Выбрать главу

Za chwilę stanie.

Jej ruch zakończy się na zawsze.

Nie będzie już kolejnego pokolenia Mallorenów wychowującego się w tym domu.

Wyszedł z pokoju i skierował się na schody. Chciał już jechać do Londynu. Dopiero w holu przypomniał sobie o śniadaniu i wrócił na pierwsze piętro. Musi coś zjeść, jeśli chce szybko dojechać z powrotem.

Tylko po co? Żeby chronić Dianę? Przecież i tak nigdy nie zostanie jego żoną. Prawdziwą żoną, poprawił się w myślach. Kołyska na górze już na zawsze pozostanie pusta.

– Macierzyństwo jest prawdziwym cudem, lady Arra-dale – mówiła królowa. – Mam nadzieję, ze już wkrótce się o tym, pani, przekonasz.

Znajdowały się w ogrodach królewskich. Roczny ksiązę był w centrum uwagi wszystkich dam dworu. Diana robiła dla niego właśnie wieniec ze stokrotek i, prawdę mówiąc, zupełnie nieźle się bawiła.

– Chciałabym mieć dzieci, najjaśniejsza pani – zapewniła Diana, która w dodatku wiedziała, kto powinien być ich ojcem.

Królowa zmarszczyła czoło.

– Lord Rothgar bardzo zmartwił mego męża – westchnęła. – Wiesz, pani, że nie chce mieć potomstwa?

Diana poczuła, że serce podskoczyło jej w piersi. Oto nadarzyła się wspaniała okazja, żeby poplotkować o markizie. Ciekawe, co inni sądzą na temat jego postanowienia?

– Słyszałam, że ma ku temu… powody – zauważyła. Inne damy dworu przysłuchiwały się rozmowie, acz bez

zaciekawienia. Prawdopodobnie temat ten nie należał tutaj do nowych.

– To prawda, jego matka zamordowała swoje drugie dziecko. – Charlotte aż wzdrygnęła się na myśl o tym. -Na pewno pokutuje za to w piekle. Ale lord nie powinien się tym tak bardzo przejmować.

Nie przejmować się? Matką w piekle? Królowa chyba zbyt wiele od niego wymagała.

– Zamordowała! – westchnęła tylko Diana-aktorka, udając omdlenie.

Królowa spojrzała na nią ze zdziwieniem.

– Nie mówił ci o tym, pani?

Teraz przyszedł czas na udawane znudzenie i brak zainteresowania tematem.

– Och, znamy się bardzo mało, najjaśniejsza pani – wyjaśniła. – Tak naprawdę miałam okazję rozmawiać z nim tylko w podróży.

I to nie tylko porozmawiać, pomyślała, przypominając sobie wspólnie spędzoną noc.

– Och! – Królowa krzyknęła na widok małego księcia, który potknął się o jakiś kamień. – Chodź tutaj herzliebl Pokaż mi swój wianuszek!

Malec „przyszedł" prowadzony przez dwie damy dworu. Jego matka zachwyciła się wianuszkiem, a potem znowu włożyła mu go na głowę.

– Wiele kobiet na pewno zazdrości pani tej podróży, lady Arradale – dodała po chwili królowa. – Sporo jest takich, które oddałyby wszystko, żeby móc z nim…

– Po flirtować, najjaśniejsza pani? – spytała Diana, wymawiając z obrzydzeniem to słowo. Wciąż grała mniszkę. Kobietę nieprzywykłą do mężczyzn.

Charlotte spojrzała jej prosto w oczy, jakby chcąc sprawdzić, czy nie udaje. Następnie zacisnęła usta i przeniosła swój wzrok gdzieś daleko, poza ogród.

– Czy zaskoczyłoby cię, pani, gdyby to właśnie jego wybrał król?

W jej uszach zagrały weselne dzwony, a dusza wzlecia-ła gdzieś pod niebiosa. Diana nie mogła uwierzyć w swoje szczęście. Dopiero po chwili dotarło do niej, że ślub wymuszony nie jest żadnym ślubem.

– Mój mąż uważa, że to doskonały pomysł – dorzuciła jeszcze królowa.

Diana ściągnęła brwi, udając, że się zastanawia.

– Ale dzieci, najjaśniejsza pani! – zauważyła, udając, że się przy tym czerwieni.

Królowa uśmiechnęła się do siebie.

– Porozmawiamy o tym… za rok. Nie chcesz chyba powiedzieć, pani, że markiz ci nie odpowiada? – Charlotte zgromiła ją wzrokiem.

Hrabina skłoniła się lekko.

