Выбрать главу

Jakiś czas temu. I nic.

– Pieprzenie. – Próbowałem parsknąć pogardliwym śmiechem i nawet nieźle mi wyszło.

Może dlatego, że jeszcze bardziej niż on starałem się nie patrzeć na Kaśkę. – Niby skąd miałby to wiedzieć? Ten kit możesz sobie…

– „Ewka, wyjdę za pierwszego, który opłaci czynsz i kupi mi majtki raz na kwartał”.

Nie naśladował kobiecego głosu, w jego spojrzeniu nie znalazłem ani odrobiny szyderstwa czy triumfu. Raczej zakłopotanie. Ale właśnie dlatego słyszałem Kaśkę.

Pewnie dokładnie tych słów użyła.

Pomyślałem, że za jednym zamachem straciła pracę i przyjaciółkę. Bo chyba kogoś więcej niż współlokatorkę.

Jej godności też się zdrowo dostało. Nie patrzyłem na nią. Mogła płakać.

– O czym my właściwie mówimy? – zdobyłem się na niedbały ton. Nie byłem pewien, które z nich dwojga staram się oszukać. – Coś ma z tego wynikać?

– Nie wiem. – Szamocki nie miał moich skrupułów i nie spuszczał wzroku ze świeżo upieczonej bezrobotnej. – Mam powtórzyć Kasi, że dyskrecja lepiej jej się opłaci.

– To groźba? – zapytałem cicho.

– Chyba tak. Chudzyński już dawno kazał mi wysondować, jak bardzo zależy ci na Ilonie.

Ją też sprawdzał. Świeżo upieczona rozwódka, syn Olaf, osiem lat, zgadza się? – Nie odpowiedziałem nawet najlżejszym gestem, zwłaszcza że poczułem na policzku spojrzenie Kaśki. Chyba zaskoczone, a już na pewno badawcze. – Taka sobie partia na żonę, zdaniem doktorka. I biedna jak mysz kościelna. Oglądał jej zdjęcia. Podobno ani młoda, ani szczególnie ładna. Zgrabna i tyle.

– Co mu powiedziałeś? – Ja powiedziałbym, żeby się wybrał do okulisty. „Ani szczególnie ładna”?!! Kretyn, kurwa. Ślepy, durny kretyn. Żaden tam okulista – producent białych lasek od razu!

– Prawdę. – Czarek uśmiechnął się nieznacznie.

– Nie znasz prawdy. A Ilony nawet na zdjęciu nie widziałeś.

– Ale ciebie znam. A przynajmniej – zerknął wymownie na Kaśkę – tak mi się zdawało.

– No właśnie: zdawało ci się. Nawet z nią nie spałem. Z Iloną – dodałem, mimo iż czułem, że brzmi to idiotycznie i psuję cały efekt. – Po prostu… znam ją. I tyle.

– A z Kasią po prostu suszycie majtki na jednym sznurku. W porządku, ja to kupuję.

Pamiętaj tylko, że nie ja rządzę. – Uciekł ze spojrzeniem. – Chudzyński kazał ci powtórzyć w razie czego, że masz aż dwie dziewczyny do upilnowania. Więc ich pilnuj.

Odwrócił się i odszedł niespiesznym krokiem.

*

Nic nie mówiła. Nawet nie patrzyła w moją stronę. Domyślałem się, co jej chodzi po głowie. Źle się domyślałem.

– Chcę zadzwonić – uniosła nagle twarz. – Do domu.

– Co?

– Muszę pomówić z Zosią. Z córką.

– Wiem, kto to jest Zosia. Ale…

– Nie wiesz. – Stała bokiem do wiatru, z zamkniętym lewym okiem, wystawionym na piaskową chłostę. Skrzywiona, obca. Nie umiałem przeniknąć jej myśli. – Nic nie wiesz.

– Kasia, nie możesz teraz…

– Właśnie teraz muszę. I albo mi to załatwisz, albo zacznę krzyczeć. Słyszysz? Zacznę krzyczeć. Przysięgam.

Nie doszliśmy jeszcze do wschodniej ściany Szóstki, wiało jak cholera. Gdybym chciał, mógłbym złapać ją za gardło, udusić, pościerać odciski palców i spokojnie wrócić na kwaterę.

Wątpliwe, by ktoś coś zauważył. Takie to było miejsce. Nie dla kobiet.

– Nie dotarło do ciebie? Mają nas w garści.

– Chcę pomówić z córką.

Stała z zaciśniętymi pięściami, wiatr łopotał dołem sukienki niczym bojowym sztandarem. Może i zdołałbym ją udusić, ale wcześniej pewnie wydrapałaby mi oczy. Była zdesperowana i znowu cholernie ładna. I nie żartowała. Ilona powiedziała kiedyś, że nie przeżyje jednego dnia, jeśli Olafowi coś się stanie. Że zabiłaby każdego, kto stanąłby między nimi. I też nie żartowała.

