Выбрать главу

– Jak radzi sobie Mary z tym przedweselnym rozgardiaszem? – zapytał rzeźnik, podając Zackowi zawiniętego w biały papier kurczaka. – Mam nadzieję, że pilnuje swojego ciśnienia.

Właściciel pralni wręczył Zackowi stosik wypranych i starannie wyprasowanych obrusów.

– Bez opłaty – powiedział. – Wszyscy jesteśmy bardzo szczęśliwi i chcemy mieć w tym weselu jakiś udział. Wchodzi pan do wspaniałej rodziny, panie Benedict.

– Najlepszej – odparł Zack i tak też myślał.

Zaniepokoił się, gdy zauważył, że Mary stara się ukryć jakieś zmartwienie. Pod jego spojrzeniem wygładziła fartuszek i popatrzyła na niego zmieszana.

– O co chodzi? – zapytał. – Jeżeli o obranie cebuli, jak wczoraj, będzie cię to kosztowało dodatkową porcję ciasteczek.

– Nic z tych rzeczy, potrzebuję rady, a raczej duchowego wsparcia. – Przysiadła na skraju krzesła.

– W jakiej sprawie? – zapytał, gotowy wesprzeć ją w każdej.

– Chodzi: o coś, co zrobiła Julie, a do czego ja ją zachęciłam. Muszę ci zadać pytanie teoretyczne, zasięgnąć opinii mężczyzny.

– No to mów. – Zack pochylił się na krześle, skupiając na niej całą uwagę.

– Powiedzmy, że pewien mężczyzna, na przykład mój mąż – zaczęła niepewnie, a Zack natychmiast domyślił się, że tym mężczyzną jest Jim Mathison – ma krewnego, z którym pokłócił się i rozstał bardzo dawno temu, a ja wiem, z całą pewnością, że ta osoba pragnie się z nim pogodzić, zanim będzie za późno. Julie i ja uważamy, że to wesele jest najlepszą, a może ostatnią okazją do załagodzenia waśni rodzinnej. Czy postąpiłybyśmy właściwie, zapraszając tę osobę bez powiadomienia mężczyzny, którego sprawa dotyczy?

Nadszedł moment zapłaty za nieznośny układ, w jaki został wmanewrowany, pomyślał Zack z rozbawieniem. Ale zaraz spoważniał. Nie uważał tego pomysłu za najlepszy, i już miał wypowiedzieć swoje zdanie, kiedy ona dodała cicho:

– Problem w tym, że już to zrobiłyśmy.

– Aha. – Zack uśmiechnął się. – Wobec tego nie pozostaje nic poza trzymaniem kciuków.

Skinęła głową i wstała. Mocniej zawiązała fartuszek.

– Tak też pomyślałyśmy. Najważniejsze – dodała stanowczo – nie chować długo urazy. Biblia nakazuje wybaczać tym, którzy nas skrzywdzili. Pan Bóg określił to wyraźnie.

Przywołał na twarz stosowną do chwili, poważną minę.

– Tak, proszę pani. Słyszałem o tym.

– Mów do mnie mamo – zaproponowała, potem podeszła do niego i przytuliła po matczynemu, a on poczuł się znacznie młodziej. – Wspaniały z ciebie człowiek Zack, naprawdę. Jim i ja jesteśmy dumni, że wejdziesz do naszej rodziny.

Godzinę później znów uniósł głowę znad scenariusza: z pracy wróciła Julie i zajrzała mu przez ramię.

– Co to takiego? – zapytała. Położyła mu dłonie na ramionach i pocałowała w policzek.

– Scenariusz, na którego podstawie, jak wszystko na to wskazuje, zrobię film. Nosi tytuł „Ostatnie interludium” i dotyczy ważnych zagadnień. Będę miał przy nim dużo pracy.

Pokrótce opowiedział jej fabułę i poruszone w scenariuszu zagadnienia. Słuchała z uwagą, a gdy skończył, niepewnie odezwała się:

– Chciałabym cię poprosić o istotną dla mnie przysługę. Jutro mój ostatni dzień w szkole, ostatnia lekcja z kobietami, które uczę czytać. Chciałabym, byś przyszedł je poznać. Chodzi mi zwłaszcza o Debby Sue Cassidy. Jest inteligentna, ale i niskiego mniemania o sobie, uważa, iż to, że po kilku miesiącach nauki nie czyta tak dobrze jak studenci college'u, dowodzi jej miernych zdolności. Jest bardzo oczytana, a raczej osłuchana, kaset – wyjaśniła na widok jego zaskoczonej miny. – Posiada cudowną umiejętność mówienia o istocie spraw w prosty sposób, przez co łatwo trafia do słuchacza. Marzy o napisaniu książki.

