Выбрать главу

O, bardzo dobrze wiedział, że Danielle go uwielbia. On jednak starał się okazywać jej obojętną życzliwość, żeby jej nie odpychać, ale też nie budzić w niej niepotrzebnych nadziei. Ale było z nim tak, jak to kiedyś złośliwie powiedziała Taran, gdy uwielbienie Danielle stało się aż nazbyt widoczne: „To chyba trudne być aż tak kochanym!”

Tak rzeczywiście jest. Zwłaszcza jeśli człowiek nie potrafi odwzajemnić uczucia.

Poczuł skurcz serca z żalu. Wiedział zresztą, że jego młodszy brat zawsze był bardzo zajęty Danielle. Nie chciał, by Villemann cierpiał, był na to za dobry.

Przed cierpieniami miłości zachowaj nas, Panie, modlił się w duchu, przekształcając starą łacińską modlitwę mieszkańców Europy, przerażonych napadami wikingów, zaczynającą się od słów: „A furorę Normanorum…”, czyli: „Od wściekłości Normanów zachowaj nas, Panie!”

Skulił się na kanapie i okrył dokładnie kocem. Roześmiał się cicho, gdy Danielle wyszeptała nieśmiało „dobranoc”.

– Może raczej powinniśmy sobie życzyć dobrego poranka? – mruknął.

Odpowiedziała mu uśmiechem i skuliła się jeszcze bardziej.

Dolg myślało szafirowym kamieniu, o tym, jak pięknie jaśniał ostatniej nocy, by pokazać, że w tym domu istnieje jakiś ślad, który być może doprowadzi ich do Świętego Słońca. Cofnął się myślami w czasie i z dumą wspominał tamtą noc, kiedy jako dwunastoletni chłopiec znalazł ten klejnot. Przypominał sobie, jak mocno wtedy kamień promieniował, jakie wibrujące światło z niego emanowało. On sam był przyczyną tego światła. On był drogą do celu.

Z tą cudowną myślą zasnął.

Wkrótce jednak raz jeszcze wyrwał go ze snu krzyk w głębi domu. Kto krzyczy tak przejmująco po nocy? Zastanawiał się.

Głębokie, głuche wołanie i zdawało mu się, że docierają do niego ordynarne słowa i przekleństwa, ale może to tylko złudzenie. Dolg odnosił wrażenie, iż mimo ordynarnego brzmienia jest to glos kobiety, która krzyczy z wściekłości. To chyba któraś ze służących, bo przecież inne panie miały delikatne, łagodnie brzmiące glosy. Może kogoś dręczą ponure sny?

Ktoś łomotał gniewnie w ścianę, by zmusić krzyczącą do milczenia, ale wywołało to jedynie nową falę przekleństw. Dolg ich, rzecz jasna, nie rozumiał, ale domyślał się z tonacji, że to obelgi. Nie, o koszmarnym śnie nie może tu być mowy.

Co się dzieje w tym domu? zastanawiał się. Niewierność, zaniedbywanie dziecka, zazdrość, wyuzdanie, które nawet on zauważa, morderstwo…

Wszystko naraz w jednym domu.

Gdzie kryje się źródło aż takiego zła?

Krzyki umilkły.

Dolg z westchnieniem ulgi ułożył się wygodniej. Trudno, teraz przynajmniej widzieli już i słyszeli wszystko, nic gorszego przytrafić się nie może.

Ale, oczywiście, mogło. To był dopiero wstęp.

CZĘŚĆ TRZECIA

DOM HAŃBY

12

Następny dzień był dniem ważnych wizyt.

Tak, pierwszy przybył prefekt, ale nie robił z tego wielkiej sprawy. miał co innego na głowie, niż zastanawiać się, jakie wywrze wrażenie.

Zebrali się w pokoju Dolga, czworo gości w domu państwa von Blancke oraz prefekt. Było przedpołudnie po zjedzonym w sztywnej i nieprzyjemnej atmosferze śniadaniu, podczas którego jedynym sympatyczniejszym zjawiskiem było jawne uwielbienie, jakie Rafael okazywał malej Wirginii i jej nieśmiałe uśmiechy posyłane mu w odpowiedzi. Wyglądało na to, że większość mieszkańców domu ma za sobą trudną noc.

Żadne inne imię nie pasowałoby tak dobrze do młodziutkiej wnuczki pułkownika jak właśnie Wirginia, co przecież oznacza dziewiczość.

Villemann oznajmił z najwyższym szacunkiem, że on i jego rodzeństwo nie powinni już więcej nadużywać gościnności tego domu, co spotkało się z gwałtownymi protestami i zapewnieniami, że nikomu nie przeszkadzają. Wprost przeciwnie, mała Wirginia rozkwita w ich obecności, a wszyscy inni cieszą się bardzo z tak młodego towarzystwa.

