Выбрать главу

Był to, jak się okazało, człowiek do wszystkiego w tym domu, ten sam, którego Taran i Uriel spotkali pracującego w ogrodzie. Wkrótce jednak mieli się przekonać, że odgrywał tutaj rolę kogoś więcej niż tylko służącego. Nazywano go Symeon, niekiedy zwracano się do niego bardzo poufale.

Co on może o mnie wiedzieć, zastanawiała się Danielle, patrząc na jego bezczelny uśmiech. Przecież nie popełniła nigdy większego grzechu ponad to, że zakochała się w niewłaściwym mężczyźnie.

Dolg bowiem nadal zdawał się widzieć w niej jedynie młodszą siostrę.

No właśnie, Dolg. Zachowywał się dziwnie cicho, odkąd weszli do tego domu z ciężkimi schodami, urządzonego ciemnymi meblami o mrocznych obiciach, stal z tylu, kryjąc się w cieniu. Spojrzała na niego ukradkiem, kiedy tak trwali od kilku minut wszyscy, znieruchomiali jak na zbiorowym portrecie, ale targani gwałtownymi uczuciami, co dawało się zauważyć, bo powietrze było naładowane niczym przed burzą.

Dolg stal bez ruchu i zdawało się, że wchłania w siebie atmosferę domu. Ludzie jakby go zupełnie nie interesowali. Czegoś innego poszukiwał swoimi wrażliwymi zmysłami…

Cały Dolg, pomyślała Danielle ze smutkiem. Zawsze inny niż pozostali. Zauważyli zdziwienie, niemal szok gospodarzy, kiedy tutaj wszedł, ale do takich reakcji obcych, zarówno on sam, jak i Danielle od dawna przywykli do tego stopnia, że prawie nie zwracali na to uwagi.

Ona jednak potrzebowała teraz jego zainteresowania, czuła się bowiem bardzo zagubiona w tym domu. Przecież Dolg zawsze był tym, który obejmował przywództwo w każdej sytuacji, a teraz wyraźnie usuwał się w cień. Dlaczego? Pragnęła jego wsparcia, chciała wiedzieć, że może na nim polegać.

Danielle bala się tego mówiącego głośno i niewyraźnie starszego pana o gniewnych oczach. On też całą swoją osobą wyrażał niechęć, a może nawet obrzydzenie, ale to się odnosiło do członków jego rodziny. Z kobietami najwyraźniej nie chciał mieć do czynienia, a na swego syna, kapitana, po prostu wrzeszczał.

Kapitan natomiast wciąż nie mógł przybrać postawy oficera. Wyglądał raczej jak nad wiek wyrośnięty chłopak, który najchętniej nadal trzymałby się maminej spódnicy. Z pewnością został zmuszony do wybrania wojskowej kariery, Danielle odnosiła jednak wrażenie, że gdyby sam miał wybierać sobie zawód, to nie wiedziałby, co go naprawdę interesuje. Należał do tych ludzi pozbawionych większych talentów, którzy chętnie korzystają z przyjemności życia, lecz nie mają ochoty na nic więcej.

Ukradkiem spoglądała na innych członków rodziny. Ponieważ Danielle nadal żyła w przekonaniu, że małżeństwo sprowadza się jedynie do świadczenia sobie wzajemnych uprzejmości i życzliwości, a dzieci Bóg jakimś sposobem zsyła z nieba – pod tym względem wychowanie Theresy całkowicie zawiodło – nie zauważyła, że atmosfera w hallu wprost ocieka erotyzmem. Odbierała ciężki nastrój pożądania jak coś nieczystego, dławiącego, nie potrafiłaby jednak wyjaśnić, skąd się to bierze.

Teraz Wirginia zeszła ze schodów i Danielle poczuła, że po pierwszym wzruszeniu na widok czegoś tak delikatnego i doskonale pięknego cała jej niepewność wróciła i zalała ją potężną falą. Zauważyła podziw w oczach swego brata, a potem widziała, jak Villemann pociesza osieroconą dziewczynkę.

Nigdy jeszcze Danielle nie czuła się aż taka bezradna! Nie miała odwagi nawet spojrzeć w stronę Dolga. Za nic nie chciała zobaczyć tego samego uwielbienia w jego oczach.

W końcu ciężki nastrój zastał przerwany. Wysoka, sztywna Lilly poprosiła, by wszyscy udali się do swoich pokoi i rozpakowali się, a za chwilę zostanie podany poczęstunek.

Tak właśnie powiedziała: poczęstunek, a nie po prostu kolacja. Najwyraźniej miał to być bardzo elegancki posiłek, niezależnie od tego, co zostanie podane.

Ton, jakim przemawiała Lilly, nie pozostawiał wątpliwości, że to ona będzie teraz pełnić honory gospodyni.

Milly nie wyglądała na zachwyconą takim obrotem sprawy.

Pomocne dłonie zaniosły na górę ich bagaże. To pokojówka i jeden ze służących, a także ów bezwstydny chłopak do wszystkiego. To znaczy nie, nic takiego nie robił, on miał tylko coś obraźliwego we wzroku i w swoim wieloznacznym uśmieszku.

