Выбрать главу

– Tak, oczywiście. Tyle, że nie chce wchodzić w otwarty konflikt ze szlachtą – tłumaczył jej cierpliwie. – Poza tym, D'Eon to awanturnik bez majątku, czy odpowiedniego tytułu. Nagła łaska króla zostałaby odczytana jednoznacznie. Wszyscy dowiedzieliby się, że jest tajnym agentem. Taki człowiek musi się trzymać na uboczu.

– Tak jak ty – zauważyła. Rothgar potrząsnął głową.

– Ja nie jestem tajnym agentem. Chociaż paru zatrudniam – dodał po chwili.

Diana wciągnęła powietrze głęboko do płuc. Nareszcie zaczynała rozumieć całą sytuację. Co więcej, życie blisko dworu wydało jej się bardziej interesujące niż przypuszczała. Trzeba tylko, bagatela, mieć pozycję markiza!

– No dobrze, ale co wobec tego planuje tajny rząd Ludwika? – zadała kolejne pytanie. – Nie to samo, co oficjalny?

Markiz uśmiechnął się lekko do siebie.

– Wobec tego po co byłby ten cały napad? – odpowiedział pytaniem. – Nie, Diano, wręcz przeciwnie. Przecież to nie tajny rząd podpisał traktat pokojowy. Francuzi chcą jak najszybciej wylizać się z ran, a potem przypuścić na nas nowy atak.

Aż zamarła na moment z wrażenia.

– Skąd wiesz?!

– Zgaduję. Wszystko o tym świadczy. Również zdarzenia z ostatniej nocy.

Przez moment chciała powrócić do tej nocy, ale stwierdziła, że nie ma już nic więcej do dodania. Potrzebowała raczej informacji Rothgara, żeby móc jak najlepiej wywiązać się ze swojej roli.

– A król Jerzy? 2 pewnością wie o wszystkim. Markiz tylko pokręcił głową, co wprawiło ją w tym

większe zdziwienie.

– Ale dlaczego?

– Powiem mu w odpowiednim czasie – zapewnił. – Na razie jest jeszcze zbyt młody. Wcześnie stracił ojca i wydaje mu się zapewne, że kuzyn Ludwik doskonale nadaje się na mentora.

– Władca wrogiego państwa?!

Znowu rozejrzał się dokoła.

– Ciszej, Diano. Przecież zawarliśmy pokój. Kawaler D'Eon bardzo dba o to, żeby nasz król widział w Ludwiku tylko swojego przyjaciela. Kręci się przy nim niczym panna na wydaniu.

To porównanie wydało jej się nadzwyczaj trafne. D'Eon miał w sobie coś miękkiego, kobiecego.

– Wydaje mi się jednak, że powinieneś powiedzieć królowi – stwierdziła po dłuższym namyśle.

– Bądź rozsądna. Nie mam przecież konkretnych dowodów, a jedynie podejrzenia – przekonywał ją markiz. -D'Eon by mnie wyśmiał i stałby się jeszcze bardziej ostrożny. Dlatego musisz uważać, żeby się nie zdradzić.

– Będę uważać – zapewniła.

– Gdybym przypuszczał, że będzie inaczej, nic bym ci nie powiedział – mruknął. – Zresztą młode kobiety są zwykle znacznie rozsądniejsze od swoich mężów. Muszą włożyć wiele sprytu w to, żeby dobrze wydać się za mąż. A później jeszcze powinny udawać głupsze niż są w rzeczywistości.

Diana nigdy nie podchodziła do tego problemu od tej strony. Może dlatego, że w ogóle nie chciała wychodzić za mąż. Musiała przyznać, że Bey ma rację. Ileż było takich małżeństw jak Rosy i Branda? Można je pewnie policzyć na palcach jednej ręki.

Dookoła powoli zaczęło się ściemniać. Pomyślała, że powinni już wracać.

– Uważaj, Diano – ostrzegł ją raz jeszcze. – Gdyby coś się stało, nie mógłbym nawet wystąpić w twojej obronie. Mam tylko parę zaszyfrowanych wiadomości przejętych od francuskich łączników, ale nie mogę ryzykować przekazania szyfru królowi. Na pewno zdradziłby, że go zna.

Diana złapała się za głowę.

– Mój Boże, trzeba ukrywać przed królem, że się działa dla jego dobra! Czy ktoś ci pomaga?

– Parę osób w rządzie wie o tym, czym się zajmuję – odparł niechętnie.

– W tajnym rządzie?

Na jego wargach pojawił się nikły uśmiech.

– Obawiam się, Diano, że za dużo ci powiedziałem i teraz zaczniesz gustować w szpiegowskich historiach.

