Выбрать главу

– Teraz proszę. Julie, całkowicie wytrącona z równowagi łagodnością brzmiącą w jego głosie, wypiła łyk wina, by się trochę uspokoić. Stał obok, oddalony tylko o dwie stopy, wysoki, barczysty. Patrzyła na niego – w czasie gdy spała, zdążył wziąć prysznic, ogolił się i przebrał. W czarnych spodniach i czarnym swetrze Zachary Benedict wygląda o wiele przystojniej niż na ekranie, pomyślała. Uniósł dłoń i oparł o ścianę, tuż obok jej ramienia, a gdy znów się odezwał, w jego głosie zabrzmiała ta uwodzicielska nuta łagodności.

– W czasie jazdy pytałaś, czy byłem winny zbrodni, za którą posłano mnie za kratki, a ja za pierwszym razem dałem ci wymijającą odpowiedź, za drugim niejasną. Teraz powiem prawdę, i to z własnej woli…

Julie przestała na niego patrzeć i wbiła wzrok w rubinowej barwy wino w kieliszku; przeraziła się, że w stanie osłabienia, w jakim się znajdowała, da się nabrać na każde kłamstwo.

– Spójrz na mnie, Julie.

Z mieszaniną lęku i bezradności popatrzyła w nieuciekające przed jej wzrokiem, bursztynowe oczy.

– Nie zabiłem ani nie próbowałem zabić żony, w ogóle nikogo. Zamknięto mnie w więzieniu za zbrodnię, której nie popełniłem. Chciałbym, byś przynajmniej uwierzyła w istnienie możliwości, że mówię prawdę.

Starając się zachować obojętny wyraz twarzy, spojrzała mu w oczy, ale w duszy widziała scenę, jaka rozegrała się przy tamtym rozchybotanym moście: zamiast nalegać, by przejechali razem, kazał jej wysiąść i jeszcze dał koce, by nie zamarzła, gdyby most runął, a on utonął, wpadając z samochodem do głębokiego, lodowatego potoku. Przypomniała sobie rozpacz brzmiącą w jego głosie, gdy całował ją w śniegu i błagał, by podjęła grę i nie narażała kierowcy ciężarówki.

Miał w kieszeni broń, a nigdy nie próbował jej użyć. A potem przypomniała sobie pocałunek – gwałtowny, mocny, i nagle łagodniejszy, a za chwilę czuły, pełen namiętności. Od tamtego ranka starała się przegnać z pamięci to wspomnienie, ale teraz wróciło – pulsujące i żywe, i niebezpiecznie ekscytujące. Jego uwodzicielski głos dopełnił wspomnień:

– To pierwszy normalny wieczór w moim życiu od pięciu lat. Jeżeli policja jest już na moim tropie, będzie ostatnim. Dlatego chciałbym nacieszyć się nim. Jeżeli pomożesz…

Julie nie miała już siły dłużej walczyć. Pomimo snu była psychicznie rozbita, a jej morale dodatkowo obniżał dotkliwy głód. No i miała serdecznie dość uczucia ciągłego zagrożenia. Ale jej kapitulacja nie ma żadnego związku ze wspomnieniem pocałunku, przekonywała siebie, ani trochę! Ani z nieoczekiwanym przekonaniem, że powiedział prawdę.

– Jestem niewinny – powtórzył, patrząc jej prosto w oczy.

Słowa przekonywały, ale wciąż broniła się, próbowała nie pozwolić niemądrym emocjom zagłuszyć to, co podpowiadał rozum.

– Jeżeli naprawdę nie jesteś w stanie mi uwierzyć – powiedział z ciężkim westchnieniem – mogłabyś przynajmniej udać, że cię przekonałem, i na dzisiejszy wieczór zawarlibyśmy rozejm.

Opanowując chęć potakującego kiwnięcia głową, zapytała ostrożnie:

– Jaki rodzaj rozejmu masz na myśli?

