Выбрать главу

– Wiem. – Zamknęła oczy.

– I jesteś na to przygotowana?

– Tak.

– Dość smutny początek wspólnego życia. – W głosie Zacka słyszała napięcie. – Zrywanie wszelkich więzów, doprowadzenie rodziny do rozpaczy. To jakby wystawianie się na przekleństwo losu!

– Nie mów takich rzeczy! – Julie wstrząsnął dreszcz. – W liście postaram się im wszystko wytłumaczyć. Poza tym, opuszczanie rodziców, by podążyć za mężem, ma wymiar niemal biblijny. – Nie chcąc dopuścić, by wziął górę ponury nastrój, zapytała: – Co w tej chwili robisz, stoisz czy siedzisz?

– Jestem w pokoju hotelowym, siedzę na łóżku i rozmawiam z tobą.

– Zatrzymałeś się w hotelu?

– Nie. Wynająłem pokój, by z dala od ciekawskich uszu móc spokojnie porozmawiać. No i mieć gwarancję przyzwoitego połączenia ze Stanami.

– Gdy będę dzisiaj zasypiać, pragnę mieć przed oczami to co ty. Opisz swoją sypialnię, ja ci opowiem, jak wygląda moja.

– Julie – powiedział ochrypłym głosem – doprowadzasz mnie do szczytów pożądania.

Nie miała takich intencji, ale jego słowa sprawiały przyjemność.

– Potrafię?

– Wiesz, że tak.

– Samym wspomnieniem sypialni?

– Czegokolwiek.

Roześmiała się szczerze, naturalnie, co od początku znajomości przychodziło jej bez trudu.

– Podaj wreszcie rozmiar.

– Sypialni?

– Palca, na którym nosisz pierścionek. Wzięła głęboki oddech.

– Chyba pięć i pół, a twój?

– Nie wiem, duży.

– A jaki jest kolor?

– Palca?

– Nie – parsknęła śmiechem – twojej sypialni.

– Spryciara! – przyznał. Ale zaraz jego głos spoważniał. – Znajduje się na łodzi, ściany z tekowego drewna, mosiężna lampa, szafka, a nad łóżkiem twoje wycięte z gazety zdjęcie.

– To właśnie masz przed oczyma, gdy zasypiasz?

– Ja nie sypiam, Julie, tylko leżę i rozmyślam o tobie. Lubisz łodzie?

Julie znów odetchnęła głęboko. Starała się zapamiętać każdy szczegół, jaki wymienił.

– Uwielbiam na nich przebywać.

– A jaka jest twoja sypialnia?

– Cała w koronkach. Białe koronki na kapie przykrywającej łóżko, na zasłonach i na toaletce. Na nocnym stoliku stoi twoje zdjęcie.

– Skąd je masz?

– Ze starego czasopisma, z biblioteki.

– Ściągnęłaś gazetę z biblioteki i pocięłaś? – zapytał zaskoczony.

– Ależ skąd. Mam zasady, przecież wiesz. Zgłosiłam, że ją zniszczyłam i zapłaciłam karę. Zack – starała się nie okazywać paniki – za szklaną ścianą sekretariatu krząta się woźny. Nie sądzę, by mógł mnie usłyszeć, ale zachowuje się podejrzanie.

– Zaraz odwieszę słuchawkę. Mów do telefonu, jakby rozmowa trwała dalej. Spróbuj wprowadzić go w błąd jakimiś niewinnymi uwagami.

– W porządku. Zaczekaj! Odchodzi. Pewnie brał jakąś miotłę.

– Lepiej już się rozłączmy. Jeżeli masz coś do załatwienia przed wyjazdem, zrób to w przyszłym tygodniu.

Skinęła głową, nie mogła znaleźć słów, by opisać żal, jaki ogarnie ją po zakończeniu rozmowy.

– Jest jeszcze… – dodał cicho.

– Tak?

– Każde słowo, które napisałem, jest prawdą.

– Wiem. – Wyczuła, że Zack zaraz się rozłączy, więc szybko dodała: – Co myślisz o informacjach, jakie Matt zdobył o Austinie? Chociaż twój przyjaciel nie uważa, by na ich podstawie dało się przedsięwziąć kroki prawne, musi być przecież sposób…

– Nie mieszaj się – ostrzegł Zack lodowatym tonem. – Austina pozostaw mnie. Istnieją inne sposoby… bez wplątywania Matta.

– Jakie?

– Nie pytaj. Jeżeli w drodze do mnie napotkasz trudności, nie proś go o pomoc. To, co robimy, jest nielegalne i nie chcę, by wikłał się w sprawę jeszcze bardziej.

