Выбрать главу

– To możliwe, ja w wielu książkach widziałam jej nazwisko i ekslibrisy.

– Aha, a więc w tej rodzinie ona reprezentowała intelekt – mruknął Dolg. – Ale co zrobimy z tą paczką? Poprosimy panią pułkownikową o pozwolenie?

– To niemożliwe – stwierdził prefekt kompletnie oszołomiony tym, co się rozgrywało przed jego oczyma. – Pan Villemann i ja próbowaliśmy ją przed chwilą przesłuchać, ale śpi jak zabita, w ogóle nie ma kontaktu z rzeczywistością.

Wszyscy zaczęli się zastanawiać, co ją wprawiło w ten głęboki sen. Zbyt duża dawka alkoholu, z pewnością tak, ale może też ktoś chciał usunąć ją sprzed oczu obcych. Nie bardzo przecież było co pokazywać.

Dolg podjął decyzję.

– Panie prefekcie, nie mamy czasu do stracenia. Czy zechce nas pan potem wytłumaczyć przed panią pułkownikową?

– Chętnie to zrobię. A teraz proszę otworzyć! Sam jestem bardzo ciekaw.

Złamali pieczęcie i przecięli sznurek.

Tak jak się spodziewali, w paczce były książki. Dwie. Wysłane przed paroma miesiącami z Monachium.

– Nic dziwnego, że nie mogliśmy w bibliotece znaleźć właściwej książki – mruknął Dolg. – Szukaliśmy tylko na półkach.

Jedna z książek to był zbiór psalmów w tłumaczeniu jakiegoś współczesnego poety. Nie sądzili, by miały one jakikolwiek związek z poszukiwaniami Świętego Słońca.

Natomiast druga… Bardzo ładnie wydana. Hiszpańska. Coś o „Baltico”.

– O czym to jest? – Rafael nie zrozumiał.

– Wygląda na jakieś studium historii Morza Bałtyckiego.

– Znowu Morze Bałtyckie! – wykrzyknęli Taran i Villemann niemal równocześnie.

– Znowu – przyznał Dolg cicho.

Kartkował wolno książkę.

– Wygląda na bardzo solidne dzieło. Trudny język To praca naukowa. Panie prefekcie, to nie jest książka do czytania po obiedzie. Zwłaszcza jeśli się nie zna hiszpańskiego.

Podał książkę prefektowi, który zaczął ją oglądać na wszystkie strony.

– Ma pan rację, nie rozumiem ani słowa. Naprawdę, trudna sprawa. Co poczniemy z tym fantem?

– Może należałoby spytać kapitana o radę? – zastanawiał się Dolg. – Albo pułkownika. Nam jednak ta książka jest strasznie potrzebna. Wskazuje na zainteresowanie Cienia. Może moglibyśmy ją odkupić? A przynajmniej pożyczyć.

– Spróbujemy się dowiedzieć – rzeki prefekt. – A tymczasem proszę ją zatrzymać…

Nie dokończył, bo Danielle podbiegła do nich na palcach, jakby po kryjomu, nie wiadomo czemu wytrzeszczając oczy.

– Idzie kapitan von Blancke – szepnęła.

– Dziękuję, Danielle – powiedział Dolg. Już jakiś czas temu schował szafir. – Kapitan miał bardzo trudne zadanie do wykonania, musiał mianowicie pójść do sąsiadów i powiadomić, że znaleziono ciało ich syna. Dobrze, że jest już z powrotem, będziemy go mogli zapytać o książkę.

Kapitan von Blancke wszedł do biblioteki z ponurą miną, a pytania gości zaskoczyły go. Szczerze mówiąc było im go żal. Stan matki, utrata żony, a teraz jeszcze znalezienie w jego domu zwłok chłopca, wszystko to musiało go przygnębiać. Już dawno uświadomili sobie, jak bardzo był niegdyś przywiązany do matki, zdaje się, że nadal żywił dla niej bardzo ciepłe uczucia mimo jej upokarzającego stanu.

– Książka mojej matki, która została tu przysłana? Nic wiem – bąkał bezradnie, nie pojmując, o co chodzi. – Może powinniśmy zapytać ojca…

– To już chyba raczej pytanie do pańskiej matki – prze rwał prefekt szorstko. – Ponieważ jednak ona odpowiadanie może, zwracamy się do pana, kapitanie von Blancke.

– Tak, oczywiście, ja…

Nadal nie był w stanie rozwiązać problemu.

Dolg starał się mu pomóc.

– Czy wie pan, dlaczego pańska matka zamówiła akurat tę książkę? – zapytał łagodnie. – Książkę o Morzu Bałtyckim. Leży ono przecież daleko stąd, a sądząc po zawartości całej biblioteki, znajduje się poza kręgiem zainteresowań pani pułkownikowej. Czy pańska matka czyta po hiszpańsku? Nie? Tak też myślałem.

