Ale nad wszystkim górował dochodzący od drzwi dzwonek, a uderzenia, jakie rozbrzmiewały w jego głowie, okazały się stukaniem do drzwi. Zaklął. Podniósł się, by zaprowadzić Julie do sypialni. Wyciągnął w jej stronę dłoń…
– Julie! – Głosowi Teda towarzyszył akompaniament łomotania w drzwi.
– To mój brat!
– Nie możesz mu powiedzieć, żeby sobie poszedł i wrócił jutro?
Już miała skinięciem głowy zgodzić się z kochankiem, gdy zza drzwi zabrzmiał rozbawiony głos Teda:
– Otwieraj, dla własnego dobra. Wiem, że tam jesteś.
Pośpiesznie wepchnęła bluzkę do spodni, próbowała przygładzić włosy.
– Lepiej zobaczę, czego chce.
– Zaczekam w kuchni – powiedział Zack, palcami przeczesując włosy.
– Jak już tu jest, chciałabym, byś go poznał.
– Mam się z nim spotkać – spojrzał w dół – tak, jak stoję?
– Może lepiej zaczekaj w kuchni. – Cudownie się zarumieniła. – Ruszyła w stronę drzwi, a on w przeciwnym kierunku.
Julie otworzyła drzwi akurat w chwili, gdy Ted unosił dłoń, by ponownie zastukać. Obrzucił ją domyślnym, rozbawionym spojrzeniem.
– Przepraszam, że przeszkadzam. Gdzie Benedict?
– W kuchni.
– No pewnie… – Zaśmiał się.
– Czego chcesz? – zapytała zażenowana, ale zaraz uśmiechnęła się do brata serdecznie, bo domyśliła się, że to on dał jej list Paulowi.
– Równie dobrze mogę od razu wyjawić wam obojgu, z czym przychodzę.- Ruszył korytarzem. Przystanął, by rzucić okiem do sypialni; najwyraźniej był w doskonałym humorze.
Przy zlewie Zack pił wodę ze szklanki.
– Zack, to mój brat Ted – zawisło w powietrzu.
Benedict, zaskoczony ich cichym nadejściem, odwrócił się i zatrzymał wzrok na znajomej mu twarzy.
Ted skinął głową.
– Nie mylisz się, byłem z Julie w Mexico.
– Miło mi spotkać cię w przyjemniejszych okolicznościach. – Zack otrząsnął się z zaskoczenia i wyciągnął dłoń.
– Ale może niekoniecznie w tym momencie – zażartował Ted, odwzajemniając uścisk dłoni. Zack od razu poczuł sympatię do młodego mężczyzny. – Na twoim miejscu – ciągnął Ted z uśmiechem – napiłbym się czegoś mocniejszego. – Popatrzył na zaskoczoną Julie i wyjaśnił: – Tato chce widzieć was w domu. Natychmiast – podkreślił komicznie surowym tonem. – Katherine jest tam teraz z mamą i pomaga jej w przekonaniu ojca, by cierpliwie zaczekał, a nie przyjeżdżał tutaj, co postanowił po nieudanych próbach dodzwonienia się.
– Dlaczego chce nas zobaczyć koniecznie teraz? – zapytała Julie.
Ted oparł się o ścianę, wcisnął dłonie do kieszeni spodni i spod uniesionych brwi wymownym wzrokiem popatrzył na Zacka.
– Chyba wiesz, czemu ojciec Julie jest… zdeterminowany chęcią porozmawiania z tobą. Zjawiając się w mieście, zaskoczyłeś wszystkich.
– Domyślam się. – Zack dopił wodę i napełnił szklankę na nowo.
– Julie – Ted zwrócił się z uśmiechem do siostry – idź, przyczesz włosy i postaraj się nie wyglądać na tak cudownie rozczochraną… Zadzwonię do ojca, że zaraz tam będziemy.
Julie odwróciła się i pobiegła do swojego pokoju, wołając po drodze przez ramię, że słuchawka telefonu w salonie jest odłożona.
Ted, po rozmowie, wrócił do kuchni. Zack golił się w łazience, po kilku minutach dołączył do niego, uczesany, w świeżej koszuli. Ted przerwał przeszukiwanie kredensów.
– Pewnie nie wiesz, gdzie Julie tym razem schowała wódkę.
– Tym razem? – zapytał trochę zdziwiony Zack. Myślami był już przy spotkaniu z przyszłym teściem.
– Julie ma taki dziwaczny zwyczaj – wyjaśnił Ted, zaglądając pod zlew. – Gdy dręczy ją jakaś sprawa, wszystko porządkuje… układa przedmioty w jej tylko znanym porządku.
