Stary Ufton mógł być z niego dumny. Dumny ze swego syna…
Od razu głos zabrał oskarżyciel, czyli handlarz końmi, o nazwisku Stringle. Rothgar przyjrzał mu się uważniej. Nie, wcale nie wyglądał na łotra, co czyniło go szalenie wiarygodnym. Nie był też Francuzem, gdyż w Anglii wciąż traktowano ich nieufnie z powodu niedawnej wojny. Stringle miał przeciętny wzrost i wygląd i nosił porządne, acz podniszczone, ubranie. Mówił z żalem, jakby sam dziwił się temu, co zaszło.
Najpierw powołał trzech świadków, którzy powiedzieli, że młody Ufton rzeczywiście przegrał z nim w karty. Byli to miejscowi, którzy, jak się zdawało, niechętnie świadczyli przeciwko synowi sir George'a. Rothgar zastanawiał się, czy któryś z nich może być opłacony, ale stwierdził, że czas pokaże. Żaden z nich, w każdym razie, nie sprawiał wrażenia uczciwego człowieka.
Georgie słysząc to, pobladł. Zrozumiał chyba, że jest poważnie zagrożony, zwłaszcza, że za kradzież koni groził stryczek. Oczywiście markiz wiedział, że nie dojdzie do najgorszego, wolał jednak na razie zachować spokój. Chciał przyłapać człowieka D'Eona, a na to trzeba było czasu.
Po wysłuchaniu świadków, głos mógł zabrać oskarżony.
– Chcę tylko powiedzieć, że tego nie zrobiłem, panowie sędziowie – zaczął drżącym głosem. – To prawda, że przegrałem, ale nie ukradłem konia. Ten Stringle powiedział mi, żebym go zaprowadził do Cobcott, a daruje mi część zapłaty.
Sędzia Commons zwrócił się do zebranych:
– Czy ktoś to słyszał? Wszyscy milczeli.
– Byliśmy w stajni, panie sędzio – dodał nieśmiało młodzieniec.
– W stajni? Ale przecież Grigson zeznał, że prosiłeś, panie, o zwłokę, a Stringle odmówił, twierdząc, że musi jechać dalej. Wyszedłeś więc, obiecując, że zaraz wrócisz z pieniędzmi. Stringle'a w ogóle nie było w stajni.
– Ależ był – upierał się Georgie.
Sędzia zwrócił się do przesłuchanych mężczyzn i wszyscy potwierdzili, że Stringle pozostał przy stole. Dopiero teraz Rothgar zauważył coś w rodzaju porozumiewawczych spojrzeń między jednym ze świadków a Stringlem i postanowił wkroczyć do akcji.
– Za pozwoleniem, panie sędzio – zwrócił się do sir Ha-dleya.
– Będę zaszczycony, wasza lordowska mość – odezwał się Commons, który wyglądał na człowieka pewnego winy podsądnego.
Rothgar spojrzał na Stringle'a i zauważył na jego twarzy lekki niepokój. Pewnie nie spodziewał się jakichkolwiek problemów. Wszystko zostało tak dokładnie przygotowane.
Markiz zwrócił się do George'a:
– Powiedz, panie, czy kiedy pojawiłeś się w stajni, twój koń był już gotowy?
Na twarzy młodzieńca pojawiło się zdziwienie.
– Nie, panie. Przecież nie prosiłem, by go osiodłano.
– Więc sam to zrobiłeś?
– Tak, akurat nikogo tam nie było.
– To nie zajęło zbyt dużo czasu, prawda? – Rothgar ciągnął przesłuchanie.
– Nie, chociaż ktoś rzucił derkę na stos wraz z innymi, więc musiałem ją znaleźć – odparł coraz bardziej zdziwiony Ufton.
– A kiedy Stringle przyszedł do stajni?
– Gdy właśnie miałem wsiadać.
Rothgar skinął głową, a następnie zwrócił się do świadków:
– Jeśli pozwolicie, panowie, chciałbym wrócić na chwilę do wcześniejszych wydarzeń – powiedział. – Jak rozumiem, wszyscy graliście w karty?
Mężczyźni spojrzeli po sobie spłoszeni.
– Nie, wasza lordowska mość – odparł jeden z nich, czarniawy, wyglądający na włóczęgę. – Grałem tylko ja z Natem.
– A ile straciłeś?
– Ledwie parę szylingów, wasza lordowska mość. Gra była bardzo wyrównana. Inaczej bym przecież nie grał.
– A ty, Nat, ile przegrałeś? – zwrócił się do drugiego mężczyzny.
