Miałaś rację, gdy mówiłaś, że nie powinienem był odciąć się od rodziny, palić za sobą mostów. Są sprawy, które mogłem wyjaśnić babce, nawet po opuszczeniu domu, one przygasiłyby jej nienawiść. Miałaś rację, w okresie dorastania kochałem ją i podziwiałem. Miałaś rację we wszystkim i gdybym teraz mógł zmienić przeszłość, uczyniłbym to.
Mimo wcześniejszych postanowień wysyłam Ci ten list. Robię błąd. Wiem o tym, jednak nie potrafię się powstrzymać. Muszę Ci powiedzieć, jak masz postąpić, gdybyś zaszła w ciążę. Nie mogę znieść myśli, że mogłabyś nie dostrzec innego wyjścia poza aborcją.
Policja pewnie będzie przeglądała wysyłaną przeze mnie pocztą korespondencję, postaram się więc, by ten list doręczono Ci do rąk własnych. Człowiek, który Ci go wręczy, to przyjaciel. Naraża się dla mnie, podobnie jak ty. Zaufaj Mattowi, tak jak zaufałaś mnie. Powiedz mu, czy jesteś w ciąży i co zamierzasz. On przekaże mi wiadomość. Jeszcze jedno, zanim pobiegnę do wsi, by zdążyć przed cotygodniowym opróżnianiem skrzynki pocztowej. Musisz mieć trochę pieniędzy na swoje potrzeby. Te, które wręczy Ci Matt, należą do mnie, więc nie ma najmniejszego sensu odmawiać ich przyjęcia. Będzie działał zgodnie z moimi poleceniami, więc nie rób mu, kochanie, trudności. Mam mnóstwo pieniędzy, nie zabraknie mi.
Szkoda, że nie miałem dość czasu na lepszy list ani że nie zachowałem żadnego z tych, jakie pisałem do Ciebie wcześniej – teraz mógłbym ci je wysłać. Tamte miały więcej sensu. Ten list jest ostatni, więc nie oczekuj następnych. Sprawiłyby, że zaczęlibyśmy mieć nadzieję, odżyłyby marzenia, a wtedy umarłbym chyba z tęsknoty za Tobą.
Zanim zakończę… przeczytałem w gazecie, że nowy film Costnera wchodzi właśnie na ekrany w Stanach. Jeżeli po zobaczeniu go zaczniesz znowu marzyć o Kevinie, będę Cię straszyć do końca życia.
Kocham Cię, Julie! Kochałem Cię w Kolorado, kocham Cię tu… gdzie jestem. Będę Cię kochał zawsze, wszędzie.
Julie chętnie przeczytałaby list jeszcze raz, ale nie mogła przebić wzrokiem strumieni łez spływających z jej oczu, zapisane kartki wypadły z rąk. Zakryła twarz dłońmi, odwróciła się do ściany i płakała. Płakała z radością w sercu, i z gorzkiej tęsknoty, i z bezradnego gniewu; płakała nad niesprawiedliwością losu, czyniącego z niego uciekiniera, i nad własną głupotą, która kazała jej zostawić Zacka samego tam w Kolorado.
W salonie Meredith spokojnie rozmawiała z Mattem. Sięgała właśnie po dzbanek z kawą, gdy jej spojrzenie pobiegło ku drzwiom jadalni: przeraziła się na widok wstrząsanych płaczem pleców Julie.
– Matt, popatrz! – Szybko wstała i pośpieszyła w stronę dziewczyny. – Julie – powiedziała cicho, wchodząc do jadalni. Przestraszona rozdzierającym szlochem dziewczyny, uspokajająco położyła dłonie na jej ramionach. – Mogę coś dla ciebie zrobić?
– Tak! – odparła Julie załamującym się głosem. – Przeczytaj ten list i powiedz, jak ktokolwiek mógł uwierzyć, że ten człowiek jest zdolny do popełnienia morderstwa!
Meredith niepewnie sięgnęła po rozrzucone na podłodze kartki i popatrzyła na stojącego w drzwiach męża.
– Matt, może nalałbyś wszystkim wina?
Kilka minut zajęło mu znalezienie butelki, odszukanie korkociągu, wreszcie otworzenie jej. Wyjmował kieliszki z kredensu, gdy do kuchni weszła Meredith. Popatrzył na żonę przez ramię. Zamierzał podziękować jej za przybycie z nim do Keaton, ale na widok ściągniętej zmartwieniem twarzy zapomniał o wszystkim.