– Nie, najjaśniejsza pani, ale…

– Żadnych „ale". – Odprawiła ją machnięciem ręki. – Jesteś, pani, wolna.

Diana uniosła nieco suknię i oddaliła się tyłem. Stała się już całkiem biegła w tej sztuce. Gdyby się potknęła, cały dwór śmiałby się z niej przez najbliższe tygodnie.

Miły nastrój związany ze spacerem pękł jak szklana bańka. Diana zaczęła krążyć po ogrodzie niczym lwica w klatce. Parę razy, kiedy zbliżyła się do ogrodzenia, przyszło jej do głowy, że chętnie by stąd uciekła.

Między innymi dlatego, by przekonać Beya, żeby się z nią ożenił.

Z miłości, nie z obowiązku.

Przybyła tutaj, żeby udowodnić królowi, że nie stanowi zagrożenia dla kraju i że nie jest szalona. Miała nadzieję, że później zyska wolność. Nie spodziewała się, że król zechce ją od razu wydać za mąż. I to za człowieka, którego kochała z całego serca. Sytuacja stawała się niezwykle skomplikowana.

W dodatku, w jaki sposób ma o tym wszystkim powiadomić Beya?! Początkowo myślała, ze po prostu napisze do niego list. Bała się jednak, że nie potrafi odpowiednio zaszyfrować wiadomości. Wybrała pseudonimy dla króla, królowej i D'Eona, ale oni dwoje ich nie mieli. Nie mogła przecież po prostu napisać: „Król chce, żebyś się ze mną ożenił… I ja też".

Mogła co najwyżej wyżalić się Rosie. Potrzeba trochę czasu, żeby wieści dotarły do markiza.

Diana przystanęła przy krzaku róży. Był naprawdę piękny. Z przyjemnością dotknęła najpyszniejszego kwiatu i w tym momencie jego płatki posypały się jeden po drugim na ścieżkę.

Stała zaszokowana tym, co zrobiła. Jak to się mogło stać? Przecież chciała ją tylko pogłaskać.

Przykucnęła i pozbierała wszystkie płatki. Były przyjemne w dotyku i pachniały słodko, co zdziwiło ją, gdyż róże przy jej zamku miały raczej słaby zapach. Pomyślała, że król i królowa też chcą dobrze. Gdyby mogli zobaczyć to zdarzenie, być może nie zdecydowaliby się jej swatać.

Musi napisać do Beya. Stojąc na ścieżce, zaczęła obmyślać pierwsze słowa listu. Po czym zaśmiała się i rzuciła płatki na wiatr. Niech lecą.

22

Rothgar kończył już pospieszne śniadanie i zerknął nawet miłościwie na projekty nowych liberii dla służby, kiedy zapowiedziano sir George'a Uftona. Mężczyzna wpadł jak pocisk do jego gabinetu. Nie był rumiany, jak zwykle, ale dziwnie blady.

– Na miłość Boską, jak dobrze, że wasza lordowska mość jeszcze tu jest!

Rothgar odsunął od siebie talerz i wstał. I tak nie miał już ochoty na śniadanie.

– Georgie! Mój syn, George, został aresztowany za kradzież koni!

Markiz wskazał starszemu Uf tonowi miejsce, a następnie nalał mu brandy.

– Powiedz mi, panie, jak to się stało – poprosił. Mimo wzburzenia Uftonowi udało się pokrótce streścić

historię syna. Otóż George, który wybrał się na targ w Dingham, grał w karty z handlarzem końmi. Ojciec nie krył, że ma zamiar z nim o tym jeszcze porozmawiać. Kiedy przegrał, handlarz zażądał, aby w ramach spłaty długu, odstawił jego konie do sąsiedniej wioski. A kiedy Georgie się do tego zabrał, obwołał go koniokradem. Miejscowy sędzia, Hadley Commons, z którym Uftonowie od dawna mieli na pieńku, chciał jak najszybciej zająć się tą sprawą.

Sir George dopił brandy jednym haustem i spojrzał błagalnie na Rothgara. Sprawa wymagała jednak zastanowię-nia. Markiz nie wątpił w niewinność młodego Uftona i nie bardzo rozumiał, o co w tym wszystkim chodziło.

Chyba, że… Przypomniał sobie, że przed wyjazdem do Yorkshire to właśnie on przedstawiał Uf tonów królowi.

D'Eona nie było wtedy wśród zebranych, ale Rothgar nie wątpił, że wiedział o wszystkim, co się z nim wiąże. W związku z tym mógł to być kolejny wymierzony w niego cios.