– Tak, Bibb. W najlepszym.
Drugi służący wziął uzdę z jej ręki. Obaj nie okazywali zdziwienia na widok hrabiny. Diana i Bey ruszyli w stronę pałacu, natomiast stajenni w towarzystwie pozostałych służących, zajęli się końmi.
Diana cieszyła się, że nareszcie może zachowywać się naturalnie. Nie musiała niczego udawać. Nie czuła też na sobie niczyich oczu. Nawet nie sądziła, że ostatnie dni były dla niej tak męczące.
Z westchnieniem wsparła się na ramieniu Beya. W tej chwili trudno jej było uwierzyć w to wszystko, co wydarzyło się dzisiejszej nocy. Myślała, że w holu też będzie czekać na nich służba, ale markiz wyjął klucz, którym otworzył niewielkie drzwi od strony stajni. Weszli do środka, a on pieczołowicie zamknął drzwi.
Jeśli Portia miała pełnić rolę przyzwoitki, to nie wywiązywała się zbyt pilnie ze swoich obowiązków. Przeszli dalej w głąb domu, nie napotykając nikogo z domowników. Diana przytuliła się mocniej do Rothgara przechodząc przez ciemne korytarze, a on objął ją ramieniem. Drżała, ale tym razem nie miało to nic wspólnego ze strachem. Jej serce biło coraz szybciej. Nie wiedziała, gdzie się znajdują ani dokąd idą. Zresztą było jej wszystko jedno. Byle tylko mieć Beya wciąż przy sobie.
Pozwoliła zaprowadzić się na piętro, do wielkiej sypialni. Markiz zapalił dwa świeczniki, żeby mogła rozejrzeć się dookoła. To nie był jej dawny apartament. Na środku stało podwójne łoże z baldachimem, a w oknach wisiały różowe zasłony.
Nagle odniosła wrażenie, że markiz chce wyjść i przywarła do niego całym ciałem. Nie, nie chciała tak reagować, ale nie mogła zapanować nad własnymi emocjami.
– Muszę wyjść na chwilę – powiedział jej. – Zaczekaj. Wytężyła całą swoją wolę, żeby go puścić. Kiedy wyszedł, zdjęła jego płaszcz i spojrzała na nagie piersi.
Gdzie jest umywalka? to była jej pierwsza myśl.
Woda w dzbanie była zaledwie ciepława, ale nie miało to znaczenia. Diana wlała ją do miski, obnażyła całą górę i zaczęła myć piersi. Najpierw raz, a potem jeszcze i jeszcze, próbując usunąć z nich dotyk Somertona.
Rothgar pamiętał o tym, żeby zapukać przed wejściem. Odwróciła się, zasłaniając rękami piersi.
– Wejdź, proszę.
W rękach miał biały szlafrok. Podszedł do niej od tyłu i włożył go jej na ramiona. Ciepły materiał pachniał mydłem do prania i świeżym powietrzem. Rothgar cały czas uważał, żeby nie dotknąć jej ciała. Czy bał się, że zareaguje histerią?;
Diana zawiązała pasek, a następnie pod szlafrokiem zdjęła spódnicę. Była teraz w samej bieliźnie, mocno nadwerężonej przez lorda Randolpha.
– Chcesz się wykąpać? – spytał.
Miała na to olbrzymią ochotę, ale wolała uniknąć ciekawych spojrzeń służby. Wolała, żeby nikt nie oglądał jej ciała. No, prawie nikt.
– Nie, dziękuję.
Stanęła do Rothgara tyłem i zaczęła zdejmować bieliznę. Koszula i krochmalone spódniczki powędrowały na podłogę.
– Spal to! – poprosiła, a potem zawstydziła się swego zachowania. – Przepraszam, głupio się zachowuję.
Bey pokręcił głową.
– Wcale nie. Nie wstydź się swej słabości, Diano.
– Nie, nie. Muszę być silna. Inaczej Somerton wygra, rozumiesz? Przecież o to mu chodziło, żebym była słaba i bezradna!
Gdyby teraz wzięła kąpiel, przyznałaby w ten sposób, że czuje się zbrukana. Nie, nie może pozwolić, by prześladował ją cień lorda Randolpha. Musi pamiętać o swoich przodkach i ich odwadze.
– Więc co mogę dla ciebie zrobić? O ich odwadze i prawdomówności.
– Weź mnie do łóżka, Bey – szepnęła. – Chcę poczuć cię
blisko.
Wahał się jeszcze przez chwilę, ale potem wziął ją w ramiona. Podwójne łóżko okazało się nadzwyczaj wygodne. Jednak gdy tylko na nim legła, przed oczami stanął jej uśmiechnięty okrutnie Somerton.
