Выбрать главу

Pajęczyca krzyczała przeraźliwie. To cud, że nie straciła przytomności z bólu, miała jednak tyle rozumu, że zdarła z szyi znak i rzuciła go na kamienną posadzkę. Potem z dzikim wrzaskiem wybiegła na deszcz, przyciskając ręce do zranionej piersi, i po chwili zniknęła na ulicy.

Dolg dokończył dzieła zniszczenia, kierując wiązkę promieni na talizman, i trzymał kamień dopóty, dopóki ze znaku Słońca nie została dymiąca kupka pyłu. Szepcząc ciche podziękowanie schował na powrót kamień do woreczka. W tej samej chwili drzwi domu się otworzyły i stanął w nich orszak z prefektem na czele.

– O, tutaj pan jest! – ucieszył się prefekt. – Proszę mi pomóc przemówić tej rozhisteryzowanej gromadzie do rozsądku!

Dolg miał ochotę również ku nim skierować pulsujący farangil, zwłaszcza przeciwko tym dwóm podnieconym siostrom, nieustannie coś wykrzykującym strażniczkom, niczego nie rozumiejącym pokojówkom, a przede wszystkim przeciwko pochlipującej dziecinnie Wirginii, ale się opanował. Służący Symeon starał się bez powodzenia uspokoić cale towarzystwo, w głębi hallu mignęła sylwetka pułkownikowej z kieliszkiem w ręce. Tylko kapitan wciąż siedział na swoim miejscu w kącie.

Dolg był śmiertelnie zmęczony.

Pomógł na ile mógł prefektowi, po czym zatrzasnął drzwi za wszystkimi rozkrzyczanymi kobietami.

– Dziękuję panu – powiedział prefekt. – A gdzie to się podział nasz gość?

– Musiała już iść – mruknął Dolg z nadzieją, że prefekt nie zauważy kupki wciąż dymiącego pyłu. Nad podłogą unosiła się i już tylko delikatna, ledwo widoczna spirala dymu, która wkrótce całkiem się rozwiała. – Ja sam też będę się już musiał żegnać. Rodzina na mnie czeka. Dziękuję panu za wsparcie!

Rozstali się. Dolg poszedł w swoją stronę, nie zważając na ulewny deszcz. Nie wiedział wprawdzie, gdzie mieszka Bonifacjusz Kemp, nie wątpił jednak, że któreś z jego przyjaciół czeka, by pokazać mu drogę.

I rzeczywiście. Wkrótce zobaczył wysoką sylwetkę Uriela, jego blond włosy ociekające wodą szczelnie oblepiały głowę.

Pomachali sobie na powitanie.

Dolg wiedział, że obca kobieta mimo wszystko nie zamierza się poddać. Prędzej czy później pojawi się znowu i wtedy to nie on stanie się obiektem jej ataku, lecz ktoś z jego bliskich. Jedno z najsłabszych. Był bowiem pewien, że zamierza ona teraz szukać niebieskiego kamienia.

20

Danielle usiłowała nadążyć za Villemannem, który trzymał ją za rękę, gdy biegli przez zalane deszczem ulice. Za nic na świecie nie zgodziłaby się puścić jego ręki.

Podziwiała go bezgranicznie. Villemann był taki męski, taki silny. W tym strasznym domu, z którego dopiero co wyszli, to on przejął przywództwo, nie Dolg. Dolg nie zrobił niczego. Villemann był, jej zdaniem, niczym wódz. Był bohaterem!

Próbowała mu o tym powiedzieć. Uriel zatrzymał się, by poczekać na Dolga, który nie znal drogi, natomiast Taran z Rafaelem biegli na samym przedzie. I Nero także. Nero nienawidził deszczu i próbował chronić się gdzieś na suchszym terenie pod dachami domów, ale nieustannie ktoś go przywoływał.

Villemann zwolnił nieco biegu, za co Danielle była mu szczerze wdzięczna. Z trudem łapała powietrze, nogi się pod nią uginały.

– Czy ty zawsze musisz mieć bohatera, Danielle? – wykrztusił zdyszany. – Czy nie mogłabyś kiedyś lubić po prostu normalnego człowieka?

Zastanawiała się nad jego słowami, gdy podążali teraz już nieco wolniej w ulewnym deszczu, oboje tak samo przemoczeni.

– Byłam głupia, Villemannie.

– Skąd? Wcale nie!

– Owszem, przez tyle lat byłam zakochana w Dogu.

Chociaż sama nie wiem, czy to miłość. To chyba raczej uwielbienie dla kogoś, kogo się podziwia.

– Bardzo dobrze to rozumiem. Ja także go podziwiam. Nie ma na ziemi drugiego takiego człowieka jak on. Ojciec mógłby być taki, ale ojciec nie ma tej wyjątkowej dobroci Dolga. Ojciec też jest sympatyczny, ale dużo bardziej surowy.

