Выбрать главу

– Vemund, ja naprawdę nie rozumiem, co ciebie tak dręczy. Co się stało? Domyślam się, że Karin miała narzeczonego i miała wyjść za niego za mąż…

Vemund stał się czujny.

– Aha, więc to odkryłaś?

– Nie mogłam nie odkryć, głuptasie. I domyślam się, że ty tego narzeczonego zamordowałeś. W wyniku tragicznej pomyłki.

Teraz on podniósł jej głowę tak, że musiała na niego patrzeć.

– Co ty mówisz?

– Tak. Nietrudno było do tego dojść.

– No wiesz! Ty chyba nie masz dobrze w głowie, ja przecież nikogo nie zamordowałem! Narzeczony Karin żyje i ma się znakomicie.

ROZDZIAŁ IX

Minęło parę dobrych chwil, nim Elisabet odzyskała zdolność mówienia. Tymczasem zdążyła się dokładnie przyjrzeć twarzy Vemunda i przestraszyła się nie na żarty, gdy uświadomiła sobie, jak bardzo czuje się z nim związana.

Jego twarz była teraz otwarta, pozbawiona jakiejkolwiek maski, naga, można powiedzieć. Oczy szkliły się łzami, w których jednak nie znajdowała niczego niemęskiego, usta wykrzywiała gorycz. Vemund był tak pociągający, że zakręciło jej się w głowie, jak zahipnotyzowana zapragnęła nagle scałować wszystkie jego zmartwienia.

Musiała podjąć wielki wysiłek, żeby się opanować.

– Co ty mówisz? – wykrztusiła. – Jej Bubi żyje?

– I to także wiesz? Wiesz, jak go nazywają? – zapytał ze złością.

– Wiem, ale wobec tego dlaczego on nie przychodzi do niej? Cóż to za grubianin, który pozwala tak cierpieć tej biednej kobiecie? Czy ty może uczyniłeś go kaleką?

– Nie, nic podobnego. On się ma znakomicie, bezwstydnie dobrze.

Elisabet rozgniewała się. Zaczęła nim potrząsać z wściekłością.

– W takim razie co takiego ty zrobiłeś Karin?

– Ciebie to nie powinno obchodzić – oświadczył, wciąż mocno obejmując jej ramiona.

– Owszem, obchodzi mnie! Karin mnie obchodzi i ty mnie obchodzisz!

– Nie krzycz! Uspokój się!

– Ale ja chcę wiedzieć! Mam dosyć tych nie dokończonych opowieści. Zmuszasz mnie do małżeństwa z twoim bratem. Chciałabym wiedzieć, co on ma z tym wspólnego?

– Prawie tyle samo co ja. Ale on o niczym nie wie. I nigdy się nie dowie. On musi stąd wyjechać.

– A ty musisz umrzeć?

– Nigdy mniej niż dzisiaj wieczorem nie pragnąłem takiego rozwiązania! Ale jutro wróci obrzydzenie i niechęć. Elisabet, jestem pijany, powiedziałem za dużo, i w ogóle ty wiesz za dużo. Zapomnij o wszystkim, to tylko takie pijackie bredzenie.

– Myślisz zdumiewająco trzeźwo.

– Nie. I zabierz rękę z moich włosów. Czy tobie się zdaje, że ja jestem z kamienia?

– O co ci chodzi?

– Nie bądź niemądra! Wypiłem za dużo i czuję, że lada moment przestanę za siebie odpowiadać. A bardzo tego nie chcę. Ze względu na ciebie.

– Za co masz odpowiadać?

– Elisabet – szepnął błagalnie. – Wstań!

– Ech, wyrażasz się tak zagadkowo! Co ja znowu zrobiłam?

Wtedy przyciągnął ją do siebie gwałtownie i zaczął całować jej usta. Brutalnie i łapczywie. W pierwszej chwili, zdumiona, znieruchomiała niczym słup soli, potem jednak jej ciało ogarnęła fala trudnego do zniesienia gorąca, ale gdy ręką sięgnął dekoltu i zamierzał odszukać jej piersi, krzyknęła i zaczęła się wyrywać. Vemund oparł się na łokciu i podciągnął ją pod siebie, ręką gładził jej brzuch. Elisabet wrzeszczała i walczyła niczym dzika kotka. Vemund zdołał jednak opanować fatalne następstwa alkoholu i odsunął się od niej. Elisabet zerwała się na równe nogi, a on wciąż leżał na łóżku i wciąż trzymał ją za rękę.

– Elisabet – bąkał. – Wybacz mi! Ta przeklęta wódka! Wszystko się miesza, nigdy nie powinienem dotknąć… Wybacz mi, najdroższa przyjaciółko, nie zasłużyłaś sobie na to. Nie miałem zamiaru cię zgwałcić, sam nie wiem, co mi się stało, nie byłem sobą!