– Potrzebuję tego – szepnęła. Markiz dotknął delikatnie jej policzka.
– Jesteś pewna? Może lepiej nie teraz – rzekł niepewnie. Diana już wiedziała czego potrzebuje naprawdę.
– Przywiąż mnie do łóżka – poprosiła. Spojrzał na nią zdziwiony, wręcz zaszokowany.
– Jesteś pewna, że… właśnie o to ci chodzi? Skinęła opartą na poduszce głową.
– Wiesz, co w tym wszystkim było najgorsze? Całkowita bezsilność. Poczucie tego, że nie mogę nic zrobić, chociaż mam ukryty pistolet Wolałabym już walczyć i przegrać. Ale, nie… -nagle zmieniła zdanie. – Chyba proszę cię o zbyt wiele.
Jego wahanie trwało krótko.
– Zaczekaj chwilę – rzucił i wyszedł do drugiego pokoju. Po chwili usłyszała odgłosy darcia materiału, a potem w drzwiach stanął Bey. W rękach miał cztery czarne pasy mocnego płótna.
– Jesteś pewna? – powtórzył pytanie.
– Tak – odparła, wyciągając przed siebie ręce. Usiadł na łóżku i zaczął wiązać pierwszą rękę. Następnie zrobił to samo z drugą. Łóżko było gładko toczone z drewna. Mógł ją więc przywiązać jedynie do czterech słupów baldachimu.
– Czy uznałabyś eksperyment za niepełny, gdybym obiecał, że cię odwiążę, gdy tylko oto poprosisz? – zadał kolejne pytanie.
Diana z trudem przełknęła ślinę.
– Tak, chyba tak.
Markiz zaczął wiązać jej nogi.
– Więc przynajmniej postaram się wykonać to zadanie z elegancją i wyrafinowaniem – powiedział.
– Przepraszam, Bey. Pytałeś, co możesz dla mnie zrobić.
– Chodziło mi raczej o masaż stóp albo coś w tym rodzaju – mruknął. – Nie chciałem zamieniać się w gwałciciela. No dobrze, czy możesz wyciągnąć drugą nogę?
Zrobiła to, o co ją prosił.
– To ja mam być ofiarą, a nie ty – zauważyła, patrząc na jego pełną goryczy minę. – Nie chcę cię do niczego zmuszać.
Spojrzał na nią niechętnie, a potem zamyślił się, pocierając swój policzek z lekkim zarostem.
– No dobrze, nie ma co dramatyzować – stwierdził w końcu. – Ale odmawiam jednej rzeczy. Na pewno nie będę się z tobą kochał w ten sposób. To byłby zwykły gwałt.
– Oczywiście – zgodziła się bez zastrzeżeń. – Chcę sobie po prostu poradzić z tą sytuacją. To wszystko.
Uśmiechnął się do niej, jakby wielki ciężar spadł mu z serca i przywiązał drugą nogę do słupka. Nad głową miała żółty, satynowy baldachim.
– Co czujesz? – spytał.
– Strach – padła odpowiedź. – Chociaż wiem, że mi nic nie zrobisz. Boję się też tego, że wyjdziesz i mnie tak zostawisz.
Rothgar wstał z łóżka i zaczął się nerwowo przechadzać po pokoju, a ona wodziła za nim oczami.
– Nie, Diano, to nie ma sensu – powiedział w końcu, zatrzymawszy się przed łóżkiem. – Masz rację, że się boisz. Gdybym był złoczyńcą, znajdowałabyś się w wielkim niebezpieczeństwie.
– Muszę zapanować nad strachem. Widziałam, jak samym wzrokiem zmusiłeś Somertona do posłuszeństwa.
– Myślisz, że by mi się to udało, gdybym był związany jak cielę?! Nie łudź się nawet!
– Nie przerywaj! – rzuciła rozkazująco. – I nie mówmy już o tym. Rób, co do ciebie należy.
Znowu zaczął się przechadzać przed łóżkiem. Następnie wyjął z kieszeni nóż i rzucił go w jej kierunku. Krzyknęła przerażona. Ostrze wbiło się w deskę tuż nad jej głową.
Rothgar usiadł i przyłożył dłoń tuż pod jej piersią.
– Serce ci wali jak oszalałe – stwierdził.
– T… to eh… chyba naturalne – powiedziała, szczękając zębami.
– Nie, możesz nad tym zapanować. – Przesunął dłoń na jej brzuchu. – Staraj się oddychać spokojnie, wypychając moją dłoń. Raz, dwa, raz, dwa.