Śniadanie, dzięki Bogu, jakoś minęło i goście znaleźli się nareszcie sami.

Prefekt uniósł do światła niewielki cierń i długo obracał go w palcach. Czworo młodych przyglądało mu się z szacunkiem, co zdawało się sprawiać mu przyjemność.

Milo było uwolnić się od żelaznej, narzuconej przez pułkownika dyscypliny przy jadalnym stole i znaleźć się w pokoju wespół z tym sympatycznym prefektem.

Policjant powąchał ostrożnie cierń i zmarszczył czoło.

– Cuchnie podejrzanie trucizną na szczury, którą moja matka ma zwyczaj wykładać w piwnicy – stwierdził z grymasem. – Poproszę mego przyjaciela, specjalistę w takich sprawach, by go dla mnie zbadał, wydaje mi się jednak, że… Przypominam sobie, że mój ojciec używał też tego jako trucizny na lisy. Bardzo skuteczny środek, jeśli to rzeczywiście ten sam, który mam na myśli, nie wiem tylko, jak się nazywa.

Dolg przerwał mu:

– Ale czy trucizna na szczury to nie jest środek działający wewnętrznie? Czy może też działać, kiedy przedostanie się do krwi na przykład w wyniku skaleczenia?

– Nie wiem. Nie przypuszczam też, by ktoś w tym domu znal się na takich sprawach. Zakładano chyba jednak, że tak czy inaczej trucizna spełni swoje zadanie. Panno Danielle, niech pani dziękuje Stwórcy, że zajrzała pani pod łóżko i odkryła te ciernie!

Na twarzy Danielle pojawił się rumieniec. Będzie musiała wyjaśnić, dlaczego zaglądała pod łóżko. Teraz myślała o tym, jak po kryjomu wymknęła się z pokoju, kiedy Dolg już zasnął, i złożyła wreszcie tak długo odkładaną wizytę w toalecie. Dom był wciąż wtedy pogrążony w nocnej ciszy. Dniało już wyraźnie, lecz dla służby dzień pracy jeszcze się nie rozpoczął. Szła przez podwórze przestraszona, ale nikt się nią nie zainteresował.

Moim zdaniem sprawa zaczyna wyglądać coraz bardziej nieprzyjemnie – rzekł prefekt. – Myślę, moje dzieci, że powinniście mimo wszystko opuścić ten dom.

Teraz jednak wszyscy czworo zaprotestowali stanowczo, nie przeciwko temu, że nazywa się ich dziećmi, lecz przeciwko porzucaniu pracy, którą wykonali zaledwie w połowie. Prefekt musiał się poddać.

Wkrótce się rozeszli. Villemann został z prefektem, by mu pomagać. Rafael zamierzał iść z Wirginią na spacer do ogrodu i był tym bardzo przejęty. miał przed sobą cudowną perspektywę, sam na sam z tą niezwykłą dziewczyną, a ponadto to jego zadaniem było przekonać Wirginię, by z nimi uciekła. To przecież główna sprawa, która zatrzymywała ich w tym domu. Drugi powód to to, że Dolg natrafił na trop czegoś, co wiązało się ze Świętym Słońcem. Rozwiązanie tajemnicy morderstwa kapitanowej nie należało do nich, to zmartwienie prefekta.

Dolg ponownie odwiedził bibliotekę i zabrał ze sobą Danielle. Nie wolno było za żadną cenę pozwolić, by spotkała się bez świadków z którymś z mieszkańców domu. Przez jakiś czas dotrzymywał im towarzystwa stary von Blancke, który pomagał Dolgowi przeglądać książki, chociaż Dolg nie powiedział nic poza tym, że domowa biblioteka wydaje mu się bardzo ciekawa oraz że jego najbardziej interesuje nowo wydawana literatura fachowa.

Wszyscy czworo mieli nadzieję, że niepokoje graniczne wkrótce ustaną i że będą mogli opuścić zarówno to miasto, jak i dom, w którym się znaleźli, bo i jedno, i drugie zbrzydło im bardzo.

Rafael spacerował pośród jesiennych róż, którymi wysadzone były żwirowane alejki prowadzące w dół ku rzece. Zerwał piękny kwiat i z elegancją podał go Wirginii. Dziewczyna miała na sobie tę samą jasnoniebieską jedwabną suknię co poprzedniego wieczora, z koronkami przy szyi i wokół nadgarstków. Wyglądała zachwycająco! Czegoś bardziej niewinnego Rafael nie umiał sobie wyobrazić.