Danielle również było trudno. Dokładnie naprzeciwko niej siedział kapitan von Blancke i najwyraźniej starał się wypróbować na niej swoje flirciarskie umiejętności. Sprawa tym bardziej podniecająca, że w tym domu przy stole było to najsurowiej zakazane, a także dlatego, że panienka taka onieśmielona i wreszcie również dlatego, że obie szwagierki nie mogły ukryć wściekłości. Lilly w którymś momencie uderzyła demonstracyjnie widelcem o talerz tak głośno, że wszyscy aż podskoczyli.
Danielle nie była w stanie zrozumieć tego człowieka. Przecież właśnie dzisiaj dowiedział się o tragicznej śmierci żony. Co to za zachowanie?
Zresztą Danielle nie przywykła do męskiej adoracji. Znała dotychczas jedynie na wpół dorosłych chłopców, pryszczatych, o tłuszczących się włosach, którzy na ogół byli tak nieśmiali, że wprost żal jej się robiło, gdy na nich spoglądała. Kapitan zaś był mężczyzną doświadczonym, przyzwyczajonym do tego, że kobiety padały przed nim niczym muchy. Tak więc Danielle czuła się okropnie i nie wiedziała, gdzie podziać oczy.
Nastrój nieco zelżał, kiedy do sali wszedł prefekt. Odmówił uprzejmie, kiedy zapraszano go do stołu, zażądał natomiast, by pozwolono mu obejrzeć pokój zmarłej pani kapitanowej, bo, jak powiedział, może znajdzie tam coś, co rzuci choć trochę światła na to całkiem niezrozumiałe przestępstwo.
Szeroka twarz pułkownika zrobiła się czerwona z gniewu.
– Nie chce pan chyba insynuować…
– Ja niczego nie insynuuję. Mogę tam pójść?
Rzecz jasna pozwolono mu. Jednak wszyscy dorośli domownicy bardzo się zdenerwowali, czy ich przypadkiem nie podejrzewa. Tylko Wirginia była za młoda, by rozumieć aluzje.
Kiedy prefekt wrócił, wstawano właśnie od stołu. Prefekt dyskretnie poprosił Villemanna o chwilkę rozmowy w cztery oczy.
Młody człowiek poszedł za nim z wypiekami na twarzy.
– Znalazłem coś, co może się okazać ważnym tropem – rzekł prefekt cicho. – Pani kapitanowa zaczęła pisać list, a potem wyrzuciła go do kosza na papiery. Najwyraźniej jednak chybiła, bo karta trafiła za stojącą w pobliżu szafkę.
Pokazał Villemannowi wygładzony papier. List nosił bardzo świeżą datę.
– Zniknęła tego samego dnia – szepnął prefekt. Kapitanowa zdążyła napisać tylko parę słów: Kochanie!
Co ja mam robić? Odkryłam w moim domu coś ohydnego. Popełniane tu Są takie grzechy, że nie można… Najwyraźniej nie była w stanie pisać dalej.
– Nie przypuszczam, by zdążyła napisać i wysłać inny list – stwierdził prefekt.
– Chyba nie. To jednak oznacza, że przestępcy należy szukać w tym domu – rzekł Villemann.
– Przez cały czas się tego spodziewaliśmy. To dlatego prosiłem państwa o pomoc i dlatego ostrzegłem, że muszą państwo być bardzo ostrożni. Polegam na was, bo mam wrażenie, że stoicie mocno na ziemi, i to pod wieloma względami.
O, gdyby pan tylko wiedział, jak mocno, pomyślał Villemann. I jakie siły mamy za sobą…
Głośno jednak powiedział w zamyśleniu:
– Przestępca musiał się domyślać, że żona kapitana coś wie.
– Tak. Proszę w to nie mieszać waszej siostry, ale wy wszyscy trzej próbujcie coś znaleźć, jak najdyskretniej, rzecz jasna. Postarajcie się dowiedzieć, co też mogła odkryć pani kapitanowa. Ale nie szukajcie za wszelką cenę, to by mogło być brzemienne w skutki.
– Będziemy się mieć na baczności. Ale, o ile rozumiem, w tym domu dzieje się to i owo – rzekł Villemann z grymasem. – Już moja siostra, Taran, i Uriel natknęli się na dość tanią, jak myślę, historię pomiędzy panem kapitanem a jedną z pokojówek. Jestem jednak zaskoczony, że pyta pan właśnie mnie, panie prefekcie. Naszym naturalnym przywódcą jest zawsze Dolg, zwłaszcza że zarówno on, jak i Rafael są ode mnie starsi.
