Выбрать главу

Chcąc nie chcąc musiała grać rolę sekundanta i kiedy mężczyźni skrzyżowali szpady, dała sygnał do walki.

Ze względu na różnice wzrostu i budowy mogło się wydawać, że Rothgar zaraz wygra. On jednak tak nie sądził. I miał rację! D'Eon okazał się urodzonym szermierzem, człowiekiem, dla którego walka stanowiła rodzaj tańca. Jego ruchy były płynne i pewne. Co więcej, Diana odniosła wrażenie, że Francuz bawi się całą sytuacją. Tak jakby zaczął grę w kotka i myszkę.

Bey wydawał się przy nim wręcz niezgrabny. Jednak nadrabiał brak małpiej zręczności D'Eona wzrostem i zasięgiem ręki. Walka była więc bardzo wyrównana. Trudno było powiedzieć, który z nich osiągnie przewagę.

Diana patrzyła na walczących z coraz większym zdziwieniem. Nigdy nie widziała, by ktoś zadawał ciosy z taką szybkością. W niczym nie przypominało to tego, czego nauczyła się od Carra. Czy to możliwe, żeby jej fecht-mistrz też walczył w ten sposób, tyle, że z mężczyznami? Po namyśle stwierdziła, że raczej nie. W tym pojedynku obserwowała dwóch prawdziwych mistrzów. Zapewne można by ze świecą szukać w całym kraju, a może i na kontynencie, równie dobrych szermierzy.

D'Eon wciąż tańczył śmiertelnego menueta z niespotykaną gracją. Rothgar starał mu się dorównać szybkością i skutecznością. Nie próbował nawet udawać, że jest gorszy niż w rzeczywistości, tak jak w pojedynku z Currym. Nerwy miał napięte jak postronki. Najmniejsza nieuwaga mogłaby kosztować go przegraną, a może i… życie.

– Co się tu dzieje? – Diana usłyszała głos Bryghta tuż przy swoim uchu.

Spojrzała w bok. Był tu jeszcze Fort i obaj mieli nietęgie miny.

– Coś w rodzaju przyjacielskiego pojedynku – odparła.

– Hm, coś w rodzaju… – Bryght nie był do końca przekonany.

D'Eon zaatakował Beya z całą mocą, ale on zdołał odparować cios. Obaj walczący spływali potem i oddychali ciężko.

– Miałeś rację, kawalerze – rzekł Rothgar, z trudem łapiąc oddech. – Jesteś naprawdę dobry. Nawet trochę lepszy ode mnie.

– Świetnie dotrzymujesz mi pola, panie. – Francuz był chyba mniej zmęczony. – Uważaj, bo obaj zginiemy… z wycieńczenia.

Rothgar skłonił się lekko.

– Czy możemy, wobec tego, przyjąć remis? D'Eon oddał szpadę służącego.

– Jak sobie życzysz, panie.

Diana nie mogła uwierzyć, że pojedynek właśnie się skończył. O co więc mogło chodzić D'Eonowi? Dlaczego w ogóle zgodził się na tę walkę?

– Przekonałeś mnie, panie, że nie nastajesz na moje życie – stwierdził Bey, odpowiadając w ten sposób na jej pytania. – Ale czy twoi mocodawcy nie przyślą tutaj nowego de Couriaca?

Francuz lekko wzruszył ramionami.

– Mogę ich tylko przekonywać, że nie służyłoby to sprawie Francji. Nie spodziewaj się jednak, panie, że zyskasz w nich przyjaciół.

Rothgar również oddał swoją szpadę.

– Wolę uczciwych wrogów – wyznał. – Ale powiedz, kawalerze, czy zamach na króla był tylko udawany?

D'Eon rozłożył ręce w bezradnym geście.

– Mogę tylko przypuszczać, że tak. Nasz monarcha nigdy nie kazałby zabić swojego kuzyna. Żaden król nie cieszy się, gdy inny król ginie z ręki zamachowca. Wydaje mi się, że chodziło o to, żeby przyciągnąć cię, panie, do władcy. Wszyscy znają twój opiekuńczy instynkt.

Rothgar skrzywił się na te słowa.

– To przykre, że jestem tak przewidywalny.

D'Eon wskazał Dianę, której towarzyszyli Bryght i Fort.

– Nie przejmuj się tym, panie. Będziesz miał piękną i dzielną żonę, a potem dzieci… Mam nadzieję, że puścisz to wszystko w niepamięć. To już koniec, prawda?

Na ustach markiza pojawił się nikły uśmiech. Przypomniał sobie polecenia, które ostatnio wydał swoim szpiegom.

