Rothgar spodziewał się chłodnego przyjęcia.
– To drugie znacznie łatwiej wyjaśnić, sire – zaczął. -
Otóż hrabina była w bardzo złej formie. Obawiałem się reakcji królowej, zwłaszcza w jej stanie. Dlatego przekazałem lady Arradale w ręce mego brata i jego żony, którzy niespodziewanie wrócili z północy.
Król pokiwał głową trochę udobruchany. Wzmianka o stanie żony zapewne trafiła mu do przekonania.
– Czy… czy ten łajdak ją skrzywdził?
– Zdążyliśmy na czas, sire.
– To dobrze, to dobrze. – Widać było, że kamień spadł mu z serca. – Lord Randolph jest chyba szalony, co?
Rothgar sięgnął po sfałszowany list i podał go monarsze.
– Do pewnego stopnia można go wytłumaczyć, najjaśniejszy panie.
Król zmarszczył brwi, widząc swoją pieczęć. Następnie zaczął czytać pismo. Wraz z lekturą jego twarz nabierała gniewnych rysów. W końcu, oburzony rzucił list na sekretarzyk.
– Kto śmiał?! Kto śmiał, co?! – wydyszał. – Królewska pieczęć i mój podpis na czymś takim!
Markiz skinął głową.
– Doskonałe fałszerstwo, prawda? Somerton nie wiedział, skąd wziął się ten list. Ale pomagał mu Francuz, którego hrabina rozpoznała jako de Couriaca. Tego samego, który napadł na nasz powóz.
Monarcha patrzył na niego JŁ niedowierzaniem.
– Ale jeśli nawet ten wariat dybie na ciebie, panie, to po co miałby porywać lady Arradale? – spytał, pocierając brodę.
To pytanie również nie zaskoczyło markiza.
– No cóż, wszyscy wiedzą, że hrabina jest pod moją opieką – odrzekł. – Chodziło o to, żeby zwabić mnie w pułapkę, a jednocześnie zemścić się na niej. W czasie tego napadu była bardzo dzielna, naprawdę bardzo dzielna.
– Istotnie, to dobrze, że ci wtedy nie przeszkadzała, panie. – Król, który przechadzał się po pokoju, uniósł nagle dłoń do góry. – Ale o co tutaj chodzi, co? Dlaczego Francuzi chcą cię zabić? Przecież mamy pokój, co?
Rothgar pomyślał, że najwyższy czas ponownie zaatakować Jerzego III. Musi na nim wymóc, by nie traktował zwyciężonych z pobłażaniem.
– Ale nie wszystkich to cieszy. Również na twoim dworze, panie – zauważył. – Mam wrażenie, że ktoś we Francji najwyraźniej przecenia moje możliwości i uważa, że mam na ciebie zbyt duży wpływ, najjaśniejszy panie. A przecież to ty sam chcesz, żeby Francuzi dotrzymali wszystkich warunków traktatu pokojowego.
– Tak, wszystkich! – zapalił się król.
– Ten ktoś we Francji ma, być może, niewłaściwe wiadomości – ciągnął markiz. – Od, na przykład, kawalera D'Eona.
Król zatrzymał się i spojrzał na list.
– Co mam z nim zrobić? – spytał, biorąc pismo do ręki. -To obciąża również mnie, co?
– Miałem nadzieję, sire, że uda się utrzymać sprawę w tajemnicy. Gdybyśmy zdołali odnaleźć fałszerza, mógłbyś go ukarać, najjaśniejszy panie. Do tego jednak potrzeba dyskrecji
– Dobrze, ale chcę śmierci de Couriaca i Somertona!
– To wzbudziłoby zainteresowanie opinii publicznej, najjaśniejszy panie – stwierdził Rothgar. – Trzeba by ujawnić powód.
Monarcha znowu zaczął przechadzać się nerwowo po pokoju. Markiz śledził go wzrokiem, starając się dociec, czy podjął już ostateczną decyzję w sprawie Dunkierki.
– Ale z pewnością nie przyjmę Somertona na dworze, co?! Wykluczone! – wykrzyknął wzburzony Jerzy.
– Myślę, że książę Carlyle ucieszy się, jeśli jego syn zajmie się zamorską posiadłością w Wirginii. Mogę się tym zająć, sire.
– Doskonale! – ucieszył się król. – A co z prawdziwymi złoczyńcami?
Oczy Rothgara błysnęły drapieżnie.
– Jeśli pozwolisz, przygotuję dla nich karę, sire.
