Выбрать главу

W tym momencie Villemann uszczypnął siostrę i oboje mieli poważne kłopoty z zachowaniem odpowiednio poważnych min.

Uriel mówił dalej:

– Pragniemy tylko otrzymać błogosławieństwo rodziców Taran.

– Macie je – mruknął Móri, a Tiril przytaknęła.

– Boże drogi, Taran, więc my się ciebie pozbędziemy – dziwił się głośno Villemann. – Nigdy bym się tego nie spodziewał.

– Villemann! – upomniał go Móri surowo, ale całkiem poważny on również nie był.

– Tylko jakim sposobem dostaniemy się do Karakorum? – zastanawiał się Rafael.

Nie, myślała Taran. Nie, Rafaelu, ty tam nie pojedziesz. Ani Danielle! Nie chcę podczas tej dalekiej podróży ani Danielle, ani Villemanna, ani Dolga. Żeby, nie daj Boże, nie doszło do jakiejś tragedii. Tylko że bez Dolga sobie nie poradzimy, on musi jechać z nami.

– Miałem zamiar wybrać się sam – oznajmił Móri, ale jego słowa zagłuszył chór protestów. Jechać chcieli wszyscy.

Wszyscy z wyjątkiem Theresy, Erlinga i Tiril. Chociaż Theresa trochę się wahała.

– Cudownie byłoby zobaczyć wschodnie kraje – westchnęła niepewnie.

Tiril długo zagryzała wargi.

– Moja mama powiedziała wczoraj, że podróż do Bergen i Christianie była dla niej przygodą i że chciałaby częściej jeździć. Jeśli jednak o mnie chodzi…

Tiril zawstydziła się. Na Islandii użalała się nad sobą i stwierdziła, że dość ma podróżowania. Że jest już chyba na to za stara.

A tutaj siedzi oto jej matka i naprawdę rozważa, czy nie wybrać się z wnukami na drugi koniec świata. Na szczęście jednak Theresa zrezygnowała z tych planów. Mimo to Tiril czuła się żałośnie.

– Nero chce wyjść – mruknęła i wstała. – Przejdę się z nim trochę.

Ucieczka, to po prostu ucieczka, ale nie umiała już dzielić zapału swoich bliskich.

Tiril nigdy nie mogła pojąć, jak to się stało. Była z Nerem na dworze zaledwie kilka minut, a kiedy wróciła, wszystko zostało już postanowione. Ku jej rozczarowaniu.

– Czy nie powinniśmy się raczej skoncentrować na rozwiązaniu zagadki trzech kamieni? – zaczęła ostrożnie. – Zamiast jeździć gdzieś pod Himalaje z zadaniem wcale nie najważniejszym.

Móri odpowiedział:

– Coś mi mówi, że jedno nie wyklucza drugiego. Może po drodze będziemy mogli zdobyć nowe umiejętności?

– Albo wystawimy się na kolejne ataki zakonu rycerskiego.

– Będzie im trudno śledzić nas podczas tej podróży. Tiril mogła więc tylko w milczeniu wysłuchać, do czego doszli.

Dolg, oczywiście, miał jechać i chciał, by towarzyszył mu Villemann, uważał bowiem, że sam nie zdoła ustrzec obu kamieni. Czerwonego nie zamierzał nikomu przekazywać, ale Villemann na Islandii tak dobrze opiekował się szafirem, że Dolg prosił go, by nadal to czynił.

Villemann miał czerwone uszy, a twarz jaśniała mu jak słoneczko i musiał raz po raz przełykać ślinę, by nie pokazać, jak bardzo jest dumny z tego zaproszenia. Villemann był jak dziecko, ale wszyscy w rodzinie pragnęli, by takim pozostał na zawsze.

Taran i Uriel już dawno postanowili, że pojadą, a Rafael i Danielle uznali, że już czas najwyższy przeżyć jakąś większą przygodę. Spotkanie z Sigilionem nie przestraszyło ich na tyle, by teraz chcieli zrezygnować. Theresa wolała nie rozstawać się z Danielle i Rafaelem, Tiril pragnęła być ze swoimi dziećmi.

– Naprawdę wystarczy już tego jeżdżenia – upierała się. – To ostatni raz – zapewniał Villemann uroczyście.

– Ha! I ty w to wierzysz, Villemannie? Będzie was sześcioro młodych bez…

– I tata.

Nnie, nie możecie ciągnąć waszego starego ojca przez pół świata…

Tego nie powinna była mówić. Teraz nawet Móri poczuł się dotknięty.

Nie jest się starym w wieku pięćdziesięciu sześciu lat! I czy naprawdę uważasz, że młodzi powinni jechać sami?