– Młody Rafael chodzi z głową w chmurach. A Dolg… Rozumiem, że to wasz niepisany przywódca, ale… On mnie trochę przeraża. Nie bardzo się wyznaję na takich jak on.
„Na takich”, czyż o Dolgu, najlepszym z ludzi, można tak mówić?
Mimo wszystko jednak Villemann był też dumny z tego, że to właśnie on został wybrany.
Prefekt pożegnał się i wyszedł.
Noc zapadała nad ponurym domostwem rodziny von Blancke.
W jakiś czas potem Dolg otworzył bezgłośnie drzwi swojej sypialni i na palcach, cichutko zbiegł po schodach na dół.
10
Ledwo Rafael zdążył zasnąć, a natychmiast obudził go jakiś dziwny hałas.
Ponieważ hałas docierał do niego przez sen, nie potrafił go ani zidentyfikować, ani zlokalizować.
Gdy się ocknął, znowu wszystko trwało pogrążone w ciszy. Młody człowiek leżał z szeroko otwartymi oczyma i nasłuchiwał.
Mimo że dom był bardzo wysoki, stare, rosnące za oknem drzewo przesłaniało widok. Na dworze bardzo jasno świecił księżyc i wiał silny wiatr, więc gałęzie drzewa się kołysały i stukały delikatnie o dach. Chybotliwe cienie wypełniały pokój.
Jesień. Idzie ku zimie, myślał. Dobrze będzie wrócić do domu z zimnej Północy, mimo że bardzo lubię śnieg. Ale w górskich rejonach Austrii też. jest dużo śniegu, a klimat w ogóle znacznie łagodniejszy niż na przykład w Norwegii.
Rafael przypominał sobie inne okolice, w górach szwajcarskich, a także inny dom: Virneburg.
Zadrżał na myśl o tym. Przypomniał sobie tamtego chudziutkiego, drobnego chłopca, jakim wtedy był. Chłopca, który został zamknięty w wieży, a siostra, mała Danielle, nie miała do niego dostępu. Wszyscy jej mówili, że Rafael nie żyje.
Przykuto go łańcuchem do łóżka. Wciąż jeszcze miał brzydkie blizny nad kostkami. Rany nadgarstków były znacznie płytsze, bo tutaj kajdany nakładano tylko wówczas, gdy Rafael zachowywał się szczególnie niespokojnie i próbował się uwolnić.
Gdzie znajdowałby się dzisiaj, gdyby wtedy Taran, Villemann i Dolg nie przyszli do domu jego matki? I gdyby nie zjawiła się ich babcia, księżna Theresa, która zajęła się nim i jego siostrą, zabrała ich do siebie. Z pewnością on i Danielle już by dawno zmarli, bo przecież stanowili tylko kłopot dla wszystkich dorosłych w Virneburg.
Właśnie niedawno oboje się dowiedzieli, że żadne z ich prześladowców już nie żyje. Dzieci były całkiem wolne i bardzo szczęśliwe w swojej nowej rodzinie. Zresztą od dawna nie uważały tej rodziny za nową. Oboje należeli do niej, byli jej częścią. Nie znali też już innej matki poza Theresą i innego ojca poza Erlingiern, za nic na świecie nie chcieliby mieć innych rodziców. A towarzysze dziecięcych zabaw byli w jakimś sensie ich przyrodnim rodzeństwem, chociaż to sprawa dużo bardziej skomplikowana. Pod względem prawnym Rafael i Danielle byli ciotką i wujem trojga dzieci Tiril i Móriego, ale to wszystko nie miało najmniejszego znaczenia. Żadne rodzeństwo nie mogło dorastać w większej przyjaźni i harmonii niż piątka z Theresenhof.
Rafael zamknął oczy. W doświadczeniach Wirginii rozpoznawał swój los, swoje straszne dzieciństwo. Biedna dziewczynka, powinna już przestać cierpieć, podobnie jak to się stało z nim i Danielle. On musi ją wydostać z tego domu.
O, mógł jej dać tak wiele czułości! Takie piękne i bogate życie. Theresa i jej rodzina pozostanie dla niego dobrym przykładem. Życie Wirginii potoczy się tak samo jak jego.
Nagle znowu drgnął, gdy rozległ się jakiś glos, który nie wiadomo skąd pochodził. Po stronie, gdzie znajdował się pokój Villemanna, panowała cisza. Ale z drugiej strony, z tyłu za jego głową…