Выбрать главу

– Mimo to, powinieneś skonsultować to ze mną! – warknął. De Couriac aż poczerwieniał na twarzy.

– Powiedziałem przecież, że rozkaz pochodził od samego króla!

D'Eon położył dłoń na rękojeści szpady. Rzadko dawał się wyprowadzić z równowagi, ale czuł, że miarka się przebrała.

– Co takiego?! Może myślisz, że jesteś mi równy rangą?! Może uważasz też, że wygrałbyś ze mną w pojedynku?!

De Couriac miał co prawda opinię doskonałego fecht-mistrza, ale D'Eon znał swoje możliwości. Wiedział, że każdego można pokonać. Gdyby chciał, pewnie słynąłby jako doskonały szermierz, ale wolał utrzymywać swoje umiejętności w tajemnicy. Ci, którzy je poznali, zabrali tajemnicę do grobu.

Mężczyźni przez moment mierzyli się wzrokiem. W końcu de Couriac pochylił nieco głowę.

– Przepraszam, jeśli cię obraziłem, monsieur – bąknął. D'Eon rozkoszował się tą chwilą. Uwielbiał władzę

i wszystko, co się z nią wiązało.

– W porządku. Powiedz teraz, co to były za rozkazy.

– Żeby wyeliminować markiza.

– Ale z gry – uzupełnił D'Eon. De Couriac potrząsnął głową.

– Nic tam nie było na ten temat.

– Wobec tego przyjmujemy, że tylko z gry. – Spojrzał groźnie. – Jasne?

Po chwili de Couriac znowu skinął głową.

– Tak jest.

D'Eon przyglądał się przez chwilę podwładnemu.

– Powiedz jeszcze, jak to się stało, że Rothgar zabił aż czterech twoich ludzi? – spytał o rzecz, która od dawna go ciekawiła. – Wydaje się to mało prawdopodobne.

De Couriac skinął ponuro głową.

– Bo jest – rzekł niechętnie. – To ta lady Arradale.

– Co takiego?! – roześmiał się D'Eon. – Użyła swojego wachlarza?

– Nie, pistoletu – mruknął de Couriac. – To ona zabiła Guya i Rogera. To byli nasi najlepsi ludzie. Od lat pracowali w Anglii.

D'Eon spoważniał nagle, a na jego czole pojawiły się dwie pionowe kreski.

– Dobrze, a to? – Wskazał obandażowane ramię.

De Couriac nagle opadł z sił. Na jego twarzy widać było zmęczenie i zniechęcenie.

– Susette mnie dźgnęła w czasie kłótni. Miała nieposkromiony temperament i nie mogła znieść tego, że nie wywiązała się z zadania. Oczywiście musiałem ją zabić. – Zacisnął pięści, a w jego oczach pojawiły się łzy. – Markiz i hrabina zapłacą mi za to. Była moją przyjaciółką…

D'Eon czuł, że ma dosyć komplikacji jak na jeden wieczór.

– W porządku, odpocznij teraz, a potem porozmawiamy -powiedział. – Spieszę się do króla. Jeśli chcesz, możesz dostać następne zadanie. Tylko musiałbyś zmienić wygląd.

De Couriac położył rękę na sercu.

– Jestem mistrzem przebrania – stwierdził. – Występowałem nawet w teatrze.

– Świetnie, możesz więc nawiązać znajomość z lordem Randolphem Somertonem. Uwielbia hazard i często można spotkać go w domu gry „U Lucyfera". Nie rób nić bez dalszych poleceń – rzucił na koniec i wyszedł.

Zrezygnował z oględzin koni i kazał służbie, by jak najszybciej podstawiła kapiący od złota powóz pod główne wejście do ambasady. Przez chwilę zastanawiał się, czy już przyszedł czas, żeby pozbyć się de Couriaca. Stwierdził jednak, że na razie nie może go zabić, bo, między innymi z jego powodu, ma do dyspozycji za mało ludzi. Przyjdzie moment, kiedy monsieur de Couriac będzie się musiał udać w drogę za swą przyjaciólką-aktorką. A może lepiej zażądać odesłania go do Francji?

D'Eon sam nie wiedział, co robić. Czuł, że pełnienie obowiązków przychodzi mu z coraz większym trudem. Wydawał masę pieniędzy i angażował się w przedsięwzięcia, które spełzały na niczym. Gdyby nie łaskawe listy Ludwika XV, z pewnością zastanowiłby się głębiej nad swoją sytuacją. Król doceniał jego pracę i chciał, żeby D'Eon pełnił nadal obowiązki ambasadora.

