Выбрать главу

Mistrz Mannerly zanotował to w swoim kajecie i jeszcze raz zapewnił ją, że strój będzie gotowy na czas. Diana juz w nieco lepszym nastroju opuściła pracownię krawiecka Cieszył ją strój bogini. Przypuszczała, że Bey zrozumie zawartą w nim aluzję.

– Jesteś, pani, czarująca, kiedy się cieszysz – usłyszała tuż obok głos Somertona.

Zupełnie zapomniała o jego istnieniu i traktowała go mniej więcej tak, jak lokaja, który stale jej towarzyszył. Pomyślała, że powinna przynajmniej trochę obrzydzić mu malżeństwo.

– To dlatego, że uwielbiam zakupy – stwierdziła. – Moja matka często narzeka na wysokość rachunków.

Jako twój mąż nigdy nie będę tego robił. Lord Randolph zrównał się z nią i dla podkreślenia wagi swoich słów położył dłoń na piersi. Diana już chciała wark-ac, że nie miałby do tego najmniejszego prawa, ponieważ pieniądze nie należą do niego, ale po namyśle rzekła tylko:

– Mogę ci, panie, obiecać to samo. Zdziwienie Randolpha szybko przeszło w gniew:

– Jak mogłabyś to robić?! – niemal wykrzyknął. Diana przystanęła na chwilę i spojrzała na niego

Uśmiechem.

– Czy chcesz powiedzieć, panie, że ignorowałbyś moje zyenia? – spytała kokieteryjnie.

Lord Randolph zagryzł wargi. Widać było, że intensywnie myślał nad odpowiedzią.

– Oczywiście spełniałbym wszystkie twoje życzenia, pani. Ee, czy to znaczy, że się zgadzasz?

– Na co?

– Na nasz ślub – odparł. – Ich Królewskie Moście popierają ten projekt.

– Nie.

Diana uniosła lekko suknię i ruszyła w dalszą drogę. Somerton szedł za nią. W końcu dotarli do kocza i lord Ran-dolph rzucił się do przodu, chcąc jej otworzyć drzwiczki.

– Ale przecież powiedziałaś, pani…

– To były teoretyczne rozważania – przerwała mu i wsiadła do kocza. – Jedziemy!

Woźnica strzelił batem i czwórka koni ruszyła przed siebie. Somerton w ostatniej chwili wskoczył do środka i zajął swoje miejsce naprzeciwko.

– Bawisz się ze mną, pani – mruknął niechętnie. – Po powrocie do pałacu poinformuję króla o naszym ślubie.

– A ja zaprzeczę.

Lord Randolph z westchnieniem spojrzał na Hagger-dorn, która przez cały czas czekała na nich w koczu.

– Przyznasz, pani, że lady Arradale zgodziła się mnie poślubić?

– Nie odniosłam takiego wrażenia – odparła Niemka.

– A poza tym, kobiety są niestałe – Diana przywołała jeden ze stereotypów. – Mam chyba prawo zmienić zdanie.

– Więc przyznajesz, że myślałaś o ślubie! – triumfował Somerton.

Nie, nie był głupi, jak jej się początkowo wydawało. W niektórych sytuacjach potrafił wykazać zadziwiający spryt. Teraz, żeby uniknąć zastawionej przez niego pułapki, sama musiała udać idiotkę.

– Och, panie, a czemu miałabym nie myśleć? Muszę przyznać, że mi się podobasz, ale… Ale są też inni konkurenci. Potrzebuję czasu. Każdy mężczyzna ma jakieś zalety i muszę je wszystkie poznać.

Lord Randolph wziął ją za rękę.

– I tak mam ich najwięcej – stwierdził z błyskiem w oku. -Powiedz, pani, „tak", a pozbędziesz się wszelkich trosk.

I sporej części swoich pieniędzy, pomyślała Diana.

– Mój zmarły ojciec zawsze powtarzał, że nie mogę w pośpiechu podejmować ważnych decyzji – rzekła z westchnieniem. – Nakazał, bym czekała co najmniej tydzień…

Somerton ścisnął dłoń hrabiny, a następnie puścił ją i rozsiadł się wygodnie na swoim miejscu.

– Dobrze, wobec tego tydzień – zgodził się. – Ale daj mi, pani, znać, gdybyś zdecydowała się wcześniej. Będę czekał.

Tak, pomyliła się co do niego. Mimo braku wykształcenia, Somerton nie należał do ludzi głupich. W sprawach finansowych był zapewne okrutny i bezwzględny. Jak dobrze, że pojechała z nim na te zakupy. Inaczej mogłoby minąć sporo czasu, zanim by go w pełni doceniła.

