Выбрать главу

– Ona myśli, że to lalka – bąknął Vemund wzruszony.

– Nie – zaprotestowała Elisabet, lepiej znająca się na kobiecej psychice. – Zapewniam cię, że nie.

Panie, jak się okazało, nie były w domu same. Towarzyszył im doktor Hansen. Wyszedł naprzeciw przybyłym.

– Spotkałem pannę Karin, kiedy biegła do domu, i uznałem, że najlepiej będzie ją odprowadzić – wyjaśnił przyciszonym głosem. – Chciałem jej pomóc zająć się dzieckiem.

– Dziękuję, to wspaniale – szepnęła Elisabet. – Czy wszystko w porządku?

– O, tak. Zaraz się postaram o mamkę dla dziecka. Znam jedną, która by mogła zaraz przyjść i mieszkać tu przez jakiś czas, jeśli państwo nie mają nic przeciwko temu.

– Ale dziecko nie może tutaj zostać! – wybuchnął Vemund.

Lekarz popatrzył na niego surowo.

– Ja bym odradzał teraz je zabierać – rzekł, z naciskiem wymawiając poszczególne słowa.

– Ale Elisabet nie poradzi sobie z opieką nad nimi dwiema – szepnął Vemund.

– Gdybym dostała mamkę do pomocy, to dlaczego nie? – wtrąciła pospiesznie. Domyślała się, do czego to może doprowadzić, jeżeli wszystko pójdzie dobrze. Vemund przewidywał wszystko co najgorsze, choć i z tym należało się, oczywiście, liczyć.

Karin szepnęła z łóżka, na którym wciąż siedziała:

– Doktorze Hansen, pan spotkał już tych dwoje wcześniej, prawda? To mój opiekun i przyjaciel, pan Vemund, i moja dama do towarzystwa, Elisabet.

Doktor ukłonił się.

– Aha, więc znowu jestem damą do towarzystwa? – powiedziała Elisabet cierpko. – Nie zostałam zdegradowana do pokojówki?

– Pokojówki? – zawołała Karin ze zdumieniem unosząc brwi; jej głos był niepokojąco wysoki, ale zaraz znowu opadł. – Nigdy nie byłaś moją pokojówką. Cóż to znowu za głupstwa?

Czy ona gra, czy naprawdę tak myśli? Elisabet i Vemund wymienili pytające spojrzenia.

Karin jednak sprawiała wrażenie najzupełniej szczerej.

Mój Boże, jak łatwo ona zapomina, pomyślała Elisabet z troską. A może pamięta tylko rzeczy przyjemne? Może jej świadomość po prostu przestała przyjmować przykrości?

Oczy Vemunda powiedziały Elisabet, że on czyta w jej myślach; zastanawiał się nad tym samym co ona.

Psychika Karin była dla nich zagadką. W każdym razie dla Elisabet. Vemund wiedział, oczywiście, więcej.

– Ja tylko żartowałam, panno Karin – mruknęła, a jej łaskawa pani skinęła głową z pełnym wyrzutu wyrazem twarzy i znowu skoncentrowała się na dziecku.

– Idę sprowadzić mamkę – powiedział doktor. – Ona przygotuje też kołyskę i ubranka dla dziecka. Pani sprawia wrażenie dosyć zmęczonej, panno Paladin z Ludzi Lodu, i wygląda na to, że potrzebuje pani kąpieli. Proszę mi pozwolić zająć się pozostałymi sprawami!

Vemund rozejrzał się wokół siebie.

– Mnie by się też przydała porządna kąpiel – uśmiechnął się kwaśno. – O Boże, Elisabet, jak my wyglądamy?

– Ale dusze mamy piękne, a to najważniejsze.

– Mów za siebie – mruknął.

Spoglądali niepewni na Karin, zastanawiali się, czy można ją tak zostawić samą, ale ona była całkowicie pochłonięta dzieckiem. Nie, w żadnym razie nie mogli jej maleństwa odebrać, to jedno było pewne.

Nie bardzo wiedząc, co począć, zeszli ze schodów. Zostawili jednak drzwi otwarte, by słyszeć wszelkie odgłosy. Doktor Hansen pospieszył po mamkę.

– On ma rację – powiedział Vemund. – Ty jesteś osobą, która ma w sobie niezwykłą siłę, która podoła wszystkiemu. Ale nie zapominaj, że ty też możesz być zmęczona i wyczerpana. Idź i połóż się! Zaczyna się robić późno!

– Najpierw jednak kąpiel. Ale czy mogę tak po prostu zostawić to wszystko?

– Ja tu posiedzę, dopóki tamci nie przyjdą. Doktor z mamką.

Elisabet zamyślona zapytała:

– Ona była chyba bardzo rozpieszczona?