Gdzie miejsce na żałobę w tym domu, zastanawiał się Rafael, mijając wiszący nad schodami całkiem nowy portret kobiety. Pani na portrecie stanowiła jakby połączenie dwóch obecnych w domu kobiet, Lilly i Milly, była czymś w rodzaju łagodnego przejścia między jedną a drugą. To z pewnością ich siostra, zmarła żona kapitana, uznał Rafael. Tak, miała te same ciemne oczy i takie same jasne włosy.

Wirginia stała obok niego. Zatrzymała się dokładnie w tym samym momencie co on.

– To twoja mama? – zapytał łagodnie.

– Tak – szepnęła ze łzami w oczach. – Tak strasznie za nią tęsknię!

Rafael spojrzał na nią ukradkiem. Księżniczka elfów, przyszło mu do głowy. Nie, ona nie może mieć tylko jedenaście lat, to niemożliwe, pomyślał znowu.

A jeśli jednak ma tylko tyle? To trudno, będzie na nią czekał i tak. Będzie żył w cnocie i niewinności, aż ona dojrzeje do zamążpójścia.

Nie sądził jednak, by istniała taka potrzeba.

– Wybacz, jeśli moje pytanie zabrzmi niezbyt uprzejmie, zastanawiam się jednak, ile ty masz lat, Wirginio – szepnął nieśmiało.

Uśmiechnęła się do niego promiennie.

– Szesnaście. Tak, wiem, że wyglądam bardzo dziecinnie, ale to z pewnością minie.

Szesnaście! Dzięki Ci, dobry Boże. W takim razie będzie musiał czekać o pięć lat krócej.

Widział, jakie dziecinne i nie rozwinięte jeszcze jest jej ciało. Piersi ledwo zaczęły się zarysowywać. W jakiś sposób jednak właśnie ta jej niedojrzałość pociągała go najbardziej. Ale też Rafael odnosił się z prawdziwą czcią do tej niewinności i czystości, jaka bila z twarzyczki dziewczyny.

O, potrafi dać jej tak wiele! Będzie pisał wiersze dla niej i o niej, będzie wobec niej zawsze taki rycerski, jak to tylko możliwe! Wirginia była ucieleśnieniem wszystkiego, o czym marzył i śnił.

Podszedł Villemann i objąwszy delikatnie ramiona dziewczyny, pomógł jej wejść na górę.

O, wstydzie! Dlaczego to on, Rafael, nie pomyślał o tym?

Pokoje znajdowały się na piętrze, nad nimi był jeszcze tylko strych, gdzie mieszkała służba. Rafael dostał bardzo wygodną sypialnię ze stylowymi meblami i mansardowym oknem w spłaszczonym od tej strony dachu. Otworzył lufcik i wyjrzał na zewnątrz, zaraz się też okazało, że Villemann mieszka obok i że on też wygląda na dwór. Obaj młodzi ludzie pomachali sobie życzliwie. W tej części dachu znajdował się długi rząd takich samych mansardowych okien.

Za jednym z nich znajduje się z pewnością ona.

Rafael poczuł, że przepełnia go błogość. Nagle życie zyskało nowe wymiary-, pomyślał całkiem banalnie, któż jednak nie bywa banalny w swoim pierwszym zakochaniu?

Przy poczęstunku, który okazał się normalną kolacją, honory przy stole pełnił von Blancke senior. A był to gospodarz surowy. Jako elegancki oficer poprowadził do stołu jedyną kobietę wśród gości, czyli Danielle, skłonił się uprzejmie i ucałował jej rękę, ale na tym skończyły się uprzejme gesty. Rozmowa przy stole była zabroniona. Wszyscy siedzieli wyprostowani, a kiedy nie jedli, opierali nadgarstki o krawędź stołu. Żadne chrząkanie, nie mówiąc o mlaskaniu, nie mogło być tolerowane. Dozwolone były tylko najbardziej niezbędne, cicho wypowiadane słowa, takie jak „proszę bardzo” czy dziękuję”.

Wszyscy goście dziękowali Stwórcy, że nie ma z nimi Taran. Ona by tu sobie nie dala rady, ze swoim nieustannym szczebiotaniem i swoimi mało dyplomatycznymi komentarzami.

Kapitan miał wieloletnie doświadczenie, lecz jego szwagierki z największą trudnością poddawały się dyscyplinie. Zamiast słów wymieniały więc spojrzenia, a Rafael, który siedział obok Milly, czul kolano sąsiadki tulące się do jego uda. Próbował się odsunąć, ona jednak działała tak zdecydowanie, że nic mu z tego nie wyszło. Pani pociła się z wysiłku, by zwrócić jego uwagę, on jednak trwał w uporze. Co go obchodzi ta wystrojona kukła, skoro naprzeciwko siedzi Wirginia i spuszcza nieśmiało wzrok za każdym razem, gdy Rafael na nią spogląda? Czyż to nie oznacza, że ona też ukradkiem spogląda w jego stronę?