Czuła, że powoli spływa na nią spokój. Serce powróciło do normalnego rytmu. Sytuacja wydała jej się do opanowania. Miała przecież pistolet w kieszeni i musiała tylko zaczekać na odpowiednią chwilę. Randolph nie może jej trzymać cały czas w tej pozycji. W końcu ją rozwiąże, a wtedy…
Rothgar sięgnął po nóż i przeciął jej więzy.
– Dosyć tego!
Czy rzeczywiście była taka głupia, żeby prosić go, by ją przywiązał? Cała sprawa wydała jej się nagle niewarta zachodu.
Diana przeciągnęła się, czując bliskość Beya.
– A teraz może masaż stóp – zamruczała jak kotka. Ich oczy spotkały się nagle. Rothgar potrzebował trochę czasu, żeby się uspokoić.
– No, nareszcie. Widzę, że wszystko w porządku – stwierdził, odkładając nóż. – Zaczekaj chwilę.
Chciała prosić, żeby nie wychodził, ale nie zdążyła. Wrócił wkrótce z niewielkim flakonikiem w dłoni.
– Co to takiego? – spytała.
Nie odpowiedział. Usiadł obok i wylał odrobinę płynu na dłoń. Diana wciągnęła w nozdrza cudowny zapach drzewa sandałowego. Natomiast Bey obnażył jej nogi i zaczął wprawnie wcierać olejek.
– Och, jak dobrze! – westchnęła. – To tak odpręża.
Markiz z kolei nie wyglądał na odprężonego. Jego dłonie przesuwały się nerwowo wyżej, a potem cofały, jakby upomniane przez właściciela.
– Jeszcze drugą – poprosiła. – Chciałabym umieć to zrobić dla ciebie, gdybyś potrzebował relaksu.
Wyobraźnia podsunęła mu zapewne obraz Diany masującej jego stopy. Rothgar zadrżał. Jednocześnie starał się nad sobą panować. A przecież on też miał prawo do pożądania i… miłości. Pragnęła, żeby to zrozumiał i nie męczył się dłużej.
Tymczasem Bey wylał jeszcze trochę olejku z drzewa sandałowego na dłoń i wmasował go lekko w jedną, a potem drugą stopę. Chciał wstać, ale Diana chwyciła go za rękę.
Nie, nie może pozwolić mu odejść.
– Wciąż jesteśmy bezpieczni – rzekła dwuznacznie. Od razu zrozumiał, o co jej chodzi, postanowił jednak
utrzymać rozmowę na pewnym poziomie abstrakcji.
– Nigdy nie można się czuć całkowicie bezpiecznym, Diano. Sama widziałaś.
– Wobec tego, jesteśmy tak bezpieczni, jak ostatnio. Tym razem mógłbyś zostać dłużej – dodała kusząco.
Pochylił lekko głowę.
– Jestem na twoje rozkazy – powiedział. Gdyby teraz stwierdziła, że go potrzebuje, żeby zatrzeć
wspomnienia po lordzie Randolphie, na pewno mogliby się kochać. Ale Diana nie chciała kłamać. Po prostu pożądała Beya.
– Nie chodzi o rozkazy. Pragnę cię, to wszystko. Mówiła niemal szeptem, ale Rothgar ją usłyszał. Przez
chwilę widać było, że walczy ze sobą. Tym razem mógł przemyśleć decyzję. Nikt go nie ponaglał.
Niespodziewanie w jego oczach zapaliła się wesoła iskierka.
– Rozpustna z ciebie kobieta. Mam się rozebrać?
Diana pokręciła głową.
– Nie, ja to zrobię – rzekła, by pokazać mu, jak bardzo stała się rozpustna.
Zaczęła rozpinać długi rząd zdobionych guzików u koszuli. Kiedy skończyła, spróbowała wyciągnąć ją ze spodni. Bezskutecznie. Musi najpierw poradzić sobie z jego spodniami do jazdy. Jej drżące dłonie przesunęły się niżej.
Rothgar nie przeszkadzał Dianie, ale też i nie pomagał. Tylko po stężałych mięśniach twarzy widziała, jak wiele go to kosztuje. I teraz, kiedy sięgnęła do krocza, wydał z siebie coś w rodzaju syknięcia.
Rozpięła spodnie i wyciągnęła z nich koszulę. Kiedy zobaczyła przed sobąjego nagi tors, przytuliła się do niego na chwilę, a potem zabrała się do zdejmowania butów i pończoch.
– I co? Dalej będziesz tak leżał? – spytała, oceniając krytycznie dalsze możliwości rozbierania Rothgara. Nie, na pewno nie poradzi sobie ze spodniami. Musi wstać i jej pomóc.
