– A czy naprawdę była aż taka szczęśliwa? – przerwała jej Taran.
– Nie – wykrztusiła Lilly, zadowolona, że została zrozumiana. – Wcale nie była szczęśliwa, bo jej mąż zdradzał ją dosłownie przez cały czas.
– No tak. Jego matka określiła to mianem „silnej natury”.
– Bardzo delikatnie powiedziane. Najgorsze ze wszystkiego było to, że on się do mnie zalecał, a ja nie miałam dość siły, by go odepchnąć. Przecież kiedyś miał być mój i pewnie też chciałam się zemścić na siostrze.
– Całkiem zrozumiale – rzekła Taran spokojnie. – A co z Milly?
– Milly? – zapytała Lilly z wyraźnym obrzydzeniem. – Milly go uwodziła, a on jest słaby. Milly jest z nas najmłodsza, wciąż jeszcze mogłaby wyjść za mąż i założyć rodzinę. Dla mnie jest już na to za późno.
– Rozumiem – wtrąciła Taran łagodnie. – Ale jak było… to znaczy, czy kapitan nie zrezygnował ze swoich skoków w bok, że tak powiem?
– Z Milly nie romansował – rzekła Lilly krótko. – Bardzo szybko się nią znudził. Natomiast… No tak, czasami potrzebował mnie…
– Oczywiście. A Milly znalazła sobie inne tereny łowieckie?
– O, pani ma na myśli Symeona? Tak, Milly upadła skandalicznie nisko. Ale to także była z jej strony zemsta. Bo nasza siostra, kapitanowa, również robiła do niego słodkie oczy.
Boże drogi, pomyślała Taran. Cóż za obyczaje! Zemdli-to ją od tych wynurzeń o zdradach i zemście. Nie była przyzwyczajona do czegoś takiego.
– Staram się zrozumieć pani sytuację, panno Lilly – powiedziała Taran łagodnie. – I w żadnej mierze pani nie oskarżam. O nic.
Lilly popatrzyła na nią z wdzięcznością.
– Tak, chciałam tylko, byście państwo wiedzieli, że to nie ja przyczyniłam się do rozpadu małżeństwa mojej siostry. Kristoffer sam mnie chciał.
W jej glosie brzmiała źle ukrywana nuta dumy.
Taran zamyśliła się. Załóżmy, że Lilly mówi prawdę, ale to przecież nie zmienia faktu, że nienawidziła kapitanowej. Gdyby udało się usunąć z drogi tę znienawidzoną siostrę, to może mogłaby w końcu odzyskać swoją młodzieńczą miłość?
A Milly? Ta mała, słodka, pulchna niczym cherubinek Milly? Jak ona w tym wszystkim się odnajduje? Porzucona przez kapitana po żałośnie krótkim flircie? Stojąca wobec perspektywy, że już nigdy za mąż nie wyjdzie, podczas gdy najstarsza siostra ma taką możliwość?
Rozważania Taran przerwał prefekt, który właśnie wszedł do biblioteki. Za nim podążał Villemann, blady i poruszony. Obaj mieli ubrania mocno poplamione ziemią.
– Gdzie jest kapitan von Blancke? – zapytał prefekt ostro. – Uważam, że wszyscy powinniście pójść z nami do piwnicy. Nie, to znaczy tylko mężczyźni. Uriel, zajmiesz się, paniami, żeby im się nie stała jakaś krzywda, a wszyscy panowie proszę za mną.
Dolg szedł pogrążony we własnych myślach. Przeczuwał, że niebezpieczeństwo zagraża przede wszystkim Taran, a właśnie Taran była mu najbliższa.
Danielle, Villemann, Taran… Właściwie każde z tej trójki mogło się stać kolejną ofiarą nieznanego zabójcy. Wszak kapitanowa von Blancke została już zamordowana… Kto jest do tego stopnia szalony, by dążyć do zgładzenia czterech osób nie mających ze sobą żadnych widocznych powiązań?
A może wszyscy goście mają zostać usunięci?
Nie, w to Dolg nie mógł uwierzyć. W końcu nie widział tu żadnego potwora, żywił więc w głębi duszy nadzieję, że już nikt więcej nie zginie.
I tu popełniał błąd.
15
Znajdowali się w piwnicy. Posuwali się wzdłuż długich ciemnych korytarzy, przy których widzieli leżakujące wina oraz skrzynie pełne warzyw. Villemann niósł latarkę i oświetlał wszystkim drogę. W pewnym momencie prefekt rzeki, jakby chcąc się wytłumaczyć:
– Nie spodziewaliśmy się, oczywiście, znaleźć tu niczego szczególnego, ale skoro przeszukaliśmy dokładnie cały dom, należało też przyjrzeć się piwnicy. Zabraliśmy ze sobą Nera i w pewnej chwili pies zaczął okropnie warczeć. Potem zniknął w ciemnym korytarzu, do którego zaraz dojdziemy, więc ruszyliśmy za nim.
