Выбрать главу

– To oczywiste. Zawiozę cię, dokąd zechcesz, teraz już bez żadnych sztuczek. Ale postawmy sprawę jasno: jak tylko znajdziemy się na miejscu, pozwolisz mi odejść. Czy tak?

– Naturalnie – skłamał.

– No to ruszajmy.

Zack otrzepał śnieg z rękawów kurtki i poszedł za Julie do samochodu. Patrzył, jak jej włosy rozwiewa wiatr, podziwiał wdzięczne ruchy. Sądząc z jej słów i sztywno wyprostowanych pleców, nie mógł mieć wątpliwości: była zdecydowana unikać wszelkich romantycznych uniesień.

Musi poskromić tę dziewczynę! Popróbował jej ust, wiedział, jak reagują na pocałunek; jego wygłodniałe zmysły domagały się uczty.

Rozsądek ostrzegał, że wikłanie się w seks z branką to szaleństwo. Skomplikowałoby wszystko, a dodatkowych kłopotów nie potrzebował.

Drugi część ego, wsłuchana w krzyk podnieconego ciała dowodziła – z wielkim zapałem, zresztą zgodnie z jego pragnieniami – że to niezwykle rozsądny krok. W końcu ukontentowani zakładnicy stają się niemal sojusznikami, a ich towarzystwo całkiem przyjemne.

Spróbuje uwieść Julie, i to nie tylko z powodu jej cielesnych czy duchowych przymiotów ani budzącej się w nim czułości.

Zrobi tak dla dobra sprawy. A że przy okazji będzie przyjemnie -tym lepiej.

Z galanterią, o jakiej nie myślał przed chwilą, a która Julie wydała się w ich odmienionej sytuacji śmieszna, nawet przerażająca, zaprowadził ją do auta. Nie musiał uchylać przed nią drzwi – przez cały czas, od nieudanej próby jej ucieczki, pozostawały otwarte. Zatrzasnął je i obszedł samochód. Dziewczyna z grymasem bólu na twarzy poprawiła się na fotelu, głęboko wzdychając.

– Co się stało? – zapytał.

– Stłukłam nogę i biodro przy wyskakiwaniu z samochodu i wtedy, jak mnie przewróciłeś – powiedziała z goryczą. Była zła na siebie, bo tak naprawdę, do czego nie chciała się przyznać, pocałunek sprawił jej przyjemność. – Ciekawa jestem, czy cię to chociaż trochę obchodzi, czy masz wyrzuty sumienia.

– Ano mam – odparł półgłosem.

Oderwała wzrok od jego smutnego uśmiechu, niezdolna do uwierzenia w tak oczywiste kłamstwo. Został skazany za morderstwo i nie wolno jej, nie powinna ani na chwilę o tym zapominać.

– Jestem głodna – oświadczyła, bo nic lepszego nie przyszło jej do głowy. Popatrzył na jej usta i wiedziała, że popełniła pomyłkę.

– Ja też – powiedział.

Uniosła głowę i włączyła silnik. Usłyszała stłumiony chichot.

ROZDZIAŁ 21

– Gdzie ona, u diabła, się podziewa? – Carl Mathison chodził tam i z powrotem po niewielkim pomieszczeniu, które jego brat zajmował w biurze szeryfa w Keaton, potem zatrzymał się i z wyrzutem popatrzył na srebrną odznakę na szarej, mundurowej koszuli Teda. – Jesteś gliniarzem, a ona zaginioną osobą, zróbże coś wreszcie, do jasnej cholery.

– Oficjalnie dopiero po dwudziestu czterech godzinach będzie można uznać ją za zaginioną – odrzekł Ted. Niepokój wyzierał z jego niebieskich oczu.- Do tego czasu nie podejmą oficjalnych działań, przecież wiesz.

– A ty – powiedział gniewnie Carl – wiesz, że taka zmiana planów jest zupełnie do niej niepodobna; z jej obowiązkowością… Gdyby coś jej wypadło, zadzwoniłaby do któregoś z nas. Zresztą wiedziała, że wóz będzie mi potrzebny dzisiaj rano.

– Masz rację. – Ted podszedł do okna. Z dłonią wspartą na kolbie dziewięciomilimetrowego rewolweru, który nosił u boku, z roztargnieniem patrzył na zaparkowane na rynku samochody. Ich właściciele szukali w tutejszych sklepach okazji do zrobienia dobrego interesu – okolica stała się rajem dla poszukiwaczy antyków. Po chwili odezwał się znowu, tym razem niepewnie, jakby obawiał się głośno wyrazić swe myśli: – Zachary Benedict uciekł wczoraj z Amarillo. Był „wolnościowym”, wymknął się po odwiezieniu naczelnika więzienia do miasta.

– Słyszałem, i co z tego?

