Выбрать главу

Muszę pomóc Vemundowi. On nie może umrzeć, on jest mój i zrobię wszystko, żeby go zdobyć. W tym celu muszę go uwolnić od tej obsesji śmierci. A to dotyczy także Karin. Muszę wiedzieć, dlaczego on chce umierać, co się wtedy stało. Jego pytać nie mogę, on mi nigdy nie odpowie, sama rozmowa o tym kosztuje go zbyt wiele. Karin też nie mogę pytać, nie należy budzić jej wspomnień. Teraz, kiedy może myśleć o czym innym, nie tylko o tym tajemniczym Bubim, nie powinnam jej przeszkadzać.

Ci z Lekenes?

Podstępne, przebiegłe pytania. Braciszek. Czy on w ogóle coś wie? A pozostali?

Nie, obiecałam Vemundowi, że nikomu nie wspomnę o Karin. A jeżeli chcę go zdobyć, muszę być przede wszystkim lojalna i godna zaufania.

Nie, nie mogę nikogo pytać. Nie tutaj…

Holmestrand? Bode?

Tak.

Elisabet podjęła decyzję. Musi rozwiązać zagadkę Karin i Vemunda. Nie tylko po to, by zaspokoić swoją ciekawość. Teraz ma to zasadnicze znaczenie – ze względu na Vemunda i ze względu na jej miłość.

Nagle poczuła się niebywale silna. To była siła zakochanej kobiety z Ludzi Lodu. Siła, która mogła zrywać mosty i przenosić góry. Teraz Elisabet była jedną z nich.

Vemund, jak obiecał, przyszedł następnego dnia. Nie był to najbardziej rześki człowiek na świecie, po oczach było widać, że cierpi na potworny ból głowy, drżały mu ręce. Ale przyszedł!

Elisabet była w tym czasie na górze, w pokoju Karin, która działała bardzo energicznie w imieniu małej Sofii Magdaleny. Głos Karin rozlegał się po całym domu; pochłaniały ją przygotowania do chrztu, a poza tym co najmniej dwadzieścia razy na godzinę pytała panią Vagen, czy mała dostaje dość pokarmu. Pani Vagen jednak była kobietą cierpliwą, zdążyła też już poznać historię Karin – Elisabet opowiedziała jej tyle, ile sama wiedziała.

Doktor Hansen odwiedził je rano i zostawił wskazówki co do dalszej pielęgnacji dziecka. To bardzo miło z jego strony, stwierdziła Elisabet, szczerze mówiąc nie musiał tego robić.

Karin zapomniała o wszystkich swoich dolegliwościach do tego stopnia, że Elisabet musiała jej przypominać, iż należy wziąć lekarstwo, bo choroby były jednak dosyć poważne, choć Karin niewątpliwie zdrowiała. Obecność Sofii Magdaleny działała cuda! Sprawiła, że chory, udręczony i trwający w letargu organizm ocknął się do życia.

Sama Elisabet znajdowała się w bardzo trudnym stanie ducha. Nieustannie podchodziła do okna, by zobaczyć, czy nikt nie nadchodzi, raz ogarniała ją promienna nadzieja, to znowu gorzkie rozczarowanie, oczekiwała gościa, to pragnęła, by nikt nigdy nie przyszedł, pełna wyrzutów sumienia. To bladła, to rumieńce barwiły jej twarz, odpowiadała bez sensu na pytania, co sprawiało, że przyglądano jej się podejrzliwie.

No i nareszcie Vemund przyszedł. Rzucił Elisabet pospieszne spojrzenie i natychmiast odwrócił wzrok, bąknął pod nosem coś, co prawdopodobnie miało oznaczać powitanie, i zaczął rozmawiać z Karin i panią Vagen.

Elisabet zauważyła jednak, że ukradkiem wciąż jej się przygląda. Ona sama mówiła zbyt głośno i zbyt dużo, co wprawiało ją w złość.

Vemund ocknął się tego ranka z okropnym kacem. Ledwo mógł podnieść obolałą głowę znad poduszki. Słyszał jednak, że pani Akerstrom hałasuje w kuchni, i zmusił się, żeby wstać.

Jak cierń pod czaszką tkwiła mu uporczywa myśclass="underline" zrobiłem coś niedozwolonego. Ale co? A jednocześnie, w środku całego bólu, obrzydzenia i mdłości, tliło się jakieś rozkoszne uczucie. Czekało go coś pięknego. Nie mógł sobie jednak przypomnieć, co. Jego umysł spowijała ciemna mgła.

O, cóż za piekielny ból!

Jego umęczone oczy zatrzymały się na nocnym stoliku. Karafka. Po południu była pełna… Kołatało mu w głowie jakieś wspomnienie w związku z łóżkiem, coś, co powinien był pamiętać. Głęboko wciągnął powietrze.