– Niezupełnie, panie – odrzekł, a w jego oczach zamigotały diabelskie ogniki. – Przygotowałem jeszcze dla ciebie małą niespodziankę. Myślę, że nie będziesz miał mi tego za złe…

Oczy Francuza zwęziły się w szparki.

– Pragnę cię jednak ostrzec – podjął Rothgar. – Masz, kawalerze, wrogów w samej Francji. Być może nie zawsze otrzymywałeś właściwe informacje.

D'Eon od razu się uspokoił. Spodziewał się chyba czegoś gorszego.

– To nic nowego, panie. – Skłonił się wszystkim zebranym. – Pani, panowie, pozwolicie, że was pożegnam.

Kiedy wyszedł, Bryght spojrzał na rozbawionego brata.

– No, powiedz, co mu szykujesz? – poprosił. Rothgar ukazał w uśmiechu swoje białe zęby.

– D'Eon spodziewa się, że król pokryje wszystkie jego długi w Anglii. Otrzymał nawet specjalne pismo w tej sprawie, więc czuje się bezpiecznie. Natomiast Guerchy już ostrzy sobie zęby na jego stanowisko, a de Broglie powoli traci wpływy.

Diana od razu zrozumiała sytuację D'Eona.

– Ludwik XV wpadnie we wściekłość. Już nigdy nie uwierzę, że to co czytam nie jest sfałszowane – dodała smutno.

– A szkoda, bo mam zamiar pisać do ciebie wiele miłosnych listów.

Diana udała, że załamuje ręce.

– Jak to?! Czyżbyś już chciał gdzieś wyjechać?

Gdy tak się przekomarzali, nie zauważyli, że znowu zostali sami w sali balowej. Wyszli z niej pospiesznie, nie chcąc obcować z trupem de Couriaca. Mieli przecież znacznie radośniejsze rzeczy do omówienia.

– Gdzie idziesz? – spytała Diana, widząc, że Bey podąża do jej apartamentu.

– Hm, myślałem, że ta noc będzie należeć do nas – zafrasował się.

– Niestety, trapi mnie wiadoma przypadłość – odparła zmartwiona. – Będziemy musieli poczekać.

– Choćby do nocy poślubnej – rzekł Rothgar. – Czy mogę szykować ślub na za dwa tygodnie? Wtedy księżyc będzie na nowiu i utracisz całą swoją moc.

– Boisz się mnie?

– Potwornie – odparł z uśmiechem. – Myślę jednak, że jakoś sobie poradzę. Moje wpływy będą się zmieniały w zależności od kwadry księżyca. Więc za dwa tygodnie? – Diana potwierdziła. – Czy możemy urządzić ślub tutaj, w Rothgar Abbey?

– Tak. Zwłaszcza, że mieliśmy ślub Rosy w Arradale.

Rothgar potarł dłonią policzek. Zatrzymali się nagle przed drzwiami do jej sypialni.

– Też chciałbym mieć małą, spokojną uroczystość – powiedział zafrasowany. – Ale zważywszy naszą pozycję, nie możemy sobie chyba na to pozwolić.

– To nic. Zamkniemy się potem na parę dni w naszej sypialni – pocieszyła go.

Ta wizja była zbyt podniecająca, żeby mógł tu dłużej zostać. Ucałował ją jeszcze mocno i pospiesznie wycofał się do swoich pokojów, myśląc o tym, jak najszybciej powiadomić Hildę i Steena o ślubie. Był pewny, że cała rodzina chciałaby być razem, żeby wziąć udział w tym wielkim wydarzeniu.

Zobaczyć dzień, kiedy ktoś go wreszcie pokona.

Dwa tygodnie później na rozkaz markiza otwarto dla gości dobra Rothgar Abbey. Ludzie tańczyli na polu, przy dźwiękach orkiestry albo zajadali się smakołykami ze stołów ustawionych pod namiotami w sadzie. Nie brakowało też ponczu, piwa i lemoniady. W obejściu ustawiono sześć przystrojonych kwiatami słupów, których widok budził w Beyu radośnie falliczne skojarzenia.

Na łąkach pod lasem urządzono prawdziwy jarmark, ze wszystkimi atrakcjami. Był tam i linoskoczek, i połykacz ognia, a także dwóch żonglerów. Na miejscu bito świnie i pieczono je nad ogniem. Urządzono konkursy siły i zręczności dla młodzieży, które jednocześnie stanowiły informację dla Rothgara, kto najlepiej nadaje się do służby. Nawet dzieci miały swój wielki wyścig i dostały później łakocie i kolorowe wstążki.

Sam ślub odbył się natomiast w skromnej kaplicy, jedynie w gronie rodziny i najbliższych przyjaciół. Stary Uf ton był wyraźnie wzruszony tym, że jego też zaproszono na tę uroczystość.