– Benedicta, a przynajmniej człowieka przypominającego go wyglądem, widziano ostatnio w restauracji przy autostradzie.

Bardzo powoli, ostrożnie, Carl odłożył przycisk do papierów, którym się bawił, i popatrzył na brata.

– Do czego zmierzasz?

– Benedicta widziano koło samochodu podobnego do twojego blazera. Kasjerka z restauracji jest pewna, że wsiadł właśnie do takiego auta z kobietą, która zatrzymała się na kanapkę i kawę. – Ted odwrócił się do brata i popatrzył mu w oczy. – Rozmawiałem z tą kasjerką, oczywiście nieoficjalnie, pięć minut temu. Opis kobiety, która odjechała z Benedictem, pasuje jak ulał do Julie.

– Wielki Boże!

Siedząca przy biurku sekretarka, kobieta w średnim wieku o sztywnych, siwych włosach i twarzy złego buldoga, przysłuchiwała się rozmowie Mathisonów. Wypełniając nakaz zatrzymania, patrzyła, jak zastępca szeryfa nadjeżdża biało-czarnym wozem patrolowym. Za chwilę jej wzrok przyciągnęło lśniące, czerwone BMW z podnoszonym dachem, które zatrzymało się po drugiej stronie ulicy, obok wozu Teda. Na widok wysiadającej z samochodu pięknej, mniej więcej dwudziestopięcioletniej blondynki, oczy Rity zwęziły się.

– Jak już pada, to na całego – zwróciła się do Teda, a gdy obaj mężczyźni, nie rozumiejący, o co chodzi, popatrzyli na nią ze zdziwieniem, ruchem głowy wskazała na okno i wyjaśniła: – Patrzcie, kto przyjechał, Panna Bogata Dziwka we własnej osobie!

Pomimo wysiłku, by nie okazać żadnych uczuć na widok byłej żony, twarz Teda Mathisona ściągnęła się w wyrazie niechęci.

– Pewnie o tej porze roku w Europie trochę się nudziła – powiedział i bezceremonialnym spojrzeniem obrzucił idealne kształty, długie, zgrabne nogi blondynki znikającej w zakładzie krawieckim po drugiej stronie rynku. Rita nie wytrzymała:

– Podobno Flossie i Ada Eldridge szyją dla niej ślubną suknię, jedwab, koronka i dodatki przysłano z Paryża samolotem. Panna Wspaniała chciała, by suknię szyły bliźniaczki Eldridge, bo nikt nie może się z nimi równać. – Poniewczasie sekretarka uświadomiła sobie, że Ted Mathison może nie mieć ochoty słuchać o matrymonialnych planach eks-żony i ze skruszoną miną wróciła do porozkładanych na biurku papierów. – Przepraszam, kretynka ze mnie.

– Nie przepraszaj. Guzik mnie obchodzi, co ona robi – powiedział zgodnie z prawdą Ted. Wiadomość, że Katherine Cahill zamierza ponownie wyjść za mąż, tym razem za pięćdziesięcioletniego światowca z Dallas, Spencera Haywarda, nie interesowała Teda ani nie zaskoczyła go. Już wcześniej czytał o tym w gazetach, łącznie z zachwytami nad odrzutowcami Haywarda, jego dwudziestodwupokojową willą i przyjaźnią – domniemaną – z prezydentem, i żadna z tych informacji nie wzbudziła w nim zazdrości. – Chodźmy porozmawiać z matką i ojcem – dodał. Narzucił kurtkę i przytrzymał przed Carlem drzwi, puszczając go przodem. – Wiedzą, że Julie nie wróciła i strasznie się niepokoją. Może znają jakieś szczegóły, o których nie słyszałem.

Właśnie znaleźli się po drugiej stronie ulicy, gdy drzwi zakładu panien Eldridge otworzyły się i stanęła w nich Katherine. Przystanęła w pół kroku, od byłego męża dzieliła ją zaledwie szerokość chodnika. Ted skinął głową z obojętną uprzejmością, potem otworzył drzwi swojego biało-czarnego wozu patrolowego.

Katherine miała jednak najwyraźniej inne, z towarzyskiego punktu widzenia właściwsze, wyobrażenie o tym, jak powinni zachowywać się rozwiedzeni małżonkowie, gdy po raz pierwszy po rozstaniu spotkają się w publicznym miejscu. Nie przyjmując do wiadomości, że mogłaby zostać zignorowana, podeszła bliżej, a jej modulowany głos zmusił Teda do zatrzymania się.

– Ted? – zagadnęła. Niezwykle uprzejma, posłała uśmiech Carlowi, właśnie wsiadającemu do swojego samochodu, potem odwróciła się w stronę byłego męża i dodała: – Czyżbyś miał zamiar odjechać bez przywitania się ze mną?