Выбрать главу

Zamarła nagle, świadoma bliskości Rothgara.

– To są łzy szczęścia, markizie – odparła, wycierając policzki. – Zresztą, już nie płaczę.

W obliczu zagrożenia udało jej się szybko powstrzymać

– Wciąż płaczesz, pani. Tylko w myślach.

– Masz inklinacje do metafizyki, panie – stwierdziła, rając się, by jej głos zabrzmiał kpiąco.

Rothgar potraktował to jednak poważnie.

– Być może metafizyka jest w życiu najważniejsza.

– Co by znaczyło, że jesteśmy jak piórka na wietrze.

– A nigdy się tak nie czułaś, pani? – Markiz patrzył na nią uważnie.

Gdyby chciała powiedzieć prawdę, musiałaby wyznać, przez cały dzień miotały nią dziwne, nieznane jej po uczuć. Tak, jakby stała się nagle zupełnie innym człowiekiei

– A ty, panie?

Wstrzymała oddech. Myśl o tym, że markizem kierowało coś poza jego wolą, wydała jej się mało prawdopodobna,

– Chodźmy, bo zaraz odjadą – powiedział po chwili wahania. – Z pewnością będzie ci brakować przyjaciółki, pani.

– A tobie, panie, brata – zauważyła, tknięta nagłą myślą. -To przecież ostatni.

Wiedziała, że trafiła w jego słaby punkt. Markiz też czasami musiał się czuć jak miotane wiatrem piórko.

– Ostatni? – powtórzył, chcąc zyskać na czasie.

– Inni twoi bracia są już żonaci – wyjaśniła. – Zdaje się, że sam ich swatałeś, prawda, panie?

Rothgar pokiwał tylko smutno głową.

– Masz, pani, doskonałą pamięć.

– I co będziesz robił teraz? – zapytała prowokacyjnie.

– Swat pozostaje swatem. Będę się starał dobrze wyswatać naszą ojczyznę – odparł po dłuższym namyśle.

– Komu?

– Cóż, przede wszystkim, pokojowi – odrzekł po następnej minucie. – W kraju musi być spokojnie, żeby mógł się prawidłowo rozwijać.

Hrabina sama wiedziała o tym aż nazbyt dobrze. Pokój miał zawsze swoją cenę.

– Czy nie powinniśmy odebrać Francji tego, co do nas należy?

Tym razem nie musiał zbyt długo szukać odpowiedzi.

– Raczej wzmocnić to, co już mamy. To i tak dużo. Pochylił się, żeby wyjąć coś z kosza na kwiaty. Kiedy

się wyprostował, zauważyła, że trzyma w ręku mak. Purpurowy kwiat mógł zesłać kojący sen albo wywołać potworne uzależnienie. Skinęła głową.

– Zgadzam się.

Rothgar zbliżył się do niej i zatknął kwiat za jej stanik. Tak głęboko, że poczuła łaskotanie między piersiami. Dianie zabrakło refleksu, żeby zaprotestować. Spojrzała najpierw na kwiat, a potem w oczy markiza.

– O co ci chodzi, panie?

W odpowiedzi wymamrotał coś po grecku.

– Arystoteles. – Bez trudu rozpoznała cytat. – Łatwiej zrozumieć innych niż siebie. Łatwiej też ich osądzić.

Zaskoczony Rothgar spojrzał na nią z podziwem. Dopiero po chwili pokiwał ze zrozumieniem głową.

– To jasne, jako jedynaczka i dziedziczka otrzymałaś, pani, męską edukację.

– Czasami było to potwornie nudne, ale jak widać, się opłacało – rzekła, a złośliwy uśmieszek pojawił się na jej wargach.

Markiz spojrzał na nią swoimi błękitnymi oczami, w których igrały wesołe iskierki.

– Przy tobie, pani, muszę pamiętać, że kobiety mają też głowy – stwierdził.

Diana nie wiedziała, czy potraktować to jako komplement pod swoim adresem, czy też bronić honoru kobiet.

– Już Safona stanowiła tutaj dobry przykład – rzekła surowo, żeby się zaraz zawstydzić.

Markiz jedynie machnął ręką.

– Safona nie napisała niczego nadzwyczajnego. Można by nawet powiedzieć, że była typową kobietą. Pisała z głowy, ale nie o głowie, że się tak wyrażę.

Diana zaczerwieniła się jeszcze bardziej.

– Ty, pani, jesteś znacznie bardziej interesująca – dodał po chwili.

Znowu poczuła na sobie jego spojrzenie. Ponieważ zauważyła, że podstawiono już jej powóz, postanowiła uciec, ratując się w ten sposób z opresji. Nie lubiła, kiedy to właśnie ona stawała się tematem rozmowy. Och, gdyby miała przy sobie pistolet, z którego mierzyła do niego rok temu.