– Chodzi mi o rozmowę – odrzekł. – Swobodna konwersacja z inteligentną kobietą to przyjemność, jakiej dawno nie zaznałem. Brakowało mi także przyzwoitego jedzenia, kominka, światła księżyca w oknach, dobrej muzyki, drzwi zamiast krat, nie wspominając o widoku pięknej kobiety. – Wyraźnie chciał ją ugłaskać, bo dodał: – Jeżeli zgodzisz się na zawarcie pokoju, ja zajmę się gotowaniem.

Julie zawahała się, zdumiona jego uwagą – ona piękną kobietą? -ale zaraz pomyślała, że to tylko nic nieznaczące pochlebstwo. Proponował wieczór wolny od strachu i napięcia, a jej wyczerpane nerwy właśnie tego się domagały. W prośbie nie widziała niczego zdrożnego. Zwłaszcza jeżeli jest niewinny.

– Zajmiesz się wszystkim? – targowała się.

Skinął głową i z ulgą uśmiechnął się; zrozumiał, że Julie zamierza wyrazić zgodę. Nieoczekiwany blask jasnego uśmiechu przyprawił ją o niebezpiecznie szybki rytm serca.

– W porządku – zgodziła się rozpromieniona, pomimo wysiłku, by zachować przynajmniej pozory obojętności – ale tylko jeżeli także pozmywasz.

Zachichotał.

– Stawiasz surowe warunki, ale przyjmuję. Usiądź, a ja skończę przygotowywać kolację.

Julie posłusznie zajęła miejsce na stołku przy ladzie odgradzającej kuchnię od salonu.

– Opowiedz mi o sobie – poprosił. Z piekarnika wyjął pieczone ziemniaki.

Dla dodania sobie odwagi wypiła następny łyk wina.

– Co chciałbyś wiedzieć?

– Na początek, ogólne sprawy – powiedział obojętnym tonem. – Mówiłaś, że nie masz męża. Jesteś rozwódką?

Potrząsnęła przecząco głową.

– Nigdy nie byłam mężatką.

– Zaręczona?

– Rozważamy to z Gregiem.

– Nad czym się tu zastanawiać? Julie zakrztusiła się winem. Próbując nie okazywać zażenowania, powiedziała:

– Nie sądzę, by to pytanie dało się zaliczyć do kategorii ogólnych.

– Pewnie nie – przyznał z uśmiechem. – No więc, co stoi na przeszkodzie tym zaręczynom?

Julie, zdegustowana, poczuła, że rumieni się pod jego rozbawionym spojrzeniem, ale odpowiedziała z podziwu godnym spokojem:

– Chcemy być całkowicie pewni, że pasujemy do siebie, że nasze cele i filozofia życiowa uzupełniają się.

– To mi wygląda, jakbyś grała na zwłokę. Żyjesz z tym Gregiem?

– W żadnym wypadku. – Julie przybrała oburzony ton, na co on zareagował uniesieniem brwi, jakby jej stanowisko zaskoczyło go i rozbawiło równocześnie.

– Mieszkasz z kimś?

– Mieszkam sama.

– Ani męża, ani kochanka – zdziwił się. Dolał jej wina. – Więc nikt teraz na ciebie nie czeka, nie zastanawia się, gdzie się podziewasz?

– Wiele osób.

– Na przykład, kto?

– Choćby moi rodzice. Z pewnością bardzo się niepokoją i wydzwaniają po znajomych. Ale zaczną od mojego brata Teda. Carl też będzie mnie szukał. To jego samochód. Możesz mi wierzyć, moi bracia na pewno zorganizowali już poszukiwania na wielką skalę.

– Czy Ted to ten, który pracuje w budownictwie?

– Nie – powiedziała rozbawiona. – Jest szeryfem w Keaton.

Gwałtowną reakcją sprawił jej satysfakcję.

– Szeryf! – Jakby chciał spłukać nieprzyjemną informację, pociągnął duży łyk wina i powiedział