Выбрать главу

Nie chciał się teraz zastanawiać nad przyszłością małej. Pochłaniały go inne sprawy.

Nareszcie odważył się spojrzeć w oczy Elisabet. Jego wzrok wyrażał żal. Lęk. Prośbę o przebaczenie. Pragnienie więzi. I tęsknotę.

Wszystko to chciał zawrzeć w jednym jedynym spojrzeniu.

Niepewny uśmiech Elisabet był wystarczającą odpowiedzią. Vemund odwrócił się szybko. Nie na tyle jednak, by nie zdążyła dostrzec w jego twarzy błysku szczęścia.

Karin nie przestawała mówić:

– Musimy naturalnie zorganizować małe przyjęcie w domu. Z pastorem. Elisabet, myślisz, że dostaniemy jedwabną różową wstążkę do przewiązania włosków Sofii Magdaleny?

– Tak, zaraz wyjdę do miasta i kupię. Ale, panno Karin, nie sądzi pani, że lepiej będzie przybrać wstążką kapę, którą ją okryjemy w drodze do kościoła? A czy my w ogóle mamy taką kapę?

Na dźwięk tego „my” Karin rozbłysła niczym słońce. Wszyscy tak się przejmowali jej maleńką Sofią Magdaleną!

– Pani Vagen ma się postarać. Nie będzie to, oczywiście, nic szczególnie wytwornego, ale nie mamy czasu na szycie nowej. Vemundzie, musisz poprosić panią Akerstrom, żeby upiekła nam tego wspaniałego ciasta, wiesz. Pastor i doktor Hansen powinni go spróbować.

– Natychmiast wydam polecenie – powiedział Vemund z powagą. – Elisabet, czy mogłabyś ze mną pójść? Chciałbym przy okazji porozmawiać z tobą o sprawach dotyczących prowadzenia domu…

Zeszła za nim po schodach, patrzyła na jego szerokie barki i włosy układające się w loki na karku i zadrżała od niedozwolonych myśli. Na górze wciąż nie milkł pełen przejęcia szczebiot Karin. Elisabet była taka uradowana z jej powodu. Uradowana i zmartwiona zarazem.

W hallu na dole Vemund odwrócił się do niej.

– Jak długo masz zamiar ciągnąć tę komedię?

Serce jej załomotało.

– Jaką komedię?

– Z dzieckiem! Trzeba je stąd zabrać, dopóki nie będzie za późno!

– Czyś ty oszalał?

– To ja powinienem zadać takie pytanie. Chyba rozumiesz, że Karin nie może się opiekować dzieckiem, to przecież sprawa… kryminalna!

Elisabet rzuciła za siebie spłoszone spojrzenie, po czym otworzyła drzwi do swojego pokoju, wciągnęła za sobą Vemunda i cicho drzwi zamknęła.

– Uważaj trochę na to, co mówisz, ona może cię usłyszeć.

– Ale wy nie możecie trzymać tutaj dziecka!

Elisabet z trudem panowała nad sobą. Chwyciła Vemunda za ręce i przycisnęła go do ściany.

– Zabrać jej teraz dziecko to tak, jakby żywcem wyrwać jej serce! Rozum jej się od tego pomiesza już na zawsze. Ile ta biedaczka musi jeszcze utracić, żebyś był zadowolony?

– Ale czy ty nie widzisz, że ona wraca do życia? A jeżeli sobie przypomni, co się wtedy stało…

– Vemund, ja nie wiem, co się stało z tym jej Bubim, skazujesz mnie na to, bym błądziła po omacku, ale czy ty nie pojmujesz, co się może stać teraz?

– Owszem, pojmuję, że wróci jej pamięć. To będzie niczym cios prosto w twarz.

– Nie! Ona przywiązuje się do dziecka tak bardzo, że ten przeklęty Bubi znaczy dla niej coraz mniej. Tamto nieznośne wspomnienie o nim zaczyna jej być obojętne.

Zamyślił się nad tym, co powiedziała. Elisabet pospieszyła z nowymi zapewnieniami:

– Od czasu kiedy ma dziecko, nie wspomniała o nim ani razu.

– Ale Karin nie może się zajmować dzieckiem! To najbardziej egoistyczna istota, jaką znam. Nie, to będzie bardzo źle dla dziecka. Ona naprawdę nie może!

