Выбрать главу

– Doktorze Hansen, pan się nią zaopiekuje, prawda? Komisarzu, chodźmy, to pilne!

Pobiegli szybko za ludźmi, którzy powoli opuszczali salon. Po drodze komisarz powiedział:

– Panna Paladin próbowała kilkakrotnie coś mi powiedzieć, ale pani Tark zawsze jej przerywała. Coś o jakiejś kobiecie, która zniknęła.

– Panna Spitze, tak. Tym zajmiemy się później. Teraz chodzi o Elisabet. I o pozostałych.

– Na zewnątrz nie wyjdą, bo moi podwładni pilnują wszystkich drzwi.

Rozmawiali przeszukując pokoje na parterze.

– Ale tyle ludzi wychodziło jednocześnie – powiedział Vemund.

– Tak, ma pan rację. Naprawdę to mieli pilnować tylko Mandrupa Svendsena. A jego łatwo rozpoznać.

Znaleźli się na górze. Vemund wszedł do sypialni Emilii. Podejrzewał, że tam właśnie może być kryjówka. W pokoju wisiała chmura pyłu. Komisarz zaczął machać ręką, żeby ją choć trochę rozproszyć. Kaszlał.

– Ten puder to moje przekleństwo!

Vemunda przeniknął strach: Puder?

Coś się mieniło na podłodze. To ten welon, który Elisabet miała przy swoim płaszczu królowej elfów. Musiała być w tym pokoju.

Ale teraz pokój był pusty.

– O, mój Boże, oni ją uprowadzili – szepnął. – Zastosowali najbardziej skuteczny środek, żeby ją oszołomić: ten przeklęty puder!

ROZDZIAŁ XIV

Elisabet słyszała o zmorach, tych ponurych zjawach, które siadają śpiącemu człowiekowi na piersi i dławią go. Teraz ocknęła się z uczuciem przerażenia, że zaraz się udusi. To mogła spowodować tylko zmora.

Dysząc ciężko starała się wprowadzić do płuc trochę powietrza, ale gardło i nos miała kompletnie zatkane, oczy ją piekły, łzy płynęły strumieniami, co chwila zanosiła się suchym, gwałtownym kaszlem…

To już nie było piekło. To była rozpaczliwa walka o przeżycie.

Gdzieś w pobliżu rozległ się głos:

– Ach, mein lieber Gott, was soll ich tun?

Wokół panowały nieprzeniknione ciemności. Ale ten głos kobiecy był niewątpliwie przyjazny.

Świadomość tego, co się stało, dotarła do Elisabet.

– Puder – wykrztusiła i dostała nowego ataku kaszlu. – Oni obsypali mnie pudrem. A wiedzieli, że ja tego nie znoszę.

Panna Spitze, bo to przecież musiała być ona, przeszła na norweski:

– Co za potworni ludzie! Oni są źli, źli, zawsze o tym wiedziałam! Miałam nadzieję, że ich już więcej nie spotkam.

Mówiła, próbując jednocześnie oczyścić włosy i ubranie Elisabet z pudru. Ale w rezultacie nowe tumany pyłu wzbijały się w powietrze, a biedna dziewczyna znowu zaczynała się dusić.

– Nie ma rady, musimy to usunąć – powiedziała panna Spitze. – A potem przeniesiemy się w inne miejsce.

Pomysł wydawał się rozsądny, ale akurat w tym momencie Elisabet bała się, że umrze. Głos panny Spitze dochodził do niej z bardzo daleka i był urywany, płucami Elisabet wstrząsały kolejne ataki kaszlu.

Poczuła, że panna Spitze ciągnie ją po kamiennej podłodze, starała się jej to ułatwić, czołgała się jak najdalej od niebezpiecznego pudru. Wkrótce mogła już oddychać bez takiego wysiłku.

– Znajdujemy się w podziemiach – wyjaśniła panna Spitze. – Odciągnęłam panią w głąb i zamknęłam drzwi do tamtego pomieszczenia. Trudniej nas tu będzie znaleźć, jeżeli ktoś się w ogóle przejmuje naszym losem, ale ze względu na panią było to niezbędne.

– Dziękuję bardzo. Uratowała mi pani życie – wykrztusiła Elisabet. – Wprawdzie wciąż jeszcze mnie dusi, ale nie jest to już takie nieznośne. Pani jest panną Spitze, prawda? A ja nazywam się Elisabet Paladin z Ludzi Lodu i bardzo mi przykro, że wciągnęłam panią w to wszystko.

– To o tym chciała pani ze mną rozmawiać? – zapytała Niemka cicho. – O tych okropnych ludziach?

– Tak. Vemund Tark i ja chcieliśmy pomóc Karin Ulriksby. Ja starałam się, żeby odzyskała pamięć. Ale wszystko się jeszcze pogorszyło.

