Выбрать главу

– Nie możemy mieć do ciebie o to pretensji – powiedziała Elisabet. – Takie poczucie samotności może tkwić w człowieku nawet wówczas, gdy ma wokół siebie wielu przyjaciół. Ale potrafimy też zrozumieć, jak to jest, kiedy człowiek nie czuje gruntu pod stopami.

– Tak, właśnie tak się czuję – powiedziała Karin pociągając nosem i wycierając oczy koronkową chusteczką, równie delikatną i równie przezroczystą jak ona sama. – I wydaje mi się, że jest ktoś czy coś, co powinnam pamiętać. Ale ja nie chcę sobie tego przypomnieć.

– Teraz powinnaś myśleć tylko o Sofii Magdalenie – powiedział Vemund. – I o nas. O swoim nowym życiu. Dawne życie powinniśmy ukryć pod korcem.

Karin słuchała i jej twarz wypogadzała się powoli. Ale Elisabet nie bardzo się podobało porównanie. Sprawy chowane pospiesznie pod korcem mają dziwną skłonność do nieoczekiwanego ujawniania się.

Nagle pani Vagen krzyknęła:

– Widziałam kogoś za oknem!

Mężczyźni oraz Elisabet, która nigdy nie nauczyła się zachowywać jak mała słaba, kobietka, skoczyli na równe nogi.

Ciężkie zasłony były od dawna zaciągnięte, ale zostawiono między nimi wąską szparę. Pani Vagen zaciągnęła je teraz szczelnie, chwyciła kołyskę i pobiegła na piętro, a pozostałe panie za nią.

Doktor, Vemund i Elisabet byli już w ogródku.

Na dworze ciemności panowały choć oko wykol, a za domami z tej strony ciągnęły się ogrody; słyszeli, że ktoś biegnie, że chce się przedostać przez ogrodzenie i klnie siarczyście. Vemund wyprzedził doktora i Elisabet. Już mu się wydawało, że zdoła pochwycić intruza, który mimo wszystko miał nad nim sporą przewagę.

Tamten uciekał jednak pod osłoną ciemności. Nagle zaległa zupełna cisza.

Vemund zawrócił.

– Albo znalazł jakąś dziurę w płocie i uciekł, albo przyczaił się gdzieś pod drzewem. Nic nie mogę zrobić w tych ciemnościach.

– Ja wracam, żeby uspokoić panie – oświadczył doktor Hansen.

– Tak, niech pan idzie! Elisabet, zobacz! Znalazłem to na jakiejś pochylonej gałęzi. Słyszałem trzask dartej tkaniny. Ty też nie możesz zostawać na dworze, to niebezpieczne! Chyba rozumiesz, że nie chciałbym, żeby ci się coś stało!

– Oczywiście – odparła ze złością. – Musisz mnie w całości przekazać swojemu bratu.

– Nie to miałem na myśli. I bardzo dobrze o tym wiesz – syknął, odprowadzając ją do domu. – Ale skoro tak chcesz to określić, to, oczywiście, niech i tak będzie. O to też mi chodzi.

Stali w hallu i przyglądali się szmacie, którą znalazł Vemund. Był to kawałek złotej lamy.

– Gdzie ja widziałam niedawno taki materiał? – zastanawiała się Elisabet.

– Ja ci mogę powiedzieć – rzekł Vemund. – To jest wytworna kamizelka mojego kuzyna, Mandrupa Svendsena.

– Tak! Masz rację! Co on tu robił?

– Ważniejsze jest co innego: Jak on odnalazł ten dom?

Wtedy Elisabet powtórzyła mu, co powiedział doktor Hansen. O spacerze z panną Karin aż do Lekenes. I o powozie, który jechał za nimi aż do miasta.

Vemund zbladł.

– W żadnym razie nie wolno dopuścić do tego, żeby Karin tam poszła! To nasza wina, bo nie pilnowaliśmy jej, nie powiedzieliśmy wyraźnie, że tam nie wolno! Ale skoro wysiedli z powozu tam, gdzie mówi doktor, to niemożliwe, żeby ich ktoś zobaczył z domu. I jak ktoś mógłby Karin rozpoznać po tylu latach, i to z takiej odległości? Możliwe, że Mandrup Svendsen obserwował powóz doktora, by stwierdzić, kto to zatrzymał się przed bramą, ale nic pewnego nie wiemy. Myślę jednak, że wieczorem śledził mnie. O istnieniu Karin on nie ma pojęcia.

– Ciebie? A to dlaczego? – zapytała Elisabet gwałtownie.

Vemund spojrzał na nią znad gałganka, a jej serce zaczęło mocniej uderzać. Wyłącznie pod wpływem świadomości, że on na nią patrzy!