– Oczywiście, że nie! Móri, kochanie, wcale nie jesteś stary, to głupie z mojej strony, że tak powiedziałam, ale nie chcę jeszcze raz zostawać sama i czekać na was z sercem w gardle ze strachu.

Objął ją i mocno przytulił.

– Tiril, zawsze do tej pory byłaś taka dzielna! Rozumiem, oczywiście, że to straszne więzienie odebrało ci wiele odwagi, ale naprawdę bądź spokojna! Tym razem rycerze nie będą mieć żadnej możliwości ścigania nas.

– No właśnie, ojcze, a jak my się tam dostaniemy? – zapytał Dolg. – Jak rozumiem, masz jakiś pomysł.

– Właściwie to nie. Myślałem po prostu, że powinniśmy poprosić o radę duchy.

– Oczywiście! – zawołał Villemann z entuzjazmem. – Wezwij Nauczyciela, tato!

Móri zgasił jego zapal.

– Dobrze wiesz, że nigdy nie można wezwać tylko jego, Villemannie. Wszystkie duchy są tak samo ważne i poczułyby się bardzo urażone, gdyby nie wszystkie zostały poproszone. Tylko Cień działa samotnie, on jeden.

– Oczywiście, przepraszam, zachowałem się niemądrze. Móri też miał wyjątkowo czule serce dla swego młodszego syna.

– Villemannie, czy nie dość masz już przygód?

– Nigdy nie będę miał ich dość – odparł młody człowiek z uporem. – A ty, tato?

Móri uśmiechnął się krzywo.

– Nie, ja… – po czym dodał pospiesznie: – Jeśli ja z wami nie pojadę, to duchy też, nie będą mogły wam towarzyszyć! To prawda!

– Erlingu, czy mogę uczynić to teraz? Tutaj? – zapytał Móri przyjaciela.

Erling natychmiast wstał.

– Powiem tylko, żeby nam nie przeszkadzano. – Wyszedł pospiesznie z jadalni, a kiedy wrócił, starannie zamknął za sobą drzwi i na wszelki wypadek przekręcił klucz w zamku. – Nie możemy też wystraszyć służby mojej siostry – wyjaśnił z uśmiechem.

Móri wezwał „duchowe wnętrzności”, jak kiedyś lekceważąco określiła je Taran, za co została przez rodziców surowo skarcona.

Dolg poprosił ojca, by wezwał również Cienia, i wkrótce potężna jego postać znalazła się w pokoju wraz z pozostałymi duchami. Jadalnia stała się nagle dziwnie mała i już nie wydawała się taka pusta. Nero i Zwierzę prz3rwitali się jak dwaj starzy przyjaciele, obwąchując się nawzajem, wszystkie duchy witały uprzejmie Uriela, a on dziękował im z szacunkiem.

Móri przedstawił sprawę i duchy przez chwilę naradzały się we własnym gronie. Wszystko wskazywało na to, że w tej sytuacji Cień jest kimś bardzo ważnym, wciąż zgłaszał swoje propozycje, które pozostali przyjmowali z wielkim respektem. Rodzina widziała to wszystko, choć rozmowy żadne z nich nie słyszało.

W końcu Nauczyciel zwrócił się do Móriego. Straszne oblicze urodzonego w Hiszpanii czarnoksiężnika płonęło z przejęcia.

– To dla nas wspaniale zadanie! Rozumiem, że się wahacie. Tego rodzaju wyprawa może trwać lata. Wkrótce wszystko wam zorganizujemy.

– W jaki sposób?

– Zaraz do tego dojdziemy. Jak rozumiem, troje z was nie zamierza jechać, wrócą do Theresenhof?

– Zgadza się.

– Oni również będą potrzebować ochrony.

O, tak, dziękuję – powiedziała Tiril pospiesznie. – Już naprawdę nie chcę więcej spotykać braci zakonnych. Nauczyciel zastanawiał się przez chwilę.

– W krajach Wschodu panuje teraz bardzo nieprzyjemna pora roku. W Karakorum jest zima, mnóstwo śniegu. To nie bardzo odpowiedni czas na wyjazd.

– Rozumiemy – rzekł Móri.

– I, jak mówi młody Villemann, wszyscy musicie odpocząć po pełnej trudów wyprawie. Proponujemy zatem, byście wszyscy razem wrócili do Theresenhof…

Dziękuję – szepnęła Tiril.

– … i wypoczęli… Ile dni chcielibyście tam zostać?

– Trzy – rzucił Villemann.

– Trzy tygodnie – poprawił go Nauczyciel. – 'Trzy tygodnie łącznie z podróżą stąd do Theresenhof. Tymczasem tam warunki powinny się poprawić.