– Ona się bardzo stara, Vemundzie! Życie by oddała za to maleństwo. Nie, ja wiem, co chciałeś powiedzieć, że to tylko przejściowy kaprys, ale przecież nie możesz tego wiedzieć! Może dziewczynka jest akurat tym, za czym nieszczęsna Karin przez całe życie tęskniła? Tęskniła za kimś, kto by jej potrzebował. A przecież my jej pomożemy, będziemy ją wspierać na wszystkie sposoby. Ty i ja, doktor Hansen i pani Vagen, i pani Akerstrom. Czy nie słyszysz, ilu ona ma dobrych pomocników? Mała Sofia Magdalena nigdy nie będzie cierpiała niedostatku i nie wmawiaj mi, że Karin może zrobić dziecku coś złego! Nigdy w życiu! I nigdy też nie uwierzę, że mogłaby się małą znudzić jak zabawką. Gdybyś ty widział jej oczy, kiedy patrzy na małą!

– Och, Elisabet, jaka ty jesteś naiwna! Może rzeczywiście wszystko ułoży się dobrze, ale jak myślisz, co się stanie, jeżeli Karin odzyska pamięć i będzie musiała znowu poradzić sobie z niepojętą grozą tamtego wspomnienia? Załóżmy, że teraz ona zapomina o Bubim, ale przecież kiedyś kochała go tak samo szczerze i mocno, jak teraz kocha dziecko, i będzie musiała sobie to przypomnieć, Elisabet! Tamte wydarzenia w dniu… To było coś tak okropnego, że robię się chory na samą myśl o tym! Ona nie może znowu tego przeżywać!

– Byłeś wtedy przy tym?

Zadrżał na całym ciele.

– Tak – powiedział, a w jego głosie brzmiała gorycz. – To właśnie ja tam byłem. I nigdy sobie tego nie wybaczę.

No to powiedz mi, co się wtedy stało, pomyślała. Wiedziała jednak, że on nie zechce o tym rozmawiać.

Vemund mówił dalej:

– Teraz bardziej niż kiedykolwiek zależy mi na tym, żeby Karin stąd wyjechała. I ona, i Braciszek. Żebyście wszyscy troje wyjechali do Elistrand, do tego bezpiecznego, błogosławionego miejsca, przepełnionego ciepłem i dobrocią.

– Moja matka nie zawsze jest taka zgodna, jak myślisz, Vemundzie, ale masz rację. Serce ma ona ze złota i nigdy nie należy wątpić w jej dobroć, jeśli chodzi o pomoc potrzebującym i nieszczęśliwym. Może nie zawsze była taka dobra dla mojego pradziadka, Ulvhedina, ale też i on do nieszczęśliwych nie należy. Czasami wstępuje w niego prawdziwy diabeł…

Vemund uśmiechnął się.

– Ty i twój ojciec jesteście najwspanialszymi ludźmi, jakich znam. Mam do was bezgraniczne zaufanie.

– Dziękuję. A ty, Vemundzie? Jak ten nowy stan Karin wpływa na twoją decyzję?

Oparł się o ścianę i zamknął oczy. Objął ją ramieniem i przytulił. Elisabet przystała na to bardzo chętnie.

– To nie może wpływać na nic – szepnął cicho. – Moje przestępstwo i moja udręka… Tego nic nie zmieni.

– Więc nie chcesz żyć?

– Nie chcę? Oddałbym wszystko za to, by móc mieć ciebie. Ale ja nie potrafię żyć, Elisabet. Nie potrafię żyć z tą świadomością.

Zrozpaczona oparła głowę na jego piersi.

– I dlatego sprzedajesz mnie swojemu bratu?

Nie odpowiedział. Po prostu nie wiedział, co odpowiedzieć. Elisabet czuła jednak, że z trudem przełyka ślinę.

Stali tak w milczeniu. Ona, zrozpaczona, przytuliła się do niego, on gładził dłonią jej orzechowobrązowe włosy.

Ale czuły nastrój trwał tylko przez moment.

– Elisabet! – rozległo się wołanie Karin. – Idziesz po wstążkę?

Elisabet otworzyła drzwi do hallu.

– Tak, panno Karin, zaraz idę.

Vemund przytulił ją znowu.

– Słyszę, że zabierasz ją na przechadzki, i to nawet codziennie – powiedział. – Musisz z tym skończyć.

Pomyśl, że mogłybyście kogoś spotkać.

– Na przykład Bubiego? – zapytała przewrotnie.

– Nie bądź niemądra. Byle kto może obudzić wspomnienia.

I tak zrobię, co uważam za słuszne, pomyślała Elisabet. Vemund jest wspaniałym mężczyzną, ale chyba nie zawsze najmądrzejszym człowiekiem. Nawet zakochana kobieta ma tyle rozsądku, by zdać sobie z tego sprawę!

– To prawda, Vemundzie. Poza tym będę musiała pojechać na krótko do domu, to ważna sprawa.

Vemund wahał się, najwyraźniej nie chciał jej puścić.

– Ile czasu ci to zajmie?

No właśnie, ile czasu potrzeba, żeby dojechać do Holmestrand, zebrać wiadomości o Bode i wrócić?