Znowu przez chwilę ciężko łapała powietrze, a potem opowiedziała pannie Spitze, co się stało i co wiedziała o przeszłości.

– Ale jeżeli mam jej naprawdę pomóc, to muszę wiedzieć wszystko. A Vemund nie chce o tym rozmawiać.

– To nietrudno zrozumieć – powiedziała panna Spitze. – Ja sama nie bardzo mogę o tym mówić. A ja byłam jedynym świadkiem, trzeba pani wiedzieć. Kiedyś, blisko trzy lata temu, spotkałam przypadkowo Vemunda. Widział, że gwałtownie zareagowałam na jego nazwisko, i nie ustąpił, dopóki mu nie opowiedziałam całej historii. Zrobiłam to, bo wiedziałam, że on nie ma pojęcia o losie Karin Ulriksby. Owszem, on i młodszy brat orientowali się, że ich matka była już wcześniej mężatką i że mieli starszą siostrę, ale ona zwariowała i podpaliła dom w Bode. Nie wolno było o tym wspominać w domu. A moje serce zawsze krwawiło z powodu tej nieszczęsnej dziewczyny, chciałam wiedzieć, co się z nią stało, i dlatego powiedziałam Vemundowi o wszystkim. To wspaniały chłopiec, przeżył to bardzo głęboko.

– Tak, on rzeczywiście jest wspaniały – potwierdziła Elisabet z czułością w głosie. – Ale jest w tym coś, czego nie rozumiem. On twierdzi mianowicie z uporem, że ponosi całą winę za straszny los Karin.

– Ach, on jest po prostu nadwrażliwy! Ale w jakimś sensie ma rację…

– Uważam, że i mnie będzie pani musiała opowiedzieć całą historię. Jestem w to zamieszana, zaprzyjaźniłam się z Karin, wie pani, i chciałabym uczynić jej życie ludzkim, a poza tym zamierzam wyjść za mąż za Vemunda, jeżeli tylko zdołam go nakłonić, by porzucił tę swoją idee fixe, że musi za wszystko zapłacić życiem. Ponieważ nie może żyć ze świadomością, że Karin zachorowała z jego powodu.

Panna Spitze westchnęła.

– Rozumiem, że będę musiała wyjaśniać od początku Chociaż to wszystko jest takie wstrętne, że robię się chora na samą myśl. Ale pani jest kobietą i, o ile dobrze rozumiem, bardzo dzielną osobą. Opowiem pani ze wszystkimi szczegółami, o których Vemundowi nawet nie wspomniałam. Żeby pani lepiej zrozumiała reakcję nieszczęsnej Karin.

Elisabet kiwała głową, choć panna Spitze nie mogła tego widzieć.

– Ja zdołałam się domyślić tego i owego – powiedziała.

– Proszę mi opowiedzieć, do czego pani doszła.

– Uważam, że ludzie, którzy tu mieszkają, to nie są prawdziwi Tarkowie. Wydaje mi się, że Karin była świadkiem, jak oni wymordowali prawdziwych Tarków, bo byli to ludzie zamożni. Arnold i Emilia oraz Mandrup Svendsen podszywają się pod nich, bo w rzeczywistości nazywają się zupełnie inaczej. I wiem jeszcze, że Mandrup jest tym Bubim, z którym Karin była zaręczona. Ale jakoś nie mogę tego wszystkiego powiązać w całość, brakuje mi kilku fragmentów w tej układance.

– Ach, panno Elisabet, myli się pani pod każdym względem! Te potwory są prawdziwymi Tarkami, a Mandrup Svendsen także jest tym, za kogo się podaje.

Elisabet była zaskoczona.

– No, to nie ma wyjścia. Musi mi pani opowiedzieć!

– Tak – zgodziła się panna Spitze, biorąc głęboki oddech. – Czasu, jak myślę, mamy pod dostatkiem. Długo waliłam w drzwi, ale nikt mnie nie słyszał. Albo nie chciał słyszeć.

I zaczęła swoją opowieść:

– Mein Gott, jak ja nie cierpię rozmów na ten temat! No, dobrze. Panienka Karin była osobą bardzo samotną. Gorąco kochała swoje Bode, które było siedzibą rodziny Ulriksby. Jej ojciec zmarł, a wkrótce potem pojawił się konkurent do ręki Karin; nazywano go Bubi. Był to przystojny młody mężczyzna o znakomitej przyszłości. Odbyły się zaręczyny, a Karin była ekstatycznie zakochana. Nareszcie ta samotna dziewczyna znalazła przyjaciela! Wszystko widziała w różowych kolorach i w tamtym czasie mówiła wyłącznie o Bubim i sprawach go dotyczących. Ja byłam wtedy czymś w rodzaju jej guwernantki.