Były całkiem inne, a czasami takie podobne… To dlatego tak mnie wzięło? Bo po raz pierwszy spotkałem kogoś, kto, teoretycznie przynajmniej, mógł od biedy zastąpić Tę Jedyną?

– Szamocki poszedł do dyżurki. Będzie sikał przez okno, a od radia nie odejdzie. Niby jak to sobie…?

– Powiedz mu, że mnie kochasz.

Próbowałem sobie przypomnieć kogoś, kto równie agresywnie zażądał deklaracji miłości.

Bez powodzenia: parę tysięcy obejrzanych filmów to widocznie za mało.

– Słucham?!

– Stara miłość. Pierwsza. Ale pokłóciliśmy się o jakąś bzdurę, na złość przespałam się z innym, zaszłam w ciążę. Ty gówniary nienawidzisz, bo nas rozdzieliła, ale mnie nadal kochasz. I teraz, jak się rozeszłam z mężem…

– Kaśka, odbiło ci?!

– Bo co: Ilona? Nie bój się: Szamocki to też facet. Zrozumie. Nawet dziewczyna może kochać jednego, a dmuchać się z innym, żeby jakoś przeczekać do lepszych czasów. Faceci mają to we krwi. Standard. Uwierzy, że ci odbiło na moim punkcie. Podobam mu się.

– Co? – Czułem, jak wiatr wpycha mi ziarna piasku do rozdziawionej gęby. Nie nadążałem za nią.

– To przez ten post – machnęła dłonią, wskazując wprawdzie stołówkę, ale mając zapewne na myśli otaczającą nas pustynię. – Nie mówię, że mnie przeleci, jak skinę głową. Ma rodzinę.

Ale wrażenie na nim robię. Więc uwierzy, że na tobie też mogę.

Przekonała mnie. To znaczy: w tej kwestii.

– Ale co to ma do rzeczy?

– Kochamy się, chcemy być razem. I oboje jesteśmy tutaj. Czyli nie wykombinujemy żadnego paskudnego numeru, bo na każde z nas mają zakładnika. Tu, na miejscu. Najlepszy zakładnik to ten pod ręką.

– Nie dopuści cię do radia.

– Też ma córkę. Dopuści. Tylko musisz mu wmówić, że mnie kochasz. Słyszysz? Jesteś mi to winien. Ty mnie w to gówno wpakowałeś. Jesteś mi winien jedno małe kłamstwo.

*

– A Ilona?

– Co: Ilona?

– Adam, jak sobie popijesz, to zaczynasz o niej mówić, a jak o niej mówisz, to prawie płaczesz. Dosłownie, chłopie: masz mokro w oczach. W ostatnią niedzielę pisałeś list. Zacząłeś po śniadaniu, a przed kolacją jeszcze cię z długopisem widziałem. Nie wciskaj mi, że to dla ciebie taka sobie zwykła panienka. Zwłaszcza teraz.

– Dlaczego zwłaszcza?

– Bo się dowiedziałem, że ma dzieciaka.

– A co ma do tego jej dzieciak?

– To, że się nim nie chwaliłeś. I słusznie. Z cudzymi dziećmi bywają problemy. I z ich mamami. Zawsze będziesz drugi w kolejce. Olaf, długa przerwa, ty.

– No i sam widzisz – rzuciłem triumfalnie.

– Kaśka też ma dziecko.

Miałem ochotę nakłaść samemu sobie po pysku.

– Wiem – rzuciłem przez zęby. – Kurewsko dobrze wiem. To właśnie przez tę małą… Ale wziąłbym wtedy obie. Miesiąc później już bym wziął. Tyle że zdążyła się hajtnąć. Żeby się tatuś nie rozmyślił, a ksiądz stułą przez brzuch dosięgnął. Potem dobrze im się układało, nie miałem szansy. A teraz znów mam.

– A Ilona? – powtórzył.

– Ilona mnie olewa. Lubi, i nic poza tym.

– Dzwonisz do niej.

– Mamy limit darmowych rozmów. Szkoda zmarnować.

– Zwłaszcza, że to najładniejsza dziewczyna w Stargardzie. I okolicach. A właściwie na kuli ziemskiej.

Zrozumiałem, że mnie cytuje. Nawet przypominałem sobie mgliście tamtą rozmowę.

Miałem potem potężnego kaca. Czyli mógł się niejednego nasłuchać.

– Bo jest – wzruszyłem ramionami. – Jeśli pominąć Kaśkę.

– Farciarz. Wyhaczyłeś wszystko, co najlepsze.

– Nie wszystko. O Ilonie mogę sobie pomarzyć. Ja jestem na misji, ona czasem pisze o naszych chłopcach w Iraku czy Turkmenistanie. Więc współpracujemy. I tyle.