– zawiesił głos – dwóch. Jednak w taki sposób, że nie powinienem tego chyba opowiadać przy damach.
D'Eon spojrzał na niego z niedowierzaniem, natomiast panna Hestrop zaczęła domagać się ujawnienia szczegółów.
W tym momencie Diana uniosła do czoła dłoń, na której nie było ani jednego pierścienia. Dziwne, bo zwykle nosiła ich całe mnóstwo.
– O nie, panie! Powstrzymaj się. – Jęknęła i zachwiała się, musiał więc ją podtrzymać. – Jeszcze dźwięczy mi w uszach i słyszę te krzyki!
Nareszcie czuł ją blisko. Jednocześnie mógł wziąć hrabinę delikatnie pod rękę i zaprowadzić do najbliższej sofy. Musiał to jednak robić ostrożnie, gdyż czuł na sobie wzrok D'Eona, a także innych, zgromadzonych na sali osób.
Przez chwilę mogli być blisko siebie. Ale teraz Diana powinna zemdleć albo dojść do siebie. Zdecydowała się na to drugie. I kiedy otworzyła oczy, jej wzrok napotkał spojrzenie Rothgara. Powiedziało jej ono więcej, niż można było zmieścić w długim liście.
– Już lepiej, pani? – spytał. – Pamiętaj, że nic ci tu nie grozi. Hrabina uniosła palce do skroni.
– Oczywiście, przepraszam. To głupie, że tak się zachowuję. Rothgar odwrócił się i zadysponował kieliszek wina.
Miał nadzieję, że przez chwilę będą sami, ale kanapa przezywała prawdziwe oblężenie. I tak dobrze, że w ogóle tutaj stała. W St. James's Palące nie było żadnych mebli.
Diana ze zdziwieniem rozejrzała się dokoła. Odniosła wrażenie, że wszyscy tylko czekają aż wybuchnie jakiś skandal. Tak, jak w wierszu Pope'a:
Nawet panna Hestrop, która wydawała się drżeć na myśl o napadzie, chciała poznać jego szczegóły. Diana słyszała gdzieś, że to kobiety najczęściej przychodzą na publiczne egzekucje. Patrzą, a potem mdleją. Być może tak rekompensują sobie brak prawdziwych podniet w życiu. Po chwili zbliżył się do niej również królewski koniuszy i spytał, co się stało. Nawet monarcha zwrócił uwagę na jej zasłabnięcie. Wszyscy oczywiście użalali się nad nią, ale Dianie zdawało się, że słyszy ich myśli: „Krwi, chcemy krwi". Dlatego wypiła parę łyków wina i zwróciwszy lo-jowi kieliszek, podniosła się z miejsca.
– Wszystko w porządku – oznajmiła.
Panna Hestrop znowu zaczęła domagać się szczegółów dtyczących napadu, ale w tym momencie król rozkazał, by rozpoczęto pokaz. D'Eon wystąpił do przodu, przed zakryty płótnem automat i rozpoczął mowę o wiecznej wzajemnej przyjaźni i pokojowym współistnieniu.
Dopiero teraz Diana odetchnęła z ulgą. Nigdy nie przypuszczała, że będzie się czuła aż tak skrępowana spojrzeniami tylu osób. Zerknęła dyskretnie na Rothgara i zauważyła w jego oczach głęboką troskę. Wykorzystując mowę wachlarza, szybko posłała sygnał: „nic mi nie jest. Kocham cię".
Markiz odwrócił się i spojrzał w stronę perorującego D'Eona. A ona pomyślała, że nie zgodzi się na niechciane małżeństwo i nigdy o nic nie będzie go prosić. Nie mogła jednak ukrywać swoich uczuć. Ani przed sobą, ani przed nim.
D'Eon skończył wreszcie swoją mowę i teatralnym gestem odsłonił automat.
– Oto gołąbek pokoju.
Blask świec zalśnił na wyłożonych perłami piórach ptaka oraz w jego szmaragdowych oczach. Do wykonania ptaka zużyto tyle kruszcu, że zebrani aż wstrzymali oddech. Jedynie Diana i Rothgar wymienili znaczące spojrzenia. Ten przepych oznaczał, że automat tak naprawdę niewiele potrafił.
D'Eon nakręcił gołębia. Rothgar starał się skoncentrować na maszynie i nie patrzeć już w stronę hrabiny. Te spojrzenia mogły ich przecież zgubić.