Julie, na dźwięk jego złowieszczego tonu, zadrżała.

– Zanim się rozłączysz, powiedz coś miłego – poprosiła.

– Coś miłego – powtórzył, już łagodniej. – A co byś chciała usłyszeć?

Zrobiło jej się trochę przykro, że sam się nie domyślił, ale zaraz usłyszała ten znajomy, gardłowy śmiech.

– Dokładnie za trzy godziny idę do łóżka – bądź tam ze mną. Gdy zamkniesz oczy, znajdziesz się w moich ramionach.

– Uwielbiam to. – Głos Julie przeszedł w drżący szept.

– Od naszego rozstania przytulałem cię każdej nocy. Dobranoc, kochanie.

– Dobranoc.

Odwiesił słuchawkę. I wtedy przypomniała sobie, że ma prowadzić beztroską rozmowę. Zamiast udawać – mogłaby wypaść nieprzekonująco – zadzwoniła do Katherine i przez pół godziny rozmawiały o wszystkim i niczym. Po skończeniu podarła kartkę z instrukcjami Zacka. Zaraz przypomniała sobie oglądany w telewizji kryminał, w którym sprawę wyjaśniono dzięki przebitce pisma na bloczku do pisania, więc też go zniszczyła.

– Dobranoc, Henry – wesoło pożegnała woźnego.

– Dobranoc, panno Julie – rozległo się z końca korytarza.

Julie opuściła szkołę bocznymi drzwiami. Henry poszedł w jej ślady, ale dopiero trzy godziny później – po rozmowie z Dallas.

ROZDZIAŁ 53

Julie wrzuciła weekendową walizeczkę na tylne siedzenie samochodu. Popatrzyła na zegarek, by upewnić się, czy ma dość czasu do południowego lotu i wróciła do domu. Gdy wsadzała do zmywarki naczynia po śniadaniu, zadzwonił wiszący na ścianie telefon. Ujęła słuchawkę.

– Cześć, ślicznotko – głos Paula Richardsona brzmiał serdecznie i szorstko zarazem; dziwna kombinacja, pomyślała. – Wiem, że to niespodziewana propozycja, ale bardzo chciałbym, byśmy w ten weekend się spotkali. Mógłbym przylecieć z Dallas i zabrać cię jutro na kolację walentynkową. A może jeszcze lepiej – przyleć do mnie, sam coś przygotuję.

Julie pomyślała, że jeżeli ją obserwują, taki niewinny weekend uśpiłby czujność jej prześladowców, jednak miała inne plany.

– Nie mogę, Paul, za pół godziny wyjeżdżam na lotnisko.

– Dokąd się wybierasz?

– Czy pytasz służbowo? – Przycisnęła słuchawkę brodą do ramienia i równocześnie wycierała szklankę.

– Jakby tak było, czy nie powiedziałbym wprost?

Sympatia i zaufanie, jakie w niej wzbudził, walczyły z ostrożnością wywołaną telefonem Zacka. Zanim wsiądzie do samochodu, by na zawsze opuścić Keaton, pomyślała, powinna, jeśli to możliwe, trzymać się prawdy.

– Skąd mam wiedzieć?

– Co mam zrobić, Julie, byś mi zaufała?

– Rzuć pracę!

– Musi istnieć jakieś łatwiejsze rozwiązanie.

– Przed wyjazdem mam jeszcze coś do załatwienia. Porozmawiamy, jak wrócę.

– Skąd i kiedy?

– Jadę do małego miasteczka w Pensylwanii, do Ridgemont, odwiedzić babkę przyjaciela. Wracam jutro, późnym wieczorem.

Westchnął.

– W porządku. Zadzwonię do ciebie w przyszły weekend, wtedy się umówimy.

– Niech będzie – odpowiedziała z roztargnieniem. Nalała płynu do zmywarki, zatrzasnęła drzwiczki.

U siebie w biurze Paul Richardson odłożył słuchawkę. Wybrał następny numer i niecierpliwie bębniąc palcami o blat biurka, czekał na odpowiedź. Po pierwszym sygnale podniósł słuchawkę, usłyszał w niej kobiecy głos:

– Panie Richardson, Julie Mathison ma rezerwację na samolot z Dallas do Ridgemont w Pensylwanii, z międzylądowaniem w Filadelfii – lot według rozkładu. Potrzebne jeszcze jakieś informacje?

– Nie – odrzekł z westchnieniem ulgi. Wstał, podszedł do okna i ze zmarszczonymi brwiami obserwował, niewielki w weekend, ruch na bulwarze.

– No i? – spytał wychodzący z pomieszczenia obok David Ingram. – Co ci powiedziała o tej walizce w samochodzie?