– Karin? Powiedziałbym raczej: izolowana. Nie wiedziała nic o zewnętrznym świecie. Żyła w przekonaniu, że wszystko kręci się wokół niej. Biedaczka! Rzeczywistość okazała się dla niej bezlitosna.

Elisabet poczuła teraz, że jest śmiertelnie zmęczona, zarówno fizycznie, jak i psychicznie.

– Tak się cieszę, że przyszedłeś – wyrwało jej się.

– Tak, ja… Och! Przecież dlatego do ciebie przyszedłem, że miałem interes, ale nie zastałem ani ciebie, ani Karin. Słyszałem zgiełk dochodzący od strony rzeki i…

– Jaki interes?

– Braciszek rozmawiał z rodzicami. O małżeństwie z tobą. Zapraszają cię do Lekenes jutro wieczorem, żeby z tobą o tym pomówić.

O ile przedtem Elisabet była zmęczona, to teraz zmęczenie ją po prostu przytłoczyło. Zapomniała o Braciszku na całe popołudnie.

– Ach, tak – bąknęła bezbarwnie. – No dobrze, teraz naleję sobie do balii wody i wezmę kąpiel. Poproś mamkę, żeby zamknęła drzwi za tobą i doktorem, kiedy wyjdziecie.

– Dobrze, tak zrobię. Ale wiesz, akurat teraz niewiele zostało z tej twojej duchowej siły, pyskata Elisabet Paladin z Ludzi Lodu.

– Masz rację, moja siła duchowa przeniosła się gdzie indziej – przyznała. – Akurat teraz odczuwam nieprzepartą ochotę, żeby oprzeć się o czyjąś szeroką pierś w poszukiwaniu pociechy. A najlepiej tam zasnąć.

– Ech… – westchnął Vemund Tark.

– No nie! – krzyknęła. – Skoro oddałeś mnie swojemu bratu, to nie możesz potem przychodzić tu i mieć pretensję o to, że chcę wykorzystywać ramiona innych mężczyzn w charakterze poduszki!

Pobiegła i zatrzasnęła za sobą kuchenne drzwi.

On został pośrodku pokoju, przyciskając lekko drżące dłonie do płonących policzków.

Zareagowała chyba zbyt gwałtownie, ale przecież była tak zmęczona udzielaniem pomocy tam nad rzeką i rodzącej, a teraz jeszcze odpowiedzialnością za Karin. Nie mówiąc już o niepokoju w związku z jutrzejszym wieczorem.

Braciszek Tark… Kto to, na Boga, jest? Jak on wygląda? O czym ona ma z nim rozmawiać?

Nie pamiętała nic.

ROZDZIAŁ VIII

Następnego ranka musiało minąć trochę czasu, zanim Elisabet wróciła do rzeczywistości. Człowiek budzi się zawsze z uczuciem, które pozostało mu od wczoraj, przyjemnym albo nieprzyjemnym. Elisabet odczuwała i jedno, i drugie. Dręczyło ją coś nieprzyjemnego, a z przygnębieniem mieszało się coś rozkosznego i pociągającego.

Otworzyła oczy. Skądś dochodził do niej jakiś dźwięk, do którego nie była przyzwyczajona.

Płacz noworodka!

Skoczyła na równe nogi, w pośpiechu narzuciła ubranie.

Biegła po schodach, pełna wyrzutów sumienia i lęku. Jak mogła to nieszczęsne maleństwo zostawić same z panną Karin?

W drzwiach przystanęła.

Jakaś obca kobieta, nie najmłodsza już, pokazywała Karin, jak należy przewijać małą. Mamka! No, oczywiście! Teraz Elisabet przypomniała sobie wszystko i odetchnęła z ulgą.

Kiedy weszła do środka, obie spojrzały na nią.

– Elisabet, chodź i zobacz! – zawołała Karin przejęta. – Ja przewijam małą Sofię Magdalenę. I spała rozkosznie przez całą noc, moje małe złotko. Teraz się trochę złości, bo jest głodna, ale pani Vagen zaraz wszystko urządzi. Czyż ona nie jest słodka?

– Tak, to naprawdę wspaniałe dziecko – powiedziała Elisabet. Zauważyła przy tym, że ton niepewności w głosie Karin niemal zniknął, zastąpiony zdecydowaniem. – Więc zamierza pani dać jej na imię Sofia Magdalena?

Nieoczekiwanie pompatyczne imię dla dziecka z dzielnicy nędzy.

– Tak ma na imię Jej Wysokość, królowa – wyjaśniła Karin z godnością.

Królowa? Elisabet pociemniało w oczach. Monarchia duńsko-norweska miała już trzy królowe po Sofii Magdalenie!