Ptak opuścił głowę i „wziął" do dzioba oliwną gałązkę. Była to bardzo prosta czynność, ale przecież mechanizm, który mógł się zmieścić w gołębiu nie należał do skomplikowanych. Kiedy ptak wyprostował się i wszyscy myśleli, że to już koniec, ten jeszcze rozpostarł skrzydła. Na jednym było napisane paixy a na drugim pokój.
Goście nagrodzili pokaz brawami.
Rothgar stwierdził, że nie będzie wielkim wykroczeniem, jeśli teraz zajmie się przez parę chwil Dianą.
– Może obejrzymy tę zabawkę, pani – zaproponował, podając jej ramię.
Hrabina uśmiechnęła się, słysząc w jego ustach słowo „zabawka" i oparła się na jego ramieniu.
– Wolałabym, panie, obejrzeć automat, który ty podarowałeś królowi – powiedziała. – Ciekawa jestem porównania.
– Zaraz odbędzie się prezentacja – zapewnił ją markiz.
– Ach, wobec tego możemy zaczekać – westchnęła. -Może zainteresują cię najnowsze wieści od Branda i Rosy?
Ich kod. A więc miała jeszcze czas na to, by obserwować, co działo się na dworze!
– I co u nich? Wszystko w porządku?
– Tak, panie, chociaż dziwi mnie to, że Rosa spędza tyle czasu w towarzystwie Samuela, swojego kozła – odparta. – To zwierzę najwyraźniej ją fascynuje.
Rothgar powstrzymał uśmiech, wyobraziwszy sobie prawdziwą Rosę tkwiącą po parę godzin w stajni. Ale wiadomość była w najwyższym stopniu niepokojąca.
– Bardziej niż mój brat? – zdziwił się.
– Och, Brand jest wciąż zajęty. A Rosa znajduje w Sa-imuelu chętnego słuchacza i opowiada mu o różnych sprawach. Tylko co biedne zwierzę z tego rozumie…?
Znowu zła wiadomość. Rothgar wiedział, że król dzieli sie różnymi informacjami z małżonką, zapewne w przekonaniu, że połowy nie zrozumie, a drugą zapomni. Ale jeśli królowa naiwnie przekazywała te wieści D'Eonowi, było to naprawdę niebezpieczne.
– Kozły potrafią być groźne – zauważył. – Zauważyłem, ze koło ciebie, pani, też zaczynają się kręcić. Taki Somer-ton…
Somerton właśnie się do nich zbliżał z nieszczęśliwą panna Hestrop uwieszoną u jego ramienia. Diana zacisnę-la usta na jego widok, ale po chwili znowu się do wszystkich uśmiechała.
– O czym to, państwo, rozmawiacie? – spytał Somerton z taką miną, jakby już był narzeczonym hrabiny.
– O mojej kuzynce, Rosie – poinformowała go Diana. -Wraz z mężem bardzo interesuje się moim ślubem.
Somerton wykonał jakiś nieokreślony gest ręką. To zupełnie zrozumiałe, pani – powiedział. – Kobiety interesują się takimi sprawami.
Słowo „kobiety" zabrzmiało w jego ustach tak, jakby mówił o istotach podrzędnego gatunku. Diana żałowała, że nie może go w tej chwili wyzwać na pojedynek.
– Tak, ale niestety, nie znają się nawet na tym! – westchnęła Diana. – Moja kuzynka znalazła dla mnie aż dwóch, jej zdaniem, odpowiednich kandydatów. Jeden to fircyk, a drugi potentat ze Wschodu.
– Zawsze możesz, pani, odmówić – wtrącił zdenerwowany Somerton.
– To prawda, ale Brand, jej mąż, uważa, że obiecałam usłuchać ich wyboru – ciągnęła hrabina. – Nie mam odwagi mu się sprzeciwić.
Jakże sprytnie wykorzystała ich kod. I to w towarzystwie Somertona i panny Hestrop! Nikt nie mógł w tej chwili przypuszczać, że przekazuje mu poufne informacje. z drugiej strony, Rothgar zafrasował się, słysząc, że nie sa zbyt pomyślne. Wiedział, o co jej chodzi. Król miał zwyczaj wmawiać niektórym, że się na coś zgodzili albo powiedzieli coś, co tak naprawdę nigdy nie padło z ich ust.
I jeszcze jedno. Kim miał być „potentat ze Wschodu"? Czyżby chodziło o niego samego? Rothgar niepomiernie się zdziwił, rozszyfrowawszy tę wiadomość.
– Więc będziesz, pani, musiała usłuchać kuzyna – rzekł, patrząc jej w oczy.
– Nie, nie, pani, to niemożliwe – Somerton raz jeszcze wtrącił się do rozmowy. – To musi być wyłącznie twój wybór.