Skinęła głową.

– Villemann… Czy ty się naprawdę zakochałeś w tej dziwnej dziewczynie? Ja nie bardzo zrozumiałam, co ona takiego zrobiła, ale to było coś strasznego, prawda?

– Nic straszniejszego niż to już nie mogło się stać – rzekł z drżeniem. – Pamiętaj, że ona próbowała zamordować pięcioro ludzi i że w dwóch przypadkach jej się to udało!

– Ale zrobiła coś jeszcze, prawda?

– Tak, o to jednak nie powinnaś pytać. Jeszcze nie teraz, może za parę lat.

Danielle była urażona. Czy on musi traktować ją jak dziecko?

Ale Villemann miał rację, Danielle zachowywała się przecież bardzo dziecinnie.

Tylko tym razem nie chciała ustąpić.

– Nie odpowiedziałeś na moje pytanie.

– Jakie pytanie? Aha! Nie, oczywiście, że nie zakochałem się w niej. Uważałem tylko, że jest bardzo ładna.

Danielle okazała się na tyle dorosła, by nie spytać:,Ładniejsza ode mnie?”

On jednak zrozumiał, dlaczego umilkła, i uśmiechnął się, jakby chciał jej dodać odwagi.

– Ale nikt nie jest taki ładny jak ty, Danielle. Zawsze miałem do ciebie słabość, choć nie zdawałaś sobie z tego sprawy.

– Owszem, w ostatnim czasie wiele zrozumiałam. A kiedy myślałam, że jesteś zajęty tą, co to wiesz, było mi bardzo przykro.

– To dobry znak, Danielle – powiedział z uśmiechem. – Przemyśl to sobie przy sposobności, a potem zobaczymy, co z tego wyniknie.

Uśmiechnęła się za plecami Villemanna uszczęśliwiona. Mocno uścisnęła jego dłoń, a on odpowiedział tym samym. Dobrze, że miała trochę czasu na zastanowienie. Nie była jeszcze na tyle dojrzała, by wiedzieć już teraz, czego tak naprawdę chce, ale widziała, jaki ten Villemann jest przystojny! Te szerokie ramiona i szczupłe biodra. Że też ona wcześniej tego nie zauważała! Twarz też miał bardzo ładną, a ona także tego dotychczas nie dostrzegała!

Nie, Danielle nie dorosła jeszcze do miłości. Wciąż była zbyt dziecinna.

Życzliwy Bonifacjusz Kemp przeprowadzał ich pod osłoną nocy przez góry na austriacką stronę.

Wypoczywali w jego domu ponad dobę i teraz, pełni sil, mogli wyruszyć w drogę.

Pożegnali się z Kempem w położonym wysoko górskim wąwozie i raz jeszcze upewnili się, czy Bonifacjusz nie będzie miał ze strony zwierzchników jakichś nieprzyjemności za życzliwość, jaką okazał austriackim podróżnym. Tłumaczył, że wszystko zorganizował najlepiej jak można i że żadne podejrzenia nie powinny na niego paść. Już wcześniej zameldował, że księżna Theresa, jej córka i zięć, niestety, zmarli w więzieniu. Komendant przyjął to do wiadomości. A co Bonifacjusz robi w swoim czasie wolnym, nikogo nie powinno obchodzić.

Theresa wynagrodziła go sowicie, natomiast Móri udzielił mu rad, jak pielęgnować chorego synka, który zresztą po zabiegach czarnoksiężnika zaczynał już dochodzić do zdrowia.

W końcu nasi wędrowcy mogli odetchnąć swobodnie. Znajdowali się w Austrii i nikt już nie mógł przerwać ich drogi do domu.

Kiedy tak wszyscy stali, patrząc na górskie doliny i szczyty pokryte świeżym białym śniegiem, Dolg odszedł na bok. Widział wielką sylwetkę Cienia, który najwyraźniej na niego czekał.

Podłoże było nierówne, pokryte szronem i śliskie. Dolg musiał się poruszać bardzo ostrożnie.

Cień uśmiechnął się powściągliwie.

– Dobra robota, Dolg!

Młody człowiek odpowiedział gniewnie:

– Czy to było konieczne, żeby z powodu tej książki wplątywać nas w takie niesmaczne afery, jak w rodzinie pułkownika?

– To bardzo ważna książka!

– Możliwe. Spójrz jednak, co się stało z Rafaelem! On się nigdy po tym nie pozbiera. Powiedział mi wczoraj, że już nigdy nie zaufa żadnej kobiecie, skoro najpiękniejsza i najdelikatniejsza z nich mogła się okazać takim potworem!