Musi jednak zyskać większy wpływ na Jerzego III, co znaczy, że powinien unieszkodliwić lorda Rothgara.

Lady Arradale, pomyślał i przypomniał sobie cichą i szarą arystokratkę z prowincji. Może uda mu się wykorzystać ją do tego celu.

24

Kiedy Rothgar pojawił się w apartamentach królewskich, ze zdziwieniem spojrzał na kłębiący się tam tłum gości. Królewska para rzadko zapraszała większa liczbę osób do Buckingham Palące, który uważała za swój dom. Już po chwili zorientował się, że nie chodzi nawet o francuski automat, lecz o to, by przedstawić Dianę londyńskiemu towarzystwu. Być może okaże się, że któryś z gości doskonale nadaje się na jej męża. O, choćby Somerton, Crumleugh czy Scrope.

Po moim trupie, pomyślał Rothgar, patrząc groźnie na zgromadzonych na sali kawalerów. Następnie przeszedł do króla i królowej, by złożyć im swoje uszanowanie.

Od razu zauważył pasterza i pasterkę, których podarował królowi w zeszłym roku. Automat stał odsłonięty, jakby stanowiąc wyzwanie dla Francuzów. Rothgar był pewny, że D'Eon obejrzał go sobie dokładnie w czasie częstych wizyt w pałacu i na pewno sprowadził z Francji coś bardziej skomplikowanego. Żałował, że nie ma jego dawnej pagody, czy choćby dobosza, które na pewno przyćmiłyby dar francuskiego monarchy.

Rothgar uśmiechnął się do siebie na myśl o tym, że prowadzi wojnę na automaty. Ale tak właśnie było. Polityką rządził przypadek, a także zmienny królewski gust. Chodziło o to, żeby zjednać sobie jak największą przychylność Jerzego III. Oczami duszy widział mechanizm złożony z francuskiego i angielskiego szermierza, walczących przy dzwiękach muzyki.

Przechodził dalej, starając się nie sprawiać wrażenia, jakby kogoś szukał. Zresztą i tak wypatrzył ubraną na zielono Dianę zanim jeszcze wszedł do sali. Teraz musiał tylko przywitać się z przybyłymi arystokratami. Gdyby pod-izedł do niej od razu, mogłoby to wzbudzić podejrzenia. Po jakimś czasie znalazł się blisko grupki, w której sta-Zauważył, że się uśmiecha, ale jest blada. Mógł to być jednak nakładany na twarz puder. Musi to sprawdzić, ale ze nie teraz. Zwłaszcza, że zauważył, iż król przyzywa go gestem.

– Lady Arradale bardzo się nam podoba, co? – oznajmił monarcha. – Z pewnością będzie doskonałą żoną.

– Oczywiście, sire – potwierdził Rothgar.

Diana musiała świetnie grać swoją rolę. Prawda jednak była taka, że większość mężczyzn nie potrafiłaby znieść jej niezależności i dumy.

– Królowa jest nią zachwycona – ciągnął Jerzy. – A poza tym, powiem ci, panie, w sekrecie, że lady Arradale uwielbia dzieci. Za parę tygodni na pewno będziemy tańczyć na jej weselu, co?

Rothgar zdziwił się, widząc utkwiony w siebie wzrok monarchy. O co mogło mu tak naprawdę chodzić? I dlaczego informował go o tym wszystkim?

– Bez wątpienia, najjaśniejszy panie.

Król potarł policzek i powtórzył parę razy „co?", wyraźnie z siebie zadowolony. Potem wziął jeszcze Rothga-ra pod rękę.

– Poza tym, lady Arradale zgodziła się, że jeśli nie zdoła znaleźć sobie narzeczonego, zda się na nas, co?

Rothgar poczuł, że krew w nim się burzy. Miał ochotę wyszarpnąć ramię, ale zapanował nad tym odruchem. Zastanawiał się, czy Diana nie zagrała swojej roli aż za dobrze

– Jednak oboje z królową wolimy, żeby sama wybrała sobie męża – ciągnął król. – Musi poznać kawalerów, po rozmawiać z nimi, co? I tak dalej.

– Wasza Królewska Mość chce powiedzieć, że potrzebuje czasu – podsunął mu Rothgar.

– Trochę czasu. – Król położył nacisk na pierwsze słowo. – Ale też i okazji. Jakiegoś balu, co?

– Co takiego, sire? – Rothgar bezwiednie powtórzył słyń-ne, królewskie „co?". – Tu, w pałacu?