– Pójdę już, Vemundzie – powiedziała cicho, drżąc na całym ciele.

– Och, tak mi przykro, że to się w ten sposób skończyło.

– Zapomnijmy o tym.

– Tak – powiedział z goryczą. – Zapomnijmy.

– Porozmawiamy, kiedy wytrzeźwiejesz. Och, Vemundzie, tylko sobie czegoś nie zrób! Potrzebuję cię.

Roześmiał się smutno.

– Potrzebujesz! Jesteś słodka, Elisabet. Przyjdę do was jutro. Jeśli zdołam utrzymać się na nogach.

Elisabet zdawało się, że w jego zmęczonym głosie pojawiło się coś jakby nutka radości. Jakby zaświtała mu jakaś nadzieja…

Wychodząc pogasiła wszystkie światła i zamknęła za sobą drzwi wejściowe. Jesienna noc była chłodna, lecz Elisabet tego nie zauważała. Ciało jej płonęło, policzki paliły. Jak szalona biegła ścieżką w dół pod roziskrzonym gwiazdami niebem.

– Dzięki ci, dobry Boże! – szeptała wznosząc głowę ku gwiazdom. – Dzięki ci za alkohol! Gdyby nie to, nie wiem, czy miałabym siłę mu się przeciwstawić. Ale, z drugiej strony, gdyby nie był pijany, nigdy by się na mnie nie rzucił. W takim razie dziękuję ci jeszcze raz – szepnęła.

Mój Boże, co się dzieje z moim ciałem? zastanawiała się przestraszona, idąc już wolniej pomiędzy drzewami. Domyślała się, że oto po raz pierwszy miała okazję się przekonać, iż jest jedną z gorącokrwistych kobiet Ludzi Lodu, tych, które nie potrafią ukryć tęsknoty za ukochanym mężczyzną.

Jak długo żyłam w uśpieniu, myślała. Przespałam wiele, wiele zim, wiosen i lat…

Nagle przypomniała jej się stara piosenka o kobiecie, która tęskni. Pory roku mijają, a ona wciąż tęskni…

Słońce smutku wypali ziemię, Mróz w lód przemieni nocy łzy. Księżyc roziskrzy śniegowy puch, W końcu wiosna wróci, ale nie ty.

Wkrótce jednak Elisabet zrozumiała, że to nie jest czas na sentymentalne nastroje. Pożądanie, które Vemund w niej wzbudził, wciąż jej nie opuszczało. Przystanęła i oparła się o drzewo, jęknęła żałośnie, a potem zaczęła cicho przeklinać tego zapijaczonego prostaka.

– On był wstrętny – przekonywała sama siebie. – Odpychający diabeł, ordynarny drań, męt! Odważył się dotykać mnie swoimi brudnymi paluchami, chuchać mi w twarz odorem wódki, całować mnie, jakbym była…

Zaczęła oddychać ciężko. Całować mnie? Ten pocałunek! Znowu przeniknął ją gorący, słodki dreszcz, znowu widziała jego szklące się łzami oczy, jego szczerą twarz, jego rozpacz…

Ręce…

Elisabet odwróciła się gwałtownie do drzewa, przytuliła się do niego całym ciałem, przyciskała się do pnia czując, że dręczące napięcie wzrasta. Mocno zaciskała uda i tuliła się do drzewa, nie znajdując ukojenia dla swojej udręki. Znowu widziała przed sobą Vemunda, czuła opasujące ją ramiona, jego ciało przy swoim…

Dłużej nie była w stanie o nim myśleć, bo świat wokół niej zawirował, nic już nie widziała, wszystko stało się tak rozkosznie słodkie, że miała wrażenie, iż mogłaby umrzeć!

Kiedy się potem ocknęła, siedziała oparta o drzewo na zimnym zboczu, na które opadła, kiedy nogi nie chciały jej już utrzymać. Boże, co ja zrobiłam, pomyślała wstrząśnięta. Słyszałam oczywiście o gorących kobietach z Ludzi Lodu, ale żebym ja…

Podniosła się z poczuciem winy. Drżącymi rękami otrzepała spódnicę. O Boże, jakże mi wstyd, o Boże, Boże!

Napięcie ustąpiło. Odetchnęła głęboko.

Właściwie to było rozkoszne. I chyba nikt nie widział!

Znowu ruszyła przed siebie.

Jedno w każdym razie teraz wiem: Chcę mieć Vemunda. I nikogo innego! Nie chcę żadnego Braciszka, żeby nie wiem jaki był piękny. Nie mamy ze sobą nic wspólnego, jesteśmy sobie nawzajem obcy. Natomiast Vemund i ja…

Powietrze iskrzy, kiedy on wchodzi!