Выбрать главу

Może nawet nie zabiję Łobana.

Ale jeśli trafię źle i wóz wybuchnie, może dostać się także ciężarówce: star właśnie podjeżdżał, stawał obok. W takim przypadku zginą wszyscy, przepadnie milion dolarów. Plus premia za bewupa.

Pozostanę gołodupcem i będę musiał zapomnieć o Ilonie. Była za biedna, by się wiązać z bezrobotnym nieudacznikiem. Ten przystanek na Szczecińskiej często omijała: stargardzki dziennikarz nie zarabia tyle, by pochopnie rozjeżdżać się autobusami.

– Kasia…

– Tak?

– Jeden strzał i możemy wracać do domu.

Powinienem mówić dalej, roztrząsać plusy i minusy, ale nie potrafiłem. I tak powiedziałem za dużo. Jeśli nie ja sam, to brzmienie mego głosu.

Zrozumiała. Milczała za długo jak na kogoś, kto nie zrozumiał, ma wątpliwości.

– Nie.

Ja też milczałem dość długo. Jechaliśmy powoli. Może bała się pogubić pasażerów, zmiażdżyć gąsienicami półżywych, oszołomionych eksplozjami ludzi. W każdym razie miałem czas. Patrycja dołączyła do pochylonej nad rannym dwójki, nikt nie biegł do bewupa, nie mierzył w nas z armaty.

– Wyjdziemy z tego czyści. To ostatnia taka okazja.

– Bez tej forsy przegram w sądzie. Stracę córkę. Tomek mi ją odbierze.

Spokojnie, rzeczowo, lakonicznie.

Ulżyło mi. To wyglądało na przemyślaną decyzję.

– Dobra. W takim razie jesteś zakładniczką. Dogadasz się z Francuzami?

– Wiesz, co umiem po francusku?

Domyśliłem się – po sarkastycznym tonie pytania.

– Może znają angielski. A ty?

– Średnio. Chyba że pytasz o chłodny seks. Z tym lepiej. Lata praktyki.

Po co to powiedziała? Zwrotnica w mózgu? Zaczęła mówić o mężu, córce i poniosło ją dalej? Połowę celownika przesłaniała mi zakrwawiona głowa jakiegoś pechowca, którego być może wieźliśmy na egzekucję, w drugiej połowie widziałem Studenta, szybkim krokiem zmierzającego do bewupa, kto wie czy nie z myślą o wpakowaniu nam rakiety. Patrycja była na nią wściekła. Mieliśmy ważniejsze od seksu problemy.

Mieliśmy? A od zakochania?

Mogą w ogóle być ważniejsze?

To była gówniana noc, ale zgodziłbym się powtarzać ją w nieskończoność, gdyby ranek przynosił zaspaną, otuloną w szlafrok Ilonę, jej policzek podstawiony do pocałowania, jajecznicę jedzoną z jednej patelni.

– Aha, Adam… Mogłeś mi wcześniej powiedzieć. Nie wiedziałam.

Ja też nie wiedziałem – o czym mówi. Odłożyłem to na razie. Odczekałem, aż Student zniknie we włazie, i skorzystałem z pokładowego radia.

– Wysadzę jeńców. Stąd nic nie zobaczą. Odbiór.

– Miałeś ich załatwić – warknął gniewnie.

– Zaraz będziemy u was. Pogadamy. Bez odbioru.

Kazałem Kaśce zatrzymać wóz i wytłumaczyłem, w czym rzecz. Wysłuchała, otworzyła właz, podniosła się bez entuzjazmu. Jeden z legionistów, ten który strzelał z karabinu, cofnął nogę, jakby chciał kopnąć, lecz na widok kobiecej głowy zastygł w bezruchu.

Nie słyszałem, co mówiła. Widziałem, że mocno wspomaga się gestykulacją. Ale Francuzi zeszli na ziemię, a kiedy ruszaliśmy, żaden nie rzucał się do ucieczki – to mi wystarczyło. Inna sprawa, że chyba wolałbym, by zaczęli uciekać. Student był blisko, jeśli mierzyć zasięgiem noktowizora i kaemu; raz-dwa rozwiązałby problem jeńców.

Nie zastrzelił ich. Podjechaliśmy do stojących wozów, Kaśka zatrzymała bewupa.

Wysiadłem tyłem, przez przedział desantu. Po drodze upchnąłem pod posłanie Lechowskiego jeszcze jeden pocisk. Nic nie powiedział. Nie patrzył mi w twarz. Może zasnął, ale nagle zdałem sobie sprawę, że być może właśnie go zabiłem – nie strzelając.

Kiedy podszedłem do Szamockiego, Kaśka była już na miejscu. Ktoś ustawił obok latarkę, jedną z tych uniwersalnych, mogących pełnić funkcję stacjonarnych latarenek. W białym świetle twarz leżącego wyglądała na jeszcze bielszą, a krew – na keczup, dobrany przez kiepskiego charakteryzatora.

