Выбрать главу

Diana westchnęła i spojrzała na swój kieliszek. Jednym haustem wypiła całą jego zawartość. Czuła, że odsłoniła się przed Elf, ale siostra Rothgara przyjęła to bardzo naturalnie. Tak jakby wszystko już wiedziała. Zawsze byli bardzo ostrożni. Czy to możliwe, że Mallore nowie już wcześniej domyślili się, co się dzieje?

Odstawiła kieliszek i sięgnęła po leżący obok jej kostiumu łuk.

– Czas zacząć polowanie – rzekła.

Przed balem nie urządzano zwykle wspólnych kolacji, ponieważ goście woleli utrzymać swoje przebrania w sekrecie. Jednak Diana dołączyła do Elf, Portii i Bryghta. Szybko też zaczęli sobie mówić po imieniu. Było jasne, że uważają ją prawie za narzeczoną Beya i że zawsze może u nich szukać pomocy. Jednocześnie nikt nawet słówkiem nie wspomniał o Rothgarze, choć z ogólnych komentarzy domyśliła się, że przeszedł już z pracowni do siebie i że przygotowuje się do balu.

Rozmowa obracała się przede wszystkim wokół ich wyprawy na północ. Dianę znowu zdziwiło to, że cała trójka traktuje interesy niezwykle poważnie. Co prawda Portia zadeklarowała na początku, że i tak ma dużo pracy z prowadzeniem domu, ale było widać, że całym sercem wspiera męża. Okazało się, że Fort połączył wysiłki swojej rodziny i Mallorenów w celu przejęcia handlu winem i spirytualiami na znacznym obszarze kraju i że wszyscy szukają teraz nowych możliwości inwestycyjnych. Diana starała się zawsze dobrze prowadzić interesy w swoim majątku, miała nawet powody sądzić, że radzi sobie lepiej niż ojciec, ale nigdy nie wykraczała poza to, czym tradycyjnie zajmowała się jej rodzina.

Jeszcze dziwniejsze wydało jej się to, że można prowadzić taką rozmowę i doskonale się przy tym bawić. Diana czuła, że łączą ją z tymi ludźmi coraz silniejsze więzy.

Szkoda, że nie z Rothgarem.

32

Bal maskowy zaczął się sam, chociaż oczywiście nadzorowany przez Rothgara i wspomagany przez przyzwyczajoną do tego rodzaju przedsięwzięć służbę. Kiedy Diana skończyła kolację, przeszła wraz z Mallorenami do holu, zaintrygowana tym, co zaczęło się dziać w pałacu. Gości witała dziwna kolorowa poświata, przypominająca wieczorną zorzę oraz księżyc, bliźniak tego, który świecił na niebie.

Ruszyli dalej, do sali balowej. Po chwili zastąpił im drogę kolorowy arlekin.

– Diana-łowczyni? – ucieszył się na jej widok. – Możesz mnie pani upolować!

Nie, to nie był ten, na którego miała ochotę.

– Na razie puszczę cię cało, panie – rzekła dobrotliwie. Ale radzę uważać na mój łuk.

Bal maskowy prowokował nietypowe zachowania. Wielu wydawało się, że są doskonale ukryci za swoimi maskami i że mogą sobie pozwolić na znacznie więcej. Ciekawe, za kogo przebierze się Bey? I czy przywita gości w sali balowej, czy też skryje się wśród innych masek?

Sama przebrała się tak, że można ją było natychmiast rozpoznać. Podobnie zresztą jak wielu gości, chociaż niektórzy mieli na sobie weneckie kostiumy, skrywające ich od stóp do głów. Jednak sama świadomość tego, że występuje się jako ktoś inny, wydawała jej się wystarczająco podniecająca. I jeszcze to, że dzisiejszej nocy rzeczywiście wyruszyła na polowanie.

Tylko jaki będzie jego rezultat?

Patrzyła uważnie na kolejne mijane postaci. Wciąż nie widziała Beya. Korytarze zamieniły się na tę noc w rodzaj labiryntu. Tak, jakby markiz rzeczywiście przejął się jej porównaniem do Dedala. Szary materiał zdobiły kamienne wzory. I chociaż tu i ówdzie prześwitywało przez nie światło, czuło się atmosferę zagrożenia.

Jak, wobec tego, wygląda sala balowa?

Elf, która zapewne wiedziała coś na ten temat, pochyliła się w jej stronę.

– Zaczekaj, zaraz zobaczysz coś ciekawego. Labirynt skończył się nagle, a przed nimi otwarło się

pogodne, nocne niebo. Raz jeszcze dostrzegła księżyc, który był chyba symbolem całego przedsięwzięcia. Czy to możliwe, by Rothgar zrobił to na jej cześć? Chociaż na niebie widać było też gwiazdy i inne ciała niebieskie. Nawet Saturna z jego pierścieniami.