Kapitan bezradnie zamachał rękami.

– Ach, moja droga matka była zawsze taka impulsy-w na. Zdarzało się, że zobaczyła coś przypadkowego i natychmiast musiała to mieć. Tak też mogło być z tą książką o pięknej ilustracji na okładce. A potem zapomniała o niej. To naprawdę nie musi znaczyć nic więcej.

Zwrócili uwagę, że mówiąc o matce, używa czasu przeszłego, jakby już nie żyła. Sprawiało to wyjątkowo tragiczne wrażenie, prawdopodobnie dlatego, że wciąż ją kochał.

Taran próbowała jakoś załatwić sprawę.

– Kapitanie von Blancke, my mieszkamy przecież nie tak strasznie daleko stąd. Czy mógłby nam pan pożyczyć książkę na parę miesięcy? Potem ją odeślemy. Pańska. matka dostała paczkę już dawno temu i nawet jej nie rozpakowała, więc to dzieło pewnie nie było jej takie potrzebne.

Kapitan wyraźnie odczuwał ulgę, że ktoś przejął inicjatywę. Co też z niego za dowódca, pomyśleli goście.

– Wspaniale! Jak tylko matka wyzdrowieje, natychmiast dam jej znać, co się stała.

Pułkownikowa nie wyzdrowieje nigdy, pomyślała Taran zgnębiona. Ale zachowaj iluzje, mój chłopcze. Ona z pewnością tez żywi swoje złudzenie.

A może nie. Mówiła coś na schodach. Zdaje się o grzechach przodków. Nie, chyba odwrotnie… Taran nie pamiętała.

Może ona wie, co się dzieje w tym domu? Może zdaje sobie sprawę z tego, że syn jest kompletnie pozbawiony charakteru i zasad moralnych? Wszystko zdaje się na to wskazywać. A to musi ją bardzo ranić. Chyba jednak nie do tego stopnia, by starała się topić zmartwienia w alkoholu.

Jeśli to nie ona jest największym wstydem tego domu… Może jednak stara dama jest wszystkiemu winna? Czyżby rozwiązanie było aż tak proste?

Niebywale inteligentne rozważania Taran zostały przerwane. Podczas gdy prefekt rozmawiał z kapitanem, von Blancke w drugim końcu pokoju, Dolg westchnął i powiedział do swoich przyjaciół

– A zatem mamy książko. Teraz pozostaje tylko sprawa Wirginii. Nie będziemy czekać do jutra. Znikamy teraz, natychmiast, mam wrażenie, ze czas nagli.

Wszyscy przyznawali mu rację.

– Zaraz sprowadzę dziewczynę – rzeki Villemann z za palem.

– Nie. Ja to zrobię – przerwał mu Rafael. – I natychmiast potem opuścimy ten dom.

– Tak powinniśmy postąpić – potwierdził Dolg powoli., jakby słowa z trudem przechodziły mu przez gardło. – Ale… Wszyscy patrzyli na niego z zaciekawieniem.

Milczeli dość długo, jakby nagle ogarnęły ich niezrozumiale wątpliwości.

– Nie wiem, dlaczego – wycedził w końcu Dolg przez zęby – ale wydaje mi się.; że Rafael nie powinien tam chodzić. Rafael protestował gwałtownie:

– Wirginia jest kobietą mego życia i miałbym stać na uboczu, kiedy chodzi o ratowanie jej?

Dolg potrząsnął głową.

– Myślałem tylko, że Villemann jest od ciebie silniejszy, i fizycznie, i psychicznie. Przecież te straszne baby na górze mogą starać się wam przeszkodzić. Może one pilnują także Wirginii, nie tylko pani pułkownikowej.

– Dlaczego, na Boga, miałyby to robić? Idę.

Wybiegł z pokoju i kilkoma susami pokonał schody.

– Idź z nim – polecił Dolg bratu, który stal, nie wiedząc co robić. Teraz ruszył za Rafaelem. – A my przygotujemy się do opuszczenia tego domu. Musimy się spieszyć.

– Dlaczego? – zapytała Taran.

– Bo czuję silne pulsowanie czerwonego farangila – od parł Dolg. – To ostrzeżenie.

– Rozumiem – pokiwała głową Taran. – Chodź, Arielu!

W tym momencie przy bramie rozległo się pukanie.

Kapitan, który odpowiadał na pytania prefekta, urwał w pół słowa.

Kamerdyner wyszedł, by otworzyć. Wszyscy zebrani w bibliotece mieli z okna widok na podjazd i mogli obserwować największe entree tego dnia.