– Tyż mało – padła odpowiedź.
– Czyli najwięcej przegrał sir George. – Wskazał młodzieńca. – Czy to znaczy, że grał głupio?
– Może trochę – odparł pierwszy, bardziej wygadany mężczyzna. – Ale głównie, to miał pecha.
Rothgar przeniósł wzrok na Stringle'a.
– I to wielkiego – dodał.
Sala poczęła szemrać na te słowa, a Stringle rozejrzał się niepewnie dokoła. Był tutaj obcy i znalazłby się w sytuacji nie do pozazdroszczenia, gdyby okazało się, że oszukiwał.
Markiz uciszył wszystkich, podnosząc dłoń.
– Więc sir George wyszedł, a Stringle został, tak?
– Tak jest, wasza lordowska mość – potwierdziła cała trójka.
– Jak długo?
To pytanie zdziwiło ich wszystkich. Tak, jakby nie myśleli o tym wcześniej. Jeden z nich znowu spojrzał na handlarza koni, co tylko potwierdziło podejrzenia Rothgara.
– Nikt nie liczył czasu – rzekł z wahaniem pierwszy świadek.
– No, no – dorzucił drugi.
– Chyba długo – wtrącił lisio trzeci. – Miał przecież czekać na pieniądze.
Rothgar spojrzał na nich wszystkich surowo.
– Piliście coś w czasie gry? – zadał kolejne pytanie.
– No, piwo – odparł drugi ze świadków. Pierwszy jedynie pokiwał głową.
– Rozumiem, o co chodzi, wasza lordowska mość. Tak, musieliśmy wychodzić, żeby się wysikać. W czasie gry powstrzymywały nas emocje, a potem sam pamiętam, że wychodziłem.
Markiz dostrzegł wyraźne ślady niepokoju na twarzy handlarza.
– A Stringle? – spytał.
Trzeci świadek rozglądał się dokoła, chcąc sprawdzić, czy może zaprzeczyć. Jednak pierwszy i drugi pokiwali głowami.
– Tak, wasza lordowska mość. Co najmniej raz – powiedział pierwszy.
– Jak długo go nie było?
– Parę minut. Właścicielka, pani Wilkins, nie pozwala sikać przy szynku.
Rothgar spojrzał teraz na handlarza.
– Czy masz coś do dodania, Stringle?
Mężczyzna podniósł się z miejsca i położył rękę na sercu. Mimo, że był zdenerwowany, to panował nad emocjami.
– Jestem uczciwym człowiekiem – zadeklarował. Sędzia Commons podrapał się po głowie. Wyglądało na
to, że zupełnie się pogubił w trakcie przesłuchania. Dotarło do niego jednak, że to Stringle może być winny.
– To poważna sprawa – mruknął. – Ktoś musi zawisnąć.
W oczach Stringle'a pojawiła się panika. Nie przypuszczał zapewne, że może dojść do czegoś takiego. Rothgar stwierdził, że najwyższy czas zarzucić przynętę. Jeśli jej nie połknie, będzie wisiał.
– Sir George zabrał mojego konia – powtórzył Stringle.
– Ale go nie sprzedał – przypomniał mu Rothgar. – Może doszło do jakiegoś nieporozumienia? Może powiedziałeś coś, co on źle zrozumiał? – podsuwał mu kolejne możliwości.
– Nie przypominam sobie, wasza lordowska mość – zaczął Stringle, ale dostrzegł chyba groźbę czającą się w oczach markiza. – Ale… ale rzeczywiście dużo piliśmy. Mogło mi się coś pokręcić w głowie.
Sędzia Commons uniósł młotek.
– Więc dostaniesz baty za oskarżanie po pijanemu – oznaj-mil.
Rothgar spojrzał na niego z kamienną powagą.
– To zwykłe nieporozumienie – położył nacisk na to słowo. – Lepiej dać temu spokój, panie.
Sędzia skurczył się pod jego wzrokiem.
– Niewinny – ogłosił łamiącym się głosem. – Następny. Rothgar wyszarpnął staremu Uftonowi rękę, którą ten chciał ucałować i wskazał na jego syna.
– Zajmij się lepiej Georgem, panie – poradził. Sam natomiast podążył za handlarzem, który usiłował śliznąć się z sali.
– Hej, Stringle! – zawołał. Mężczyzna przystanął.
– O co ci teraz chodzi, panie? Czy chcesz się zemścić? Markiz pokręcił głową.
– Chcę cię odprowadzić bezpiecznie do stajni – oznajmił. – Chodźmy razem.