Ależ ja jestem głupia, pomyślała. Czy to tak człowiek się zachowuje, kiedy jest zakochany?

Vemund wyjaśniał. Wyglądało na to, że nie zwrócił uwagi na jej bezkrytyczny zachwyt.

– Tak, ponieważ bardzo by chciał trafić na coś skandalicznego, co by rzucało cień na moją moralność. On teraz walczy o życie.

– Co to znaczy?

– Podczas twojej nieobecności przejrzałem księgi przedsiębiorstwa. I nie chciałbym teraz mówić, co tam znalazłem. Zbyt obojętnie traktowałem dotychczas to, co się tam dzieje. Dzisiaj jednak doniosłem o jego praktykach władzom.

– I on teraz szuka jakichś pikantnych szczegółów, na przykład o twojej utrzymance? By zakwestionować twoją wiarygodność?

– Prawdopodobnie.

– A przynajmniej… Vemund, on chyba nie zamierza zrobić nic bardziej drastycznego?

Słyszał lęk w jej głosie.

– Chodzi ci o to, czy nie przyjdzie z jakimś bardziej kłopotliwym towarzystwem? Możliwe, że będzie chciał czegoś takiego spróbować. Ale ja się nie dam, dopóki Karin i Braciszek nie będą bezpieczni.

Elisabet rzuciła się na niego z pięściami i zaczęła go tłuc po piersiach.

– Nie masz prawa tak mówić! Już ci powiedziałam! Czy naprawdę moje uczucia nie mają dla ciebie żadnego znaczenia? Tylko tych dwoje cię obchodzi?

Vemund chwycił ją za ręce. Był bardzo poważny, oczy miał smutne. Pełne tęsknoty.

Nic jednak nie zdążył powiedzieć, bo zawołano ich z góry. Pobiegli do zdenerwowanych kobiet, które doktor Hansen starał się uspokajać.

– Pani Vagen – zapytał Vemund. – Czy widziała pani tego mężczyznę?

– Widziałam tylko parę wytrzeszczonych oczu. I dużą, okrągłą twarz.

– Ilu z nas przy stole on mógł widzieć?

– Szpara była dosyć wąska – powiedziała z wahaniem. – Pewnie nie widział nikogo oprócz mnie. No i może panią Akerstrom.

Doktor Hansen kiwał głową.

– To się zgadza. Panna Karin i pan Vemund siedzieli tyłem do okna. Panna Elisabet i ja na końcach stołu.

– A czy mógł słyszeć nasze głosy? – zapytała Elisabet.

– Nie, ten dom ma solidne ściany i podwójne okna – odparł Vemund.

– Ale ja się teraz nie odważę iść do domu – powiedziała pani Akerstrom.

Postanowiono, że doktor Hansen ją odwiezie. Vemund miał zostać z resztą pań na noc. Pani Vagen pościeliła mu na kanapie w salonie. Wszyscy mogli czuć się bezpiecznie.

Elisabet zabroniła Vemundowi wracać do domu w lesie. Ze względu na jego dobro. Jej troskliwość wzruszyła go.

Cudownie było wiedzieć, że Vemund jest tuż obok, w salonie. Elisabet nie mogła z tego powodu zasnąć. Gdyby nie to, że w domu byli jeszcze inni, poszłaby do niego i usiadła na brzegu łóżka.

Wyłącznie po to, by porozmawiać, naturalnie!

Vemund czuł się znacznie gorzej. Rzucał się na zbyt krótkiej kanapie i żałował, że nie ma przy sobie odrobiny alkoholu. Nie pił jednak od chwili, gdy Elisabet widziała go kompletnie pijanym, i uroczyście postanowił nigdy więcej tego nie robić. Koniec z tym przyzwyczajeniem! Zmartwień nie utopi się w wódce, są równie dojmujące rano, jak były wieczorem, tyle że na dodatek człowiek czuje się nędznie.

Żeby go tylko ta jego mara nie dręczyła tak strasznie dzisiejszej nocy!

Co ja mam robić? powtarzał nieustannie, wpatrując się w ciemny sufit. Przecież jeszcze niedawno dobrze wiedziałem, jak postępować. Miałem zapewnić Braciszkowi i Karin spokojne życie, a potem skończyć z własnym. Uwolnić się od tej obrzydliwości, która mnie dławi. Ale teraz…

Przewracał się udręczony z boku na bok i jęczał cicho.

Braciszek… Elisabet jest odpowiednią żoną dla Braciszka. On potrzebuje silnej i zdecydowanej kobiety u swego boku. To dla niego niezbędne. Musi stąd wyjechać. Elisabet zrobi z niego człowieka, jakiego ja nigdy nie zdołałem uczynić, silnego, dominującego nad innymi mężczyznę.