Diana powróciła do pałacu, który w tej chwili wydał jej się schronieniem. Wiedziała, że lord Randolph nie może zmusić jej do małżeństwa, ale też zdawała sobie sprawę z tego, że odparcie jego ataków nie będzie łatwe. Zwłaszcza, że w dalszym ciągu będzie musiała się zachowywać jak „prawdziwa dama".

Na szczęście tego dnia nie musiała już przyjmować żadnych zalotników. Królowa zażądała bowiem dokładnej relacji z wizyty u kupców i krawca. Chciała też obejrzeć przywiezione rzeczy.

Po południu natomiast wystawiono na cześć lady Arra-dale fragmenty pierwszej opery Johanna Christiana Bacha, zatytułowanej „Orione", w której występowała bogini Diana. Hrabina starała się spożytkować ten czas na przemyślenie swojej sytuacji, ale muzyka szybko ją uwiodła. Dzięki niej zapomniała o swoich kłopotach, a ponieważ znała łacinę, z której wywodził się współczesny włoski, mogła bez problemów śledzić fabułę.

Orion pragnął poślubić dziewczynę imieniem Candio-pe, ale zazdrosna bogini sama chciała go uwieść. Cała historia oparta była na znanym micie, w którym Diana na końcu zabijała Oriona.

Czy jej związek z Beyem mógłby się skończyć w ten sposób?

Słuchając fragmentów opery bardziej utożsamiała się._ z Candiope niż z Dianą. Tą ostatnią mogli być król i kro-Iowa, nakłaniający ją do małżeństwa z kim innym. Ale monarcha pragnął przecież, by poślubiła Rothgara.

Diana pomyślała, że nie można w prosty sposób przenosić sztuki na życie. Jakieś analogie na pewno istnieją, ale to nie wystarczy. Z tą myślą znowu wsłuchała się w śpiew, tym razem Candiope: „Musimy poddać się woli bogów i rozstać się na zawsze. Bez ciebie jednak czeka mnie wieczny smutek i zgryzota."

Orion odpowiadał: „Och, okrutne rozstanie, tracę to, co cenię. Już lepiej rozstać się z tym życiem."

I znowu słowa zbyt mocno dotknęły rzeczywistości. Mit z całą pewnością żywił się prawdą. Dookoła przecież było tylu nieszczęśliwie zakochanych. Czy ona też dołączy do ich grona?

Pod koniec arii Oriona Diana nie była już w stanie wstrzymać łez. W sali rozległy się brawa. Sam król podszedł do niej i podał jej chusteczkę.

– Nie przejmuj się tak, pani. To tylko historia, co?

– Muzyka była naprawdę wzruszająca, najjaśniejszy panie – powiedziała wycierając oczy.

– Tak, pan Bach to prawdziwy mistrz – zgodził się król. -Ale myślę, że łzy biorą się z czegoś innego, co? Popatrz, pani, kobiety zamężne nie płaczą. Czas zdecydować się na małżeństwo, co?

Diana starała się ukryć panikę i skłoniła się lekko królom

– Tak trudno mi kogoś wybrać, sire – rzekła. – Tylu we koło wspaniałych i odważnych mężczyzn.

– To prawda, to prawda – zgodził się łaskawie król, pocierając policzek. – Musisz jednak podjąć decyzję, co? Dla własnego dobra. Żeby nie popaść w melancholię.

– Za parę tygodni, sire – poprosiła. Jednak król pokręcił stanowczo głową.

– O, nie, pani! Dla własnego dobra, co – powtórzył. – Założę się, że kiedy pierwszy raz się tu pojawiłaś, nie byłaś tak blada.

Do diabła z bielidłem i pudrem! Przecież chodziło o to, £eby odstraszyć kandydatów! Zrozumiała, że oni wcale nie zwracają uwagi na jej wygląd. Przyciągał ich tytuł i majątek.

– Przynajmniej tydzień, najjaśniejszy panie!

– Dobrze, wobec tego po balu maskowym, co? – zgodził się łaskawie Jerzy.

Diana chciała krzyczeć, że przecież do poniedziałku zostało zaledwie dwa dni. Nie mogła jednak spierać się z królem. Pochyliła więc tylko głowę.

– Tak jest, sire – bąknęła.

– Jeśli sama się nie zdecydujesz, pani, wybierzemy za dębie – dodał jeszcze monarcha na pożegnanie.

Diana starała się nie wpadać w panikę. Zostało jej mało czasu. Musi działać. Sama nie wiedziała, co robić. Udać chorobę? Nie, król zbyt często o tym wspominał, a przy tym patrzył na nią znacząco. Z całą pewnością uzna ją za niezrównoważoną, jeśli będzie w ten sposób chciała uniknąć małżeństwa.