Podłożyli mu pod głowę hełmofon, obandażowali czoło i szyję. Do policzka chyba nie bardzo potrafili się zabrać, więc kucająca obok Patrycja po prostu trzymała tampon. Może czekała, aż sam przyschnie.

Szamocki miał zamknięte powieki. Wyglądał, jakby spał.

– Walnęli na wylot przez tę górkę. Podkalibrowym. Dobrze, że to nie goły piach, tylko trochę kamieni, boby nas… Ale pancerz przebiło. Dostał odłamkami.

Popatrzyłem na Studenta. Przewiesił glauberyta przez szyję, no i zmienił magazynek na długi. Mógł strzelać szybciej i dłużej.

– Nieprzytomny? – zapytałem cicho.

– Ważne, że niezdolny do dowodzenia. – Odczekał chwilę, po czym wzruszył ramionami.

– Chyba moja kolej.

Patrycja dała sobie spokój z tamponem. Dźwignęła się powolnym, ale i wymownym ruchem. Tampon upadł na ziemię. Kaśka, po sekundzie wahania, podniosła go, przejęła porzucone przez jasnowłosą stanowisko pielęgniarki.

– Kleczko, do peryskopu – zadysponował Student. – Pilnuj żabojadów. Jakby coś kombinowali, wołaj.

Ubrany w piżamę chłopak bez wahania skoczył w stronę bewupa.

– Chwila moment – warknęła Patrycja. – Kto powiedział, że to ty dowodzisz?

– A niby kto inny? Kulanowicz?

– Ja na przykład.

– Ty? – roześmiał się. Trzeba przyznać, że szczerze.

– Siedzę w tym dłużej od ciebie.

– To powiedz Chudzyńskiemu, żeby ci za wysługę lat dorzucił. Lubi cię, to da. Ale tutaj…

– Bardziej lubi, niż ci się zdaje. Dla mnie to robi. Przez chwilę było cicho. Student przyglądał jej się zdziwiony. Chyba nie wierzył, że dobrze zrozumiał.

– Co: dla ciebie?

– Ten skok. Potrzebuje forsy, bo chce, żebym za niego wyszła. Tylko dlatego to zorganizował.

Zaśmiał się. Demonstracyjnie. Może dlatego nie wyszło tak szczerze jak poprzednio.

– Patrycja, bez urazy: kurwa z ciebie. I to niedroga.

– Droga – powiedziała spokojnie. Na urażoną nie wyglądała. – Jak ktoś chce wyłączności, to droga. A on chce. Mówi, że się we mnie zakochał. Wiesz, zdarza się.

– Lekarze nie żenią się z kurwami – zaprotestował.

– Większość facetów żeni się z kurwami. Myślisz, że po co dziewczynie ślub? Żeby ją miał kto dymać? – Parsknęła szyderczo. – Dla forsy, frajerze. Żona się sprzedaje ryczałtem, kurwa na akord. To cała różnica.

Z mroku wyłonił się Młody. Dopiero teraz mogłem stwierdzić, jak bardzo wzrosły jego notowania. Oprócz wyrzutni RPG-7 przydzielono mu karabin, magazynki i nawet granaty ręczne: jeden nasz, zaczepny, jeden zapalający z darów US Army, przydatny do oczyszczania pomieszczeń. Pomyślałem, że Szamocki zna się na ludziach. Postawił na chłopaka, zaufał mu – i AMX poszedł z dymem.

– Mamy czas na takie pogaduchy? – zapytałem. Pogodziłem ich na chwilę: obrzucili mnie jednakowo wrogimi spojrzeniami. – Czarek mówił, że nam się spieszy.

– Zdążymy – warknął Student. – Brudasy poczekają. Do pobudki też kupa czasu; niedziela dzisiaj. A jak nie ustalimy, kto tu kogo słucha, gówno z tego wyjdzie.

– Nie ma co ustalać – odwarknęła Patrycja. – Chudzyński jest szefem. On wszystko nagrał.

A ja nagrałam jego.

– Nawet jeśli, to co z tego? Zwiałaś w krzaki. My walczyliśmy, a ty w podpaskę szczałaś.

Chrzanisz wszystko, do czego się weźmiesz. Mamy na głowie Łobana i Kleczkę, Fornalski dał się zabić, bo go nie powstrzymałaś. Wychodź sobie za doktorka, jak tak zgłupiał, ale daj nam, kurwa, zarobić na twój posag.

– Ty gnoju, Mariusz w ogóle by cię nie wziął, gdyby nie ja! Zakichany studencik!

– Skreślili mnie, bo na czesne nie miałem. Jak wrócę, to chcę mieć. Nie spieprzysz mi tego.

– A ty nie spieprzysz mi małżeństwa. Nie masz pojęcia, co tu jest grane. Wiesz w ogóle, dokąd jedziemy? No? Wiesz?