Выбрать главу

W glosie Villemanna słychać było rozczarowanie, kiedy pytał:

– Czy ze mną jest coś nie w porządku, Dolg? Dlaczego zawsze jest tak, że jeśli podoba mi się jakaś dziewczyna, to jej na pewno podoba się ktoś inny? Czy nie ma we mnie nic pociągającego?

Dolg przyglądał się w zamyśleniu młodszemu bratu.

– Jesteś zakochany w Wirginii?

– Zakochany? Nie! Po prostu ona mi się bardzo podoba, może bym się i zakochał, gdybym poznał ją lepiej. Ale co ze mną jest nie tak, że żadna dziewczyna mnie nie chce?

– Wszystko jest z tobą w porządku – odparł Dolg z wolna. Uśmiechnął się delikatnie. – Ja chyba nie jestem najodpowiedniejszym człowiekiem do wypowiadania takich opinii i z pewnością jestem stronniczy jako twój brat, ale czy naprawdę za wszelką cenę musisz mieć Wirginię? Co w niej jest takiego wyjątkowego?

– Och, ty tego nie widzisz, bo ty w ogóle nie odczuwasz potrzeby kochania kobiety. Ale ona jest naprawdę cudowną dziewczyną, chyba najwspanialszą, jaką dotychczas spotkałem.

Tego było już za wiele dla Danielle, która, nie zauważona przez obu braci, siedziała w małym saloniku obok. Nie chciała dłużej słuchać ich rozmowy, więc odwróciła się na pięcie i pobiegła schodami na górę, by ukryć się w swoim pokoju. Po drodze jednak przypomniała sobie, że pokój został zamknięty, niezależnie od tego, że ciernie uprzątnięto. Nie wiadomo nawet, kto to zrobił, pewnie ten, kto je tam wyłożył.

A poza tym gdy pomyślała chwilę, uznała, że sama do tego pokoju za żadną cenę by nie weszła.

Bezradna oparła się o ścianę i walczyła ze wzbierającym w piersi płaczem. Jej twarz wyrażała głęboką rozpacz. Nie widziała przed sobą przyszłości, nie życzyła tej malej dziewczynie niczego złego, ale czy Wirginia musiała być taka śliczna i taka czarująca, że wszyscy tracą dla niej głowy? Nie wystarczy Rafael, to teraz jeszcze Villemann? Czy na świecie naprawdę nie ma sprawiedliwości?

Sama nie wiedziała, o co właściwie ma pretensję do Villemanna. Jej myśli i uczucia znajdowały się w strasznym stanie i pragnęła tylko przestać istnieć.

Z głębokim westchnieniem wyprostowała się. Nie wolno jej przecież samej błąkać się po tym domu!

Ciągnąc za sobą nogi zaczęła schodzić na dół.

Na szczęście bracia przestali już rozmawiać o Wirginii.

Jednak słowa Dolga brzmiały złowieszczo. Danielle słyszała jedynie zakończenie jego cichej repliki:

– Narosło tu bardzo wiele gniewu, mój bracie. W tym ponurym domu znajduje się wielka zła siła, a ja nie mogę jej zlokalizować. Powinniśmy się stąd usunąć najszybciej jak to możliwe.

13

Przed południem przyszła Taran z Urielem. Ona nigdy nie pojawiała się w ciszy, zawsze robiła wielkie entree. Teraz też tak było.

Słyszeli jej radosny, rozszczebiotany glos jeszcze daleko na ulicy. Uriel od czasu do czasu odpowiadał coś dobrotliwie. Czworo młodych ludzi w domu pułkownika von Blancke popatrzyło po sobie, a ich twarze się rozjaśniły.

– Bogu dzięki – szepnęła Danielle. – To było nam już bardzo potrzebne.

– Owszem – potwierdził Villemann. – Przyda się odrobina światła w tym ponurym domu.

– Gospodarze uważali zdaje się to samo. Taran i Uriel zostali powitani bardzo serdecznie już przy wejściu. Kapitan przyjmował nowych gości entuzjastycznie, jego szwagierki były nieco bardziej powściągliwe, na Taran prawie nie patrzyły, rzuciły się natomiast na Uriela, którego ściskały i demonstracyjnie całowały. Mała Wirginia dygnęła grzecznie, co Taran rozzłościło, bo poczuła się nagle jak stara nobliwa ciotka. Chłopiec pracujący w ogrodzie posłał jej powłóczyste spojrzenie, które z kolei bardzo się nie spodobało Urielowi. Pułkownik mruczał jakieś uprzejmości pod adresem Taran, był w promiennym humorze, pełen oficerskiej galanterii, ofiarował jej piękną różę i ucałował dłoń. Nie szczędził jej przy tym komplementów, które Taran przyjmowała z właściwym sobie wdziękiem.