Elisabet!

Dobry Boże, cóż on zrobił? Jej usta przy jego… On chyba nie…?

Nie. Bogu dzięki, nie zrobił nic takiego!

Ale mało brakowało.

Musiał być chyba szalony!

Podświadomie odsunął od siebie karafkę i kieliszek. Nigdy więcej! Mógł przecież wszystko zniszczyć! Nigdy więcej, to przynajmniej winien jest Elisabet. Nie zasłużyła sobie na takie prostackie traktowanie.

Ostrożnie zwlókł się z łóżka.

– Pani Akerstrom! Czy może mi pani przygotować balię z lodowatą wodą?

Po godzinie na tyle doszedł do siebie, że był w stanie wyjść do miasta. Tak obiecał Elisabet, a nie dotrzymać obietnicy danej jej… Nie, to nie do pomyślenia!

Świeże powietrze dobrze mu zrobiło. Najgorsze miał już za sobą i teraz przepełniało go dziwnie podniosłe uczucie oczekiwania. Każdy jego nerw przepojony był radością, siłą i świadomością własnej męskości.

Dotychczas Vemund nie miał czasu myśleć o sobie jako o mężczyźnie, w każdym razie tak było od najwcześniejszej młodości. Wszystkie jego tęsknoty i pragnienia w ostatnich latach kierowały się ku śmierci. Teraz odczuwał przy sobie obecność delikatnej kobiety, czuł, że on także posiada płeć.

Delikatna kobieta… Elisabet Paladin z Ludzi Lodu nie brakowało temperamentu. Ale widział ją też zmęczoną i słabą. Po katastrofie nad rzeką. Wzruszyło go to bardziej, niż by chciał przyznać. Widział jej dobroć wobec innych ludzi i podziwiał jej duchową siłę. To kobieta warta jego brata, kobieta warta kochania.

Nigdy jednak nie odczuwał większego wzruszenia, niż wówczas gdy trzymał ją w ramionach, a ona prosiła, by nie zmuszał jej do małżeństwa z Braciszkiem.

A on? Jak on ją potraktował, jak odpowiedział na jej zaufanie? Rzucił się na nią jak dzikie, drapieżne zwierzę, dał się ponieść wszystkim chęciom, które wzniecała w nim bliskość jej delikatnego ciała.

Zachował się jak świnia! Jak pijana świnia!

W takim to nastroju znalazł się przed domem, który kupił dla Karin. Zawstydzony i pełen wyrzutów sumienia, w żałosnym samopoczuciu wszedł do środka, zatrzymał się na chwilę niepewnie w hallu, po czym ruszył na górę.

Już na schodach oprzytomniał. Głos Karin… Ile w nim było życia! Karin mówiła jak kobieta z krwi i kości, a nie jak kukła. Zachowywała się przesadnie, co u niej było normalne, ale w zupełnie inny sposób. Zniknął gdzieś ów paniczny lęk przed światem.

Vemund wszedł do pokoju.

Była tam także Elisabet. Ogarnęła go fala gorąca i musiał odwrócić wzrok. Nie, nie czuł się na siłach patrzeć w jej jasne, spłoszone oczy.

I Karin! Ile życia było w tej starzejącej się kobiecie! Słowa płynęły nieustannie z jej ust.

– Vemund, jak dobrze, że przyszedłeś, naprawdę tylko ciebie nam tu brakowało! Doktor Hansen, ten przemiły człowiek, powiada, że w niedzielę będziesz mógł do nas przyjść, a ja włożę tę moją kremową suknię, wiesz, i sama będę trzymać małą do chrztu, ale ty i Elisabet musicie być matką, to znaczy rodzicami chrzestnymi, doktor Hansen też obiecał przyjść, to on załatwił wszystko z pastorem, a pani Vagen i pani Akerstrom…

Pierwsze, co dotarło do świadomości Vemunda, to było imię Elisabet wymienione razem z jego imieniem, że mają być rodzicami chrzestnymi. Doznał ukłucia w sercu, pojawiło się jakieś dotychczas nieznane uczucie przynależności do kogoś. Potem uświadomił sobie, jak niewielki jest świat Karin.

Wymieniła wszystkich, których zna! To on wzniósł wokół niej ten mur.

Ale to było niezbędne.

A teraz wyglądało na to, że Karin jest na najlepszej drodze, by się wyrwać ze swojego więzienia.

Wszyscy zwrócili uwagę na to samo: pośród osób, które Karin wymieniła w związku z chrzcinami Sofii Magdaleny, nie było Bubiego.

I nikt nie zamierzał tego imienia wspominać!

Dziecko zaś spało spokojnie i wszystko wskazywało na to, że jest mu bardzo dobrze w tej atmosferze czułości, jaką starali się stworzyć. Nawet Vemund zauważył, że to bardzo ładne dziecko.