– Świetnie! Daj mi tylko znać, kiedy będziesz gotowy, panie. – Król zamyślił się na chwilę. – Pozostaje jeszcze kwestia ślubu lady Arradale.
– Hrabina jest w głębokim szoku. Czy nie można by z tym poczekać?
Jerzy III zastanawiał się przez chwilę, a potem zerknął podejrzliwie na markiza.
– No cóż, dobrze. Powiedz jej, panie, że może wrócić do siebie, co? – rzekł, cedząc słowa. – Ale poproś, żeby wzięła udział w balu maskowym. Zwłaszcza, że i tak mieszka w Malloren House.
Rothgar skłonił się ponownie królowi.
– Wasza Królewska Mość przypomniał mi, że powinienem zająć się tą imprezą. Czy mogę się oddalić?
Król dał znak ręką, że może odejść. Jednak, kiedy Rothgar był już na progu, rzucił jeszcze w jego stronę:
– Mam nadzieje, że przyjechałeś z eskortą, panie.
– W opancerzonym powozie z uzbrojonymi lokajami, Wasza Królewska Mość – odparł markiz z zabójczym uśmiechem.
– To dobrze, bo nie chcielibyśmy cię stracić, panie.
31
Bryght Malloren szukał brata. Po sprawdzeniu najbardziej oczywistych miejsc zapukał też do dawnego apartamentu matki. Zastał tam jednak tylko hrabinę i Elf. Żadna nie wiedziała, gdzie może znaleźć markiza.
– Niepokoisz się o niego, panie? – spytała lady Arradale.
– Tak.
Elf wstała ze swego miejsca.
– Dlaczego? Co się stało? Czy… czy chodzi o króla?
– Nie mam pojęcia – odparł. – Wygląda na to, że gdzieś się schował.
– Schował? – powtórzyła Elf. – Bey?
Hrabina zrobiła taki gest, jakby również chciała wstać, ale się powstrzymała. Potrafiła naprawdę doskonale nad sobą panować.
– Być może zajął się jakimiś sprawami związanymi z balem maskowym – zauważyła tylko.
Bryght pokręcił głową.
– Nikt go nie widział w pobliżu sali balowej. Czekają nawet na jego decyzje.
– Och! – westchnęła Elf. – To zupełnie do niego niepodobne. Muszę sama sprawdzić, co się dzieje. Diano, jedziesz ze mną? – zwróciła się do przyjaciółki.
Hrabina zmarszczyła brwi.
– Nie, muszę zostać tutaj. – Spojrzała na Bryghta. – Zdaje się, że twój brat, panie, lubi zajmować się automatami. Wspominał coś o końcu naprawy.
Bryght uderzył się w czoło.
– No, tak! Zawsze twierdził, że się przy nich odpręża. Czy wiesz, pani, dlaczego mógłby chcieć się odprężyć?
Diana uniosła dumnie głowę. Bryght przyglądał się jej uważnie, jakby wszystkiego się domyślał. Nie miała jednak zamiaru mówić o tym, co łączyło ją z Rothgarem.
– Cóż, ma przecież diabelnie ciężkie zadanie… – zawiesiła głos, a następnie pogrążyła się w rozmyślaniach.
Elf dała znak bratu, żeby wyszli.
– Jak sądzisz, może to już? – spytała, kiedy znaleźli się na zewnątrz.
– Dałby Bóg, dałby Bóg – powtórzył Bryght. – Żałuję, że nie ma z nami Branda. On najlepiej by wiedział, jak pomóc Beyowi.
Zostawił siostrę przed drzwiami i skierował się do niewielkiego pokoiku na tyłach Malloren House. Kiedy stanął przed pracownią, usłyszał bębnienie i śpiew ptaka. Wszedł bez pukania, zastanawiając się, w jakim stanie jest brat.
Rothgar, wciąż w stroju galowym, siedział przy stole.-Nie grzebał, jak zwykle, w mechanizmie, tylko patrzył na automat. Dobosz zamarł w momencie, w którym Bryght przekroczył próg.
Mimo zamyślenia, Bey natychmiast zauważył jego
obecność.
– Coś się stało?
– Chowasz się przed nami.
– Czy to coś złego?
– Nie przywykliśmy do tego, ale jakoś sobie poradzimy -odparł po namyśle Bryght.
– Więc czemu zawdzięczam tę wizytę? – Rothgar zadał kolejne pytanie.
– Przecież masz diabelnie ciężkie zadanie. Gdzie miałbym być jako twój brat?
– Diabelnie? – powtórzył markiz, rozpoznając słowo często używane przez Dianę.