Выбрать главу

Czy mu się wydawało, czy też szepnęła na koniec: „lady Arradale"?

– Z jakiej niemądrej książki to wyczytałaś? Spojrzała na niego z politowaniem. Markiz odstąpił od niej i zaczął krążyć po pokoju.

– Dobrze, wobec tego może ucieszy cię wiadomość, że przez najbliższych parę tygodni będę się musiał zająć sprawami hrabiny – podjął temat. – Będę, jak to ujęłaś, żył jej życiem. Muszę ją bronić przed zakusami króla.

Skinęła głową.

– Nie wątpię, że zrobisz to z prawdziwą pasją. Spojrzał na nią. Znowu ten uśmiech. A niech ją diabli porwą!

– Zrobię to najlepiej, jak potrafię – stwierdził.

– Potrafisz, potrafisz – westchnęła. – Chodź, pocałuj mnie,Bey.

Zatrzymał się i zmarszczył czoło.

– Nie mam nastroju.

Safona podeszła bliżej i wzięła go za rękę.

– Tylko jeden pocałunek – poprosiła. – Być może ostatni. Pocałował, ale jej dłoń.

– Nie zamierzam się żenić, moja droga. Naprawdę nic się nie zmieniło. Zresztą, lady Arradale też nie chce wychodzić za mąż.

– Tak, oczywiście.

– Więc z całą pewnością nie będzie to nasz ostatni pocałunek, chyba że sama tak zdecydujesz.

Safona skinęła głową.

– Nigdy ci nie odmówię, jeśli będziesz się chciał ze mną kochać – powiedziała, a następnie wspięła się nieco na palce, żeby dotknąć swoimi wargami jego ust.

Pocałunek trwał długo. Oboje byli mistrzami w tej sztuce. Jednak Rothgar nie mógł nie zauważyć, samotnej łzy, która skapnęła z rzęsy przyjaciółki i potoczyła się po jej kremowym policzku.

Kiedy skończyli, podeszła szybko do drzwi.

– Ale byłabym bardzo rozczarowana, gdybyś przyszedł do mnie w tym celu – rzuciła wychodząc.

Markiz patrzył przez chwilę za nią, jakby nie mogąc uwierzyć własnym uszom. Miał ochotę wziąć kieliszek po porto i trzasnąć nim o ścianę. Był jeszcze bardziej spięty niż poprzednio, a sądził, że rozmowa go zrelaksuje.

13

Następnego ranka Diana przeszła niechętnie do jadalni Rothgara. Ku jej zaskoczeniu nie zastała tam markiza, ale szczupłą kobietę o orientalnej urodzie. Mimo, że nieznajoma miała na sobie zwykły strój podróżny, otaczała ją aura niezwykłości. Poruszała się też w zadziwiająco lekki sposób.

Wstała na widok Diany. Natychmiast w drzwiach pojawił się Rothgar, który musiał słyszeć, jak wchodzi.

– Pozwól, pani, że przedstawię ci poetkę Safonę – zwrócił się do niej, podchodząc bliżej.

Hrabina mogła oczywiście odmówić kontaktów z tak niekonwencjonalną osobą, ale bala się, że zostałoby to źle odebrane. Nie wiedziała jednak, jak się do niej zwracać, ani jak ją traktować.

– Bardzo mi miło, madame. – Skłoniła lekko głowę. – Jedzie pani do Londynu?

– Nie, z Londynu, lady Arradale – odparła Safona niezwykle miękkim, melodyjnym głosem. – Zaproszono mnie na biesiadę poetycką w Nottinghamshire. Jeśli będziesz, pani, w Londynie po moim powrocie, chętnie zaproszę cię na jedno z moich literackich spotkań.

– Z największą przyjemnością – powiedziała Diana, chociaż pomyślała: „po moim trupie".

– Muszę już iść. Mój powóz czeka.

W jej pożegnaniu z Rothgarem nie było cienia intymności. Mimo to Diana od razu zauważyła, jak wiele ich łączy. Usłyszała też ostatnie słowa, które Safona powiedziała nieco głośniej: „Bardzo rozczarowana".

– Rozczarowałeś, panie, Safonę? – spytała, kiedy zostali już sami.

– Nie, chodziło jej o to, co może się zdarzyć. – Odsunął krzesło i wskazał jej miejsce.

Ciekawe, co może się zdarzyć? Czy miała na myśli małżeństwo? Przecież Rothgar mógł sobie na to pozwolić, skoro była bezpłodna. W obawie, że powie zaraz coś niegrzecznego, nałożyła sobie na talerz wielki plaster szynki i zabrała się do jedzenia.