Czuły uśmiech pojawił się wokół ust Zacka; przypomniał sobie, że widział ją już przy takiej czynności w Kolorado.
– Wiem.
– A więc nie jesteś zaskoczony. – Ted bez powodzenia kontynuował poszukiwania. – Jak chcesz wiedzieć, odkąd wypuścili cię z więzienia, uporządkowała na nowo każdą szafkę, każdy kredens. Pomalowała nawet garaż, dwa razy. Zajrzyj do lodówki. Słoiki i butelki ustawiła od lewej, od największej do najmniejszej. A na następnej półce akurat w odwrotnym porządku, jak się domyślam, z powodów artystycznych. W zeszłym tygodniu zadecydowały kolory. To ci dopiero był widok!
– Przypuszczam! – Zacka rozbawiły słowa Teda, ale równocześnie poczuł żal z powodu stania się przyczyną rozterek Julie.
– To jeszcze nic – dodał Ted. – Popatrz tutaj. – Otworzył szafkę i wskazał na puszki i pudełka stojące na półkach. – Żywność ułożyła w porządku alfabetycznym.
– Co takiego? – Zack z trudem zachował powagę.
– Sam zobacz. Zack zajrzał mu przez ramię. Puszki, słoiki i pudełka stały w iście wojskowym szyku, przez całą szerokość kredensu. – Buraki, galaretka, kalafior, mąka, sok jabłkowy, sos, szparagi – mruczał z niedowierzaniem – fasolka… – spojrzał na Teda -…fasola nie stoi na swoim miejscu.
– Właśnie że tak – zabrzmiał pełen nonszalancji głos Julie. Weszła do kuchni. Mężczyźni popatrzyli na nią z rozbawieniem. – Jest pod W.
– W? – Zack starał się nie roześmiać. Zmieszana zajęła się strzepywaniem nitki ze swetra.
– W jak warzywa – poinformowała. Zack wybuchnął śmiechem, wziął ją w ramiona i zatopił twarz w jej włosach – rozkoszował się jej bliskością.
– Gdzie jest wódka? – szepnął jej do ucha. – Ted jej szuka.
– Za jarzynami. – Odchyliła głowę, oczy zabłysły wesołością.
– A co, u diabła, tam robi? – zapytał Ted, przestawiając puszki fasolki.
– Pod P, jak płyny – udało się wykrztusić Zackowi, jego ramionami wstrząsał śmiech.
– A gdzież by indziej? – Julie zachichotała.
– Szkoda, że nie mamy czasu na jednego – powiedział Ted.
– Poradzę sobie bez tego! – oświadczył Zack.
– Jeszcze będziesz żałował.
Przy krawężniku czekał wóz patrolowy Teda. Zack niechętnie wśliznął się na tylne siedzenie. Twarz miał napiętą.
– Co się stało? – zapytała. Dostroiła się do niego tak dobrze, że natychmiast wyczuwała nawet najdrobniejszą zmianę tonu głosu czy mimiki.
– Po prostu nie jest to mój wymarzony środek lokomocji.
Zack zobaczył, jak jej oczy pociemniały współczuciem. Ona jednak zaraz otrząsnęła się i, by rozładować nastrój, zażartowała:
– Ted – powiedziała, nie spuszczając wesołych oczu z Zacka – powinieneś był przyjechać blazerem Carla. Zack zdążył się do niego przyzwyczaić.
Zaśmiali się obydwaj.
ROZDZIAŁ 80
Piętnaście minut później Zackowi nie było już do śmiechu; siedział naprzeciw ojca Julie, w jego niewielkim gabinecie, i w pokorze słuchał, jak wielebny Mathison, gniewnie przemierzając pokój tam i z powrotem, zmywa mu głowę. Był przygotowany na tę burzę – należała mu się reprymenda – jednak spodziewał się zupełnie czegoś innego: niedużego, łagodnego człowieczka, monotonnym głosem wygłaszającego długie kazanie na temat naruszonych przez Zacka przykazań. Tymczasem ojciec Julie okazał się pełnym witalnych sił, wysokim mężczyzną, zdolnym do wygłoszenia miażdżącej, jadowicie ciętej tyrady, a jego elokwencja zawstydziłaby nawet George'a C. Scotta.
– Nie mogę usprawiedliwić ani darować ci niczego, żadnego z postępków!- Jim Mathison zakończył wreszcie i opadł na obity skórą, stojący za biurkiem fotel. – Gdybym był człowiekiem gwałtownym, użyłbym bata. I wciąż mam na to ochotę! Naraziłeś moją córkę na chwile grozy, publiczną krytykę, rozpacz! W Kolorado uwiodłeś ją, dobrze wiem, chyba nie zaprzeczysz?!