Ku wielkiej radości czworga rodzeństwa Taran i Uriel przyprowadzili ze sobą Nera. Pies natychmiast znalazł się w pobliżu Dolga i już go nie opuszczał, ci dwaj znowu byli razem i obaj czuli, że wszystko jest po dawnemu.

Taran wsunęła kapitanowi rękę pod ramię i odeszli oboje na stronę, dyskutując o czymś zawzięcie. Lilly i Milly patrzyły na nich z wyraźną niechęcią, lecz Uriel uśmiechał się tylko. On wiedział, czego Taran chce od kapitana. Starała się mianowicie dowiedzieć, jaka była jego zmarła małżonka oraz co mogło doprowadzić do jej śmierci.

Cały dom ożył, gdy tylko pojawiła się Taran.

Zdaje się, że kapitan w ogóle nie mógł egzystować bez ruchu wokół siebie. Służący Symeon miał myśliwskie błyski w oczach, a pułkownik zachowywał się bardzo jowialnie.

Czworo młodych otrzymało wiadomość, że sytuacja w tej części kraju pozostaje napięta, nie ma więc na razie mowy o otwarciu granic. Były to wszystko echa tak zwanej wojny śląskiej, która trwała od kilku lat i co pewien czas dawała o sobie znać poważniejszymi konfliktami. Rywalizacja o spadek po rodzinie Habsburgów sprawiła, że liczne kraje, w tym Bawaria, Francja i Hiszpania, rzucały łakome spojrzenia na tron cesarski w Wiedniu. Nic więc dziwnego, że podróżowanie w rejonach nadgranicznych mogło być niezbyt bezpieczne.

– Jak się mają rodzice? A babcia i dziadek? – pytał Villemann Uriela, kiedy gospodarze weszli do domu, a młodzi zostali sami w ogrodzie. Rafaela z nimi nie było, w jakimś innym miejscu lizał swoje rany.

Uriel odpowiedział spokojnie:

– Dobrze, nawet bardzo dobrze. Mieszkają u wspaniałego człowieka nazwiskiem Bonifacjusz Kemp.

Dolg skinął głową.

– Cień też o nim wspominał.

– On jest oficerem w garnizonie – dodał Uriel. – Ale przeszmuglował wszystkich czworo do swojego mieszkania. Bo komendant to nędznik, chciał rozstrzelać Móriego, a pozostałych troje wtrącić do więzienia.

– Ale dlaczego? – wykrzyknął Villemann wstrząśnięty. – Dlaczego chciał zamordować tatę?

Uriel zniżył glos.

– Pan Bonifacjusz mówi, że komendant znajduje się pod wpływem jakiejś tajemniczej, ubranej na czarno damy. Jakiejś wdowy. Pan Bonifacjusz prosi też, byśmy się wszyscy mieli przed nią na baczności, bo wygląda na to, że jest nami bardzo zainteresowana.

– Nie rozumiem, o co chodzi.

– My też nie – przyznał Uriel. – Ale właściwie to my z Taran przychodzimy do was z wiadomością, że dom, w którym się znajdujecie, nie jest bezpieczny.

– Dziękuję. Wiemy o tym.

Teraz Uriel mówił szeptem:

– Ja też. Wyczuwam coś bardzo nieprzyjemnego w tym domu. Jakby ktoś zły nas obserwował.

Nikt się nie uśmiechnął, słysząc jego naiwne określenie. Wszyscy odnosili to samo wrażenie co on, a poza tym wiedzieli, że dom kryje tajemnice, których wcale nie mieli ochoty poznawać.

Te kroki w środku nocy na przykład, skąd mogły pochodzić?

Uriel przerwał powolny spacer wśród krzewów i popatrzył na nich z wielką powagą.

– Więc pan Bonifacjusz Kemp postanowił, że spróbuje przeszmuglować nas wszystkich przez granicę – oznajmił po chwili. – Jutrzejszej nocy, kiedy nie będzie miał służby.

– Wydaje mi się, że jesteśmy winni prawdziwa, wdzięczność temu panu Bonifacjuszowi – westchnął Villemann.

– Rzeczywiście, musimy mu podziękować – przyznał Uriel. – Zresztą Móri zrobił już wiele dla jego chorego synka. Chłopiec dochodzi do zdrowia.

– To dobrze – rzekł Dolg. – I dobrze też, że ma się to stać jutro w nocy, bo akurat teraz nie moglibyśmy opuścić tego domu. Ja muszę znaleźć pewną książkę w bibliotece, a poza tym zabieramy ze sobą tę dziewczynkę, którą widzieliście tu już pierwszego dnia. Ona się strasznie męczy w tym domu.

– Tak, to wzruszająca istota – rzekł Uriel z uśmiechem. – Mam wrażenie, że Rafael i Villemann są w niej troszkę zakochani.