakąkolwiek nadzieję. Ale liścik stanowił świadectwo tego, że o niej myśli. Przez moment chciała schować go jak najdroższy skarb, ale po namyśle zostawiła list na biureczku między innymi papierami. Dzięki temu miała go wciąż na oku i mogła się nim nacieszyć do woli.
Markiz przypominał jej również o możliwości małżeństwa. Nie chciała jednak takiego rozwiązania.
Po dłuższym namyśle – miała teraz przecież mnóstwo czasu – zdecydowała, że musi zbadać problem szaleństwa w rodzinie Rothgara. On sam najwyraźniej bal się tego tematu, a przez to niewiele wiedział. Jeśli okaże się, że w rodzinie jego matki pełno było wariatów i dziwaków, wówczas od razu się podda. Żaden z portretów, które obejrzała w rodzinnej galerii, na to nie wskazywał. Nawet matka Rothgara wyglądała na osobę zdrową psychicznie, choć zastraszoną. Diana była pewna, że królewski dwór wprost roi się od plotek. Wbrew pozorom, niewiele się tu działo. Jeśli kogoś nie interesowały księgi, rzucał się w wir intryg i pomówień.
Tak, powinna odwiedzić którąś z tutejszych bibliotek. Z pewnością znajdzie tam informacje o przodkach Rothgara. Ale przez jakiś czas musi zachowywać się zupełnie konwencjonalnie. Nie może przecież wzbudzić podejrzeń królowej.
Z westchnieniem wyjęła z sakwojaża jedną z książek, które wzięła na drogę. Nawet do nich nie zajrzała ze względu na obecność Beya. Teraz będzie miała okazję przeczytać je wszystkie.
Tak, Bey! Przypomniała sobie sam początek podróży. Zupełnie nie zdawała sobie wówczas sprawy z tego, co się między nimi dzieje. Jednak markiz miał już pewne podejrzenia. Ciekawe, czy gdyby się wówczas rozstali, jej uczucie wybuchłoby równie gwałtownie?
– Na pewno, na pewno – szepnęła do siebie. Najpierw zaczęłaby tęsknić, a potem szukać pretekstu
do ponownego spotkania. Przecież już wcześniej chciała się zobaczyć z Rothgarem i powstrzymywało ją tylko to, że mógłby potraktować ją z niechęcią.
Diana odniosła wrażenie, że lepiej niż kiedykolwiek rozumie teraz swoje motywy i zachowania.
– No, dosyć tego! – zganiła się już na głos i sięgnęła po pierwszą książkę, którą starała się czytać w podróży.
Był to „Porwany lok" Aleksandra Pope'a. Tekst zawierał bardzo trafny komentarz do tego, co działo się na dworze królowej Anny, pięćdziesiąt lat temu. Całość wydawała się niezwykle współczesna. Diana ponownie uśmiechnęła się do siebie przy lekturze następującego fragmentu:
„Tu znajdziesz fauny oraz nimfy z boru,
Wszystkich, co pragną zaznać uciech dworu,
Ich dni wypełnia uczona rozmowa,
Kto się ukłonił, kto kogo całował,
Ten mówi mądrze o królewskiej łasce,
Inny rozprawia o złoconej lasce,
Trzeci wyjaśnia twe spojrzenia, gesty,
I z każdym słowem mniej cnotliwa jesteś."
Przy ostatnich słowach uśmiech zniknął z jej warg. To było ostrzeżenie. Już wcześniej myślała o dworskich plotkach, ale nie przyszło jej do głowy, że sama mogłaby stać się ich przedmiotem. A przecież wiele osób będzie ją obserwować, tylko po to, żeby później w towarzystwie rzucić jakąś złośliwą uwagę. Na dworze bardzo ceniono bon moty. Nawet wtedy, gdy mówiły nieprawdę.