W końcu, kiedy przełknęła pierwsze kawałki, poczuła się na tyle uspokojona, że zwróciła się do markiza:

– Czy dzisiaj wreszcie dojedziemy do Londynu?

– Tak, jeśli wszystko dobrze pójdzie. – Rothgar również zaczął jedzenie. – Dzięki temu mogłabyś odpocząć przed jutrzejszym spotkaniem z królową.

A więc to już jutro! Przynajmniej będzie mogła zapomnieć o Rothgarze i Safonie. Miała już dosyć stałej bliskości markiza.

Zjadła szybko i bez przyjemności i wypiła herbatę zamiast kawy.

– Jedźmy już – poprosiła, wstając od stołu.

Rothgar poprosił ją jeszcze o chwilę zwłoki. Wyszła więc przed oberżę „Pod królem Jerzym" i z podziwem spojrzała na jej masywną sylwetkę. Markiz wybierał tylko najlepsze zajazdy.

Zaczęła przechadzać się po podjeździe i ze zdziwieniem zauważyła, że jej służąca wsiada do powozu z bagażami.

– Claro, powinnaś przecież być ze mną – powiedziała. Służąca pokręciła głową.

– Nie, pani. Dzisiaj mam jechać z Fettlerem w drugim powozie. To zarządzenie markiza – wyjaśniła.

Hrabina skinęła głową. Będzie musiała później porozmawiać z Clarą i wyjaśnić, kto może jej wydawać rozkazy. Jednocześnie zachodziła w głowę, co też to może znaczyć. Była coraz bardziej podniecona. Czy to możliwe, żeby noc spędzona z Safoną zaostrzyła mu apetyt? A może z jakichś powodów nie pozwoliła mu na zbliżenie i markiz zdecydował się zmienić obiekt swych zalotów. Oczywiście nie odpowiadała jej rola zastępczyni, ale z drugiej strony…

Diana potrząsnęła głową, stając tuż przy drzwiczkach powozu. Nie, z pewnością chce z nią po prostu swobodnie porozmawiać. Może chodzi mu o opracowanie strategii przy spotkaniu z królową?

Albo o to, żeby raz jeszcze pomasować jej stopy! Diana znowu puściła wodze fantazji, czując, że serce bije jej coraz mocniej. Ocknęła się dopiero, kiedy Rothgar zaprosił ją do środka.

Po wejściu odniosła wrażenie, że znalazła się w innym, jeszcze bardziej luksusowym powozie. Po chwili zorientowała się jednak, że dwa siedzenia z naprzeciwka złożono w przednią ścianę pojazdu. Bardzo sprytne, pomyślała. Zwłaszcza, jeśli podróżny ma długie nogi.

Czy chodziło mu tylko o to, żeby móc się wyprostować? Markiz rzeczywiście usadowił się tak, by zająć całą długość powozu.

– Teraz jest wygodniej, nie sądzisz, pani? Nie, w jego obecności czuła się bardziej skrępowana!

– Nie narzekałam do tej pory, panie – odrzekła. – Chociaż jest to oczywiście świetne rozwiązanie.

– Sam je wymyśliłem i zaprojektowałem – pochwalił się. -Co więcej, można tak rozłożyć siedzenia, by tworzyły coś w rodzaju wielkiego łoża.

Rzuciła mu szybkie spojrzenie, a jednocześnie zarumieniła się aż po korzonki włosów.

– Więc chodzi ci o większą wygodę, panie? – Wskazała jego wyciągnięte nogi.

– Nie tylko. Musimy przecież przećwiczyć twoją rolę, pani – stwierdził. – Tak, żebyś dobrze wypadła w Londynie.

Przećwiczyć? Na łożu? Dobry Boże! Miała nadzieję, że nie domyśla się, jakimi torami biegną jej myśli.

– Wydaje mi się, że wiem, jak zachowują się damy. Może nawet widziałam parę w swoim życiu – ironizowała.

– Nie żartuj, pani. Chodzi o to, żebyś trzymała w ryzach swój wybujały temperament. Co byś na przykład powiedziała, gdyby król tak zaczął rozmowę. – Rothgar zrobił odpowiednią minę i jednocześnie zmienił głos na ostrzejszy i mało uprzejmy. – Czy nie uważasz, pani, że kobiety powinny służyć swoim mężom i rodzić im dzieci?

– Szczęśliwe te, które mogą to robić Wasza Królewska Mość.