Prefekt umilkł i orszak posuwał się dalej w milczeniu. Oprócz Dolga przyłączył się do nich kapitan, na którego natknęli się w hallu, oraz pułkownik, który wrócił już od proboszcza. Kobiet nie było, natomiast prefekt zażądał, by poszedł też Symeon.
Rafael wrócił ze spaceru z Wirginią właśnie w momencie, kiedy grupa zaczęła schodzić do piwnicy, i Villemann zapytał:
– No, i jak poszło?
– Zgodziła się uciec z nami dzisiejszej nocy – szepnął z wielkim zadowoleniem Rafael, nie spuszczając z Wirginii pełnego zachwytu spojrzenia. Ona tymczasem po kryjomu przemknęła się do swego pokoju, powiedziała, że chce zapakować najpotrzebniejsze rzeczy. Rafael poszedł za Villemannem i resztą do piwnicy.
Zgodnie z życzeniem prefekta Dolg wziął Nera na smycz. Pies dygotał na całym ciele. To był jego wielki wyczyn, jego odkrycie, które bardzo chciał wszystkim pokazać.
Prefekt zatrzymał się przed niewielkimi, niemal niewidocznymi drzwiami.
– Kiedy przyszliśmy tu po raz pierwszy, drzwi były zamknięte – powiedział głosem tak cichym, że wszyscy zaczęli się zastanawiać, czy po tamtej stronie nie znajdują się przypadkiem jacyś ludzie. – Pies się jednak szarpał i bardzo chciał tam wejść… No już, już dobrze, jesteś bardzo dobrym pieskiem – rzekł do Nera, który domagał się pochwal. – Wyważyliśmy więc drzwi i… Zresztą zobaczcie sami.
Otworzył jak szeroko, a Villemann uniósł w górę latarkę.
Ukazało się niewielkie pomieszczenie, w którym najwyraźniej przechowywano opal, ale musiało to być bardzo dawno temu, bo teraz izdebka wyglądała na zapomnianą.
– Nawet nie wiedziałem, że coś takiego tu jest – mruknął kapitan. – Ale… Mój Boże, co to?
Wszyscy odskoczyli w tył, gdy w kręgu światła ukazało się coś leżącego na zaśmieconej glinianej podłodze.
Jakiś czas temu musiała to być istota ludzka. Kiedyś, ale niezbyt dawno. Sądząc po resztkach ubrania, był to miody chłopiec, na szyi miał grubą linę zadzierzgniętą w pętlę.
Pułkownik jęknął.
– To przecież nie może być…
– Owszem – przerwał mu kapitan głuchym głosem. – To Frantzl.
– Tak właśnie myśleliśmy – rzeki prefekt sucho. Rafael był wstrząśnięty.
– Ale Wirginia powiedziała, że on… Nie, niczego takiego nie mówiła. Wspominała tylko, że go już nie ma, a chodziło jej z pewnością o to, że zniknął.
Przy wejściu rozległ się straszny pisk. Nikt się nie spodziewał, że Wirginia zejdzie do piwnicy.
– Frantzl? Wspominaliście tutaj Frantzla? Czy to prawda? – zawodziła rozpaczliwie.
Rafael natychmiast się odwrócił i przytulił ją mocno do siebie.
– Wirginio, nie powinnaś była tutaj przychodzić! Dziewczyna wybuchnęła histerycznym płaczem.
– Frantzl! O, Frantzl, mój ukochany przyjaciel, czy on został tutaj zamknięty i nikt nie słyszał jego wołania?
– Nie, to nie było tak – zaprzeczył Villemann. – Rafael, zabierz ją stąd natychmiast, bardzo źle się stało, że to usłyszała.
Wirginia nie przestawała krzyczeć. Szarpała i kopała, chcąc się wyrwać z objęć Rafaela, który starał się ją podnieść. W pewnym momencie podszedł pułkownik i wymierzył wnuczce siarczysty policzek tak, że dziewczyna straciła dech i zamilkła przerażona.
Rafael chciał powiedzieć brutalnemu dziadkowi: „Tak silny cios nie był chyba konieczny”, ale zaraz przekonał się, że chyba jednak był. Wirginia uspokoiła się i już nie protestowała, gdy ją wynosił z piwnicy. Płakała tylko cicho z twarzą ukrytą na jego piersi.