– Co się stało? – zapytał z niepokojem. Bezskutecznie usiłował odczytać prawdę z jej pięknych rysów.
– Ten list… – szepnęła, w jej oczach zabłysły łzy. – Rany boskie, Matt… co za list!
Mimo woli zły na Zacka za zdenerwowanie żony, objął ją ramieniem i przytulił. Wyjął kartki z jej ręki i zmrużywszy oczy, zaczął czytać. Stopniowo jego irytacja przeobrażała się w zaskoczenie, potem niedowierzanie, wreszcie smutek. Właśnie skończył ostatnie zdanie, gdy w drzwiach ukazała się Julie. Próbowała się uśmiechnąć i palcami otrzeć łzy. Meredith wzięła od Matta chusteczkę i podeszła do niej.
– Ten wieczór – powiedział Matt głosem ciężkim od żalu i współczucia – nie tak miał wyglądać. – Popatrzył w zapłakane oczy Julie. – Wiem, że Zack nie zamierzał cię unieszczęśliwić.
Po raz ostatni Julie zrobiła w myślach rachunek wszystkiego, co utraci, jeżeli wprowadzi w życie swój naprędce opracowany plan. Ale decyzję podjęła już wcześniej, zaraz po przeczytaniu listu.
– Gdy Zack się z tobą skontaktuje, Matt, bądź uprzejmy przypomnieć mu – starała się mówić spokojnym głosem – że zostałam porzucona przez własną matkę i nie pozwolę, by moje dziecko czekał podobny los. – Ze smutnym uśmiechem dodała: – Jeżeli naprawdę chce tego dziecka – ja oczekiwałabym go z radością – musi zgodzić się, bym do niego dołączyła.
Ostatnie słowa eksplodowały niczym pocisk. Na twarzy Matta Farrella ukazał się wyraz zdumienia, za chwilę podziwu, jednak słowa, jakie dobrał, cechowała ostrożność.
– Nie mam pojęcia kiedy, i czy w ogóle, Zack znowu skontaktuje się ze mną.
Julie roześmiała się histerycznie.
– Na pewno, i to bardzo prędko! – powiedziała z przekonaniem. Teraz wiedziała, że instynkt nigdy jej nie zawiódł i gdyby tylko posłuchała jego podszeptów, pewnie opuściliby Kolorado razem. – Porozumie się z tobą niezwłocznie, by poznać moją odpowiedź.
Matt uśmiechnął się pod nosem – miała rację.
– Czy jest jeszcze coś, co mam mu przekazać?
Skinęła energicznie głową.
– O tak. Powiedz mu, że ma najwyżej… cztery tygodnie na ściągnięcie mnie do siebie… zanim podejmę inne kroki. I powiedz mu… – Wzbraniała się przed przekazaniem Zackowi wyrazów miłości przez osobę trzecią. Ale zaraz pomyślała: nic się nie liczy, byle tylko on się dowiedział. Drżącym z emocji głosem oznajmiła: – Przekaż mu, że ja także umieram z tęsknoty. I jeżeli nie pozwoli mi połączyć się z nim, to wydam jego pieniądze na dwadzieścia pięć tysięcy kaset wideo z nowym filmem Kevina Costnera i resztę życia spędzę na zachwycaniu się tym mężczyzną!
– Myślę, że ta wiadomość wystarczy – odezwała się Meredith, z trudem powstrzymując śmiech – i zgodzi się natychmiast. – Potem zwróciła się do męża:- Zapamiętasz, czy mam zapisać?
Matt rzucił na żonę zaskoczone spojrzenie. Zachowywała się tak, jakby gorąco pragnęła uwikłać go w sprawy Zacka, choć jeszcze przed dwoma godzinami prosiła, by trzymał się od nich z daleka. Nalał do lampek wina.
– Myślę, że jest okazja do wzniesienia toastu… – Wybaczcie, ale zupełnie nie wiem, co powiedzieć.
– A ja, tak – odezwała się Meredith. Uniosła kieliszek i z serdecznym uśmiechem popatrzyła na Julie. – Zdrowie wszystkich kobiet, które kochają tak mocno jak my. – Zwróciła twarz w stronę męża i dodała: – I za tych dwóch, których kochamy.
Julie patrzyła, jak Matt z czułością i nie skrywaną dumą uśmiecha się do żony. I w tym momencie pokochała oboje. Są jak Zack i ja, pomyślała; uosabiają miłość, poświęcenie, jedność.