– Tylko ci się tak wydaje, panie. Zegnaj – rzuciła jeszcze, wciskając się na miejsce obok ciotki Mary.

Powóz ruszył w kierunku zamku. Hrabina spojrzała na mak, który wciąż miała zatknięty za dekolt. Śmiałe posunięcie. Ciekawe, co miało znaczyć?

A może, po prostu, nic?

Nie, lord Rothgar nie należał do ludzi, którzy robią coś ot tak sobie. We wszystkim był jakiś cel. Zaniepokoić ją? Zbić z pantałyku? A może był to gest przyjaźni? Jeśli tak, to zbyt erotyczny, jak na jej gust.

Powoli zaczęło narastać w niej przekonanie, że markiz również jej pragnie. Być może oboje musieli walczyć z pożądaniem.

Diana zobaczyła piórko na rękawie ciotki i dmuchnęła. Delikatny puszek uniósł się w powietrze i poleciał do góry, wprost w niebo. Płynął sobie delikatnie, aż w końcu uderzył w niego podmuch wiatru i puszek pofrunął daleko przed siebie.

Woźnica pogonił konie. Powóz potoczył się szybciej. Piórko zniknęło jej z oczu.

Rothgar odwrócił oczy od powozu, którym odjechała lady Arradale. Pomyślał, że popełnił wielkie głupstwo, wtykając jej kwiat za stanik. Bliskość ciała hrabiny rozpaliła go do białości. Miał wrażenie, że śluby i wesela coraz gorzej działają na jego mózg.

Przez chwilę jeszcze przechadzał się wśród ostatnich gości. Widział szczere, przyjazne twarze i roześmiane oczy. Wszyscy się tu znali. To był inny świat i markiz pomyślał ze smutkiem, że nigdy nie będzie do niego należał.

Podobnie, jak lady Arradale.

Tyle, że ona przynajmniej miała z nim jakiś kontakt. Paru ziemian, z którymi rozmawiał, wspominało, że odgrywa dużą rolę w północnej części kraju. Niektórzy nie kryli też, że woleliby na jej miejscu mężczyznę, ale nawet oni chwalili ją za dobre i mądre decyzje. Tak, wieś nie znała jeszcze intryg. Ciekawe, czy hrabina potrafi to docenić.

Jeszcze raz pomyślał o niej ciepło. Rozumna, pełna wdzięku, piękna, wykształcona. I niebezpieczna, dodał zaraz. Bardzo niebezpieczna.

Wczoraj wieczorem przyszła do jego sypialni.

Co dalej? Czy następnym razem wypuści ją, tak jak wczoraj?

Rothgar zażądał konia pod wierzch. Stajenny osiodłał go w ciągu paru minut. Markiz dosiadł wierzchowca i ruszył w stronę zamku.

7

Po powrocie do Arradale goście rozeszli się do swoich pokojów, żeby się przebrać i trochę odpocząć. Diana za rządziła późną kolację i upewniwszy się, że wszystko jest w porządku, również udała się na spoczynek.

Z westchnieniem ulgi legła na łóżku ojca i najpierw przez kilka minut przypominała sobie ślub, a następnie skoncentrowała się na osobie markiza. Musiała teraz przyjąć jakąś taktykę, żeby przetrwać kolejny dzień. No i oczywiście dzisiejszą kolację.

Leżąc na miękkim łożu, powoli traciła orientację. Nie wiedziała już, o co jej tak naprawdę chodziło. Czy o zwycięstwo w pojedynkach słownych? Czy może o to, żeby wyjść cało z tego spotkania?

Dziś po kolacji znowu zasiądą do gry w wista. Musi uważać, żeby nie grać z markizem. Ani przeciwko niemu,bo przecież wtedy mogłaby stracić „duszę". Na jutro zaplanowała już parę rzeczy: łowienie ryb, wycieczkę łódką po jeziorze i, dla zainteresowanych, wyprawę do wodospadów.

A pojutrze? Diana odetchnęła z ulgą. Pojutrze wszyscy wyjadą. I o ile żal jej się będzie żegnać z nową przyjaciółką, o tyle chętnie rozstanie się z Rothgarem!

Hrabina wstała po jakiejś półgodzinie, czując, że wciąz jest jej gorąco. Zadzwoniła na służącą, żeby przygotowała jej kąpiel. Wymyta i odświeżona włożyła lekki jedwabny szlafrok. Właśnie tego potrzebowała. Jedwab pieścił delikatnie jej ciało, a ona mogła odpocząć, śniąc… o markizie.