Zapewne w całym pomieszczeniu zawieszono czarne płótno. Skąd jednak brały się gwiazdy i planety?

– Jak to zrobiono? – szepnęła Elf do ucha.

– To bardzo proste. Za pomocą naftowych lamp z różnymi kloszami – wyjaśniła przyjaciółka. – Korzystaliśmy z tego, na balu ze „Snu nocy letniej". A labirynt pochodzi z jeszcze wcześniejszej imprezy. Bey, z braku czasu, zdecydował się po prostu wykorzystać stare elementy. Nic takiego.

Jednak Diana uważała, że jest to majstersztyk. Wszystko zaplanowano i wykonano z niezwykłą starannością. Zachwycona przechodziła wzdłuż ścian, podziwiając szczegóły dekoracji. Weszła też do jednego z przylegających pokojów, urządzonego jak grota, w której rosły srebrne drzewa.

– Wykorzystujemy je na każdym balu * cierpliwie objaśniła Elf. – Tylko trzeba je inaczej pomalować i ubrać. A to przecież drobiazg.

Tym razem na srebrnych gałęziach wisiały różnego rodzaju srebrne owoce. Diana oderwała od nich wzrok i spojrzała na przyjaciółkę.

– Nie chcesz, żebym to wszystko podziwiała? – spytała rozżalona.

– Nie chcę, żebyś myślała, że Bey jest jakimś nadczło-wiekiem – odparła nieco zmieszana Elf.

– Wcale tak nie myślę. Gdzie on jest? Czy wiesz, w jakim wystąpi kostiumie?

– Nie. Naprawdę – dodała, zauważywszy pełne niewiary spojrzenie Diany.

– Dobrze, spróbuję go znaleźć.

Hrabina oderwała się więc w końcu od dekoracji i zaczęła śledzić zamaskowanych uczestników balu. Nigdzie nie udało jej się dostrzec Rothgara. Natomiast w odległym końcu sali odkryła grecką świątynię. Zastanawiając się, czemu by mogła służyć, przechodziła dalej.

Na łowy, myślała. Na łowy.

W sali słychać było muzykę, chociaż Diana nie widziała orkiestry. Czy to możliwe, żeby znajdowała się gdzieś w ukryciu? A może raczej w jakimś zagłębieniu? Postanowiła to sprawdzić, nie zaprzestając, oczywiście, poszukiwań Rothgara. Zatrzymała się jeszcze przed sztucznym księżycem, żeby go obejrzeć. Był naprawdę wielki i wspaniały. Dostrzegła na nim zarysy twarzy, jakby księżyc śmiał się z ludzkiego szaleństwa.

– To głupie korzystać z lampy, kiedy nad domem jest prawdziwy księżyc. – Znajomy glos zabrzmiał tuż przy jej uchu.

Odwróciła się i cofnęła o krok.

Rothgar stał przed nią otulony czarnym kostiumem niczym pajęczyną. Na twarzy miał maskę, która stanowiła lustrzane odbicie tej, która ją zdobiła. Był chyba przebrany za noc. Jego strój stanowił miniaturowe powtórzenie wystroju sali.

A jego serce, to prawdziwy labirynt, dodała w myśli.

– Skąd wiedziałeś o mojej masce?

– Czyż nie jestem emminence noire Anglii? – odpowiedział pytaniem. – Muszę wiedzieć o wszystkim.

– A, więc może to jest strój szarej eminencji? Jego usta rozszerzyły się w uśmiechu.

– Nie, jestem władcą nocy, panem ciemności – odparł, potwierdzając częściowo jej domysły. – Musiałem się odpowiednio ubrać. Mam przecież diabelnie ciężkie zadanie.

Diana zarumieniła się, słysząc te słowa. Na szczęście maska zakrywała jej twarz. Bey odrzucił czarną pelerynę z jedwabiu i podał jej ramię.

– Chodźmy, jesteśmy przecież władcami tego balu -rzekł dumnie. – Ty władasz księżycem, a ja ciemnością.

Kiedy jej naga skóra dotknęła jedwabiu, całym ciałem Diany wstrząsnął dreszcz. Wolałaby nie grać bogini, tylko być teraz sam na sam z Beyem. Mogłaby mu zrobić masaż, by trochę się odprężył i nie przesiadywał godzinami przy automatach.

Rothgar poprowadził ją na środek sali, a następnie wskazał orkiestrę. Zajmowała ona wnękę ze schodami i była ukryta za półprzeźroczystym tiulem. Tak, by pan Bach, kapelmistrz, mógł widzieć gesty markiza.