– Przecież sama chciałaś.
– Czuję się tak, jakbym cię gwałciła – poskarżyła się.
– Kto wie, może tak właśnie jest – mruknął, najwyraźniej rozbawiony.
– Nie mów tak! – uderzyła go lekko.
Rothgar podniósł się i jednym ruchem ściągnął spodnie. Stał teraz przed nią nagi. Nie wstydził się jednak, a i ona tym razem się nie zaczerwieniła. Rozwiązała pasek swojego szlafroka.
– Wiesz, że nie powinniśmy – szepnął, wpatrując się głodnym wzrokiem w jej nagie ciało.
Potrząsnęła głową, a kasztanowe włosy rozsypały się jej wokół ramion.
– Rozumiem twoje opory, ale ich nie akceptuję – odparła. Patrzył na nią jeszcze przez chwilę, a następnie wziął ją
w ramiona. Kiedy położył ją delikatnie na pościeli, Diana wyśliznęła się z jego objęć i pchnęła go na poduszki.
– Dzisiaj jest moja noc – rzekła, siadając na nim okrakiem. – Noc, kiedy księżyc jest w pełni.
W świetle, które wpadało przez okno, rzeczywiście przypominała łowczynię. Jej smukłe nagie ciało z burzą włosów mogło kojarzyć się z dawnymi Amazonkami. Rothgar nie miał tu nic do powiedzenia. Mógł jedynie poddać się pieszczocie.
Natomiast Diana zobaczyła flakonik z olejkiem i chwyciwszy go, wylała trochę wonnego płynu na pierś Beya.
– Chcę cię pieścić – szepnęła.
– Nie wiem, czy to przeżyję – rzekł zduszonym głosem. Przesunęła rękami po jego piersiach. Potem pochyliła
się i pocałowała go delikatnie. I znowu wylała odrobinę olejku, ale nieco niżej, i zabrała się do masowania. Powtarzała tę czynność parę razy, wciąż przesuwając się w dół, do jego męskości. Bey zadrżał.
– O mój Boże! – jęknął.
– Coś nie w porządku? – zaniepokoiła się. – Robię to po raz pierwszy. Mógłbyś mnie czegoś nauczyć.
Rothgar ujął jej biodra w dłonie i przysunął do siebie. Już wcześniej czuła jego erekcję, ale teraz wydała się ona monstrualna.
– Lepiej, żebyś się już niczego nie uczyła! Wystarczy to, co umiesz!
Wszedł w nią bez najmniejszego trudu. Diana była już gotowa na jego przyjęcie. Ich ciała się zwarły. Eksplodowali rozkoszą. Diana wciąż znajdowała się na szczycie, a Bey ściskał pożądliwie jej biodra.
– Tylko nie wychodź! – poprosiła, jęcząc z rozkoszy.
– Jestem w twojej mocy! Nie zrobię nic bez twojej zgody. Nareszcie się poddał. Diana czuła się teraz jak prawdziwy zwycięzca.
– To ten księżyc – szepnęła do siebie. – Ten księżyc.
30
Obudziła się z głębokiego snu, łaskotana przez promień słoneczny, który przedarł się przez zasłony. Była sama. Usiadła gwałtownie na łóżku, przecierając oczy. Wokół nie było nic, co mogłoby wskazywać, że kochała się z Rothga-rem. Ani jego ubrań, ani olejku, ani samego markiza. Nawet jego poduszka była zupełnie gładka.
W pomieszczeniu unosiła się lekka woń sandałowego drzewa. Natomiast sama Diana czuła się pełna i zaspokojona, chociaż trochę obolała.
Ileż to razy się kochali? Nie, nie mogła mieć wątpliwości, że tę noc spędziła z Beyem. Co więcej, należał do niej duszą i ciałem. Był jej. Czy to możliwe, żeby się znowu wymknął? A jeśli, tak, to kiedy wreszcie przestanie uciekać?
Rozejrzała się dokoła. Wczoraj przez jakiś czas miała wrażenie, że jest w sypialni Rothgara. Teraz stwierdziła, że był to jeden z pokoi gościnnych. Oczywiście Bey nie zabrałby jej do siebie, by nie narażać jej reputacji.
Wstała naga i podeszła do okna. Rozchyliła lekko zasłony i wyjrzała na zewnątrz. Znowu zobaczyła ogród, który tak bardzo polubiła w czasie poprzedniego krótkiego pobytu w Malloren House. Co prawda ogród królewski był wspanialszy, ale nie mogła się tam czuć swobodnie.
Z trudem powstrzymała chęć otwarcia okna. Na pewno nie może robić tego nago. Ale czy w ogóle powinna się pokazywać? Możliwe, że Bey chce zataić jej obecność w domu.