– Jak prawie wszyscy, prawda? – zażartował.

Rzuciła mu dziwne, pełne zażenowania spojrzenie i skinęła głową.

– Pewnie tak jest. Ale nie zniechęcaj jej. Przy odrobinie uwagi, poświęconej jej przez kogoś, kogo podziwia…

– Chodzi o mnie?

– Jak na to wpadłeś? – Roześmiała się i pocałowała go w czoło.

– O której mam się tam jutro pojawić?

– Około siódmej, wystarczy czasu, by zdążyć na próbę ślubu.

– No to jesteśmy umówieni. A przy okazji… jak byłem w mieście, zatrzymała mnie jedna z tych pań bliźniaczek i zaprosiła do swojego sklepu, bym obejrzał szyte przez nie stroje. Nie jestem ekspertem, ale wyglądały nieźle.

– Wy, ludzie światowi, jesteście wszyscy tacy sami. – Zaśmiała się. – Uważacie, że talent może rozwinąć się tylko w dużych miastach. Nasz miejscowy ogrodnik został wybrany przez Stowarzyszenie Hodowców Kwiatów do pokierowania zespołem dekorującym Biały Dom przed balem inauguracyjnym! Poczekam, co powiesz po naszym weselnym przyjęciu. Przygotowujące je kobiety będą na nim gośćmi, starają się więc podwójnie.

– Bylebyśmy w końcu wzięli ślub! – powiedział Zack. Wolał nie wyrażać opinii o profesjonalnych umiejętnościach kobiet zajmujących się organizacją wesela.

Nagle, bez powodu, Julie spochmurniała, w jej oczach zagościł niepokój.

– Ja już jestem zdecydowana. A najważniejsze, byś kochał mnie na tyle mocno, by mi wybaczyć czyn, twoim zdaniem niewłaściwy.

– Czy chodzi o innego mężczyznę?

– Ależ skąd!

– Jeżeli tak – rzekł Zack wspaniałomyślnie – przekonasz się, że należę do najbardziej wyrozumiałych mężów. Chociaż może zbyt zazdrosnych – dodał z myślą o Richardsonie. – No to mów, co takiego zrobiłaś?

– Nie powiedziałam, że już – wykręciła się. – To były tylko rozważania teoretyczne. A teraz muszę pomóc matce przy kolacji. – Śpieszyła się, bo chciała uciec przed dalszymi pytaniami.

– Jesteś pewna, że wszystko w porządku?

– Na razie – odpowiedziała tajemniczo i już jej nie było.

Pomimo zapewnień Julie Zack miał uczucie, że jakaś sprawa dręczy ją i przyszłych teściów. Gdy po obiedzie uprzątnięto ze stołu, wielebny i pani Mathison zakomunikowali, że idą odwiedzić przyjaciół, po czym, z niezwykłym dla nich pośpiechem, wyszli. Już to wystarczyło, by do reszty zaniepokoić Zacka. Potem Julie nie pozwoliła sobie pomóc przy zmywaniu, co także było niezwykłe. Wrócił więc do gabinetu zamyślony, nie mógł zrozumieć dziwnego zachowania rodziny Mathisonów. Pół godziny później – przeglądał właśnie dokumenty przysłane przez prawnika – w drzwiach stanęła Julie.

– Zack – powiedziała ze sztuczną wesołością – ktoś przyszedł się z tobą zobaczyć.

Wstał i wszedł do salonu. Na widok starszej kobiety, wspartej na lasce pośrodku pokoju, stanął jak wryty. Jej głos brzmiał dokładnie tak, jak zapamiętał – stanowczo, chłodno i arogancko.

– Długośmy się nie widzieli, Zack.

– Za krótko – warknął. Obrzucił wściekłym wzrokiem Julie. – Co to, u diabła, za pomysł?

– Okazja – odpowiedziała spokojnie – byś wysłuchał, co twoja babka ma do powiedzenia. – Zack ruszył do wyjścia, ale Julie uspokajająco położyła mu dłoń na ramieniu. – Proszę, kochanie… dla mnie… Niech to będzie prezent ślubny. Tymczasem pójdę do kuchni zrobić herbatę.