Jakby na komendę odwrócili się i ruszyli do wyjścia. Brama parku majaczyła przed nimi gdzieś w oddali. Powoli robiło się coraz ciemniej.

– Co mogę dla ciebie zrobić? – spytała jeszcze.

– Miej oczy i uszy otwarte. Chcę przede wszystkim wiedzieć, czy D'Eon kontaktuje się z królową i co jej mówi.

Diana uśmiechnęła się do siebie.

– Więc będziemy się widywać – ucieszyła się.

– Czy sądziłaś, że cię opuszczę?

– Ale chyba nie będziesz przychodził codziennie? – Jej serce biło szybciej niż zwykle.

– Mam wolny wstęp do królewskich apartamentów. Mogę przychodzić, kiedy chcę – zapewnił. – Jednak rzadko będziemy mogli rozmawiać na osobności.

Wyszli z parku i skierowali się do pałacu. Królewski powóz już stał przed wyjściem.

– Spóźniliśmy się. Musimy teraz zaczekać na zewnątrz, a potem odwiozę cię do królowej. Może ustalimy jakiś szyfr – Rothgar wrócił do poprzedniego tematu. – Królowa może być Rosą, a król Brandem.

– Sprytnie – rzekła z uznaniem. – Wobec tego D'Eon niech będzie Samuelem, rozpłodowym baranem Rosy.

Markiz zaśmiał się złośliwie.

– Dobrze, choć to zupełnie do niego nie pasuje.

– Dlaczego? – Diana od dawna nie zadała tylu pytań.

– To długa historia. Może opowiem ci przy innej okazji. – Skłonił się ostatnim wychodzącym gościom i pociągnął ją za rękaw. Hrabina niezwłocznie poszła w jego ślady. – A kim będzie Ludwik?

– Dirkiem, flamandzkim ogierem Rosy – odparła bez namysłu. – W ten sposób będziemy mogli ograniczyć się do rozmowy o jej obejściu.

Tym razem Rothgar zdołał powstrzymać śmiech.

– Dobrze, ale mimo wszystko uważaj.

Przy schodach znowu zebrało się sporo osób, które chciały pożegnać królewską parę, musieli więc przerwac rozmowę. W końcu król i królowa wyszli z pałacu i pozdrowiwszy poddanych, udali się do siebie.

– Możemy ruszać – rzekł markiz.

Po chwili podjechał do nich jego powóz. Lekki kocz musiał więc powrócić do Malloren House. Diana pamiętała o tym, że nie powinna wsiadać sama i zaczekała aż Roth-gar poda jej rękę, po tym jak lokaj otworzył drzwiczki.

– Bardzo dobrze – szepnął, kiedy znaleźli się w środku.

– Czy chcesz jeszcze porozmawiać o Samuelu, baranie Rosy, czy wolisz skończyć ten temat? – spytała.

Spojrzał na nią z uznaniem, co dostrzegła w świetle pałacowych latarni.

– Wystarczy, że będziesz pamiętać, że to niebezpieczne zwierzę – skierował do niej ostatnie ostrzeżenie. – Zajmij się raczej samą Rosą.

Pod wpływem nagłego impulsu chwyciła go za rękę.

– Kiedy cię zobaczę, Bey?

Sama zdziwiła się, że stać ją na taki gest. Trudno było w bardziej oczywisty sposób wyrazić to, że go pragnie. Markiz ścisnął jej dłoń, ale po chwili ją cofnął.

– Jak mówiłem, będziemy się widywać. Jednak Diana postanowiła pójść na całość.

– Wiesz, że nie o to mi chodzi. – Rozchyliła namiętnie wargi. – Pocałuj mnie na pożegnanie.

Wahał się przez chwilę.

– Lepiej nie – zdecydował. – Z tego mogą być tylko kłopoty.

Diana czuła się pobita. Pomyślała, że znacznie łatwiej będzie jej wypełnić tajną misję, niż przekonać Beya, że powinien poddać się swoim uczuciom. Ona już im uległa. Wiedziała, że kocha markiza i że nie wyjdzie za mąż za nikogo innego.

Pozostawała kwestia, jak przekonać go, że warto zaryzy-

kować. Być może problem szaleństwa jest tylko iluzoryczny. Cóż, zastanowi się jeszcze.

– Wydawało mi się, że potrafisz pokonać wszystkie trudności.

Rothgar pokręcił głową.

– Nie wszystkie. Na przykład nie potrafię latać.

I nie potrafię powstrzymać strachu przed chorobą, dodał w duchu.

– Ale słyszałam, jak Elf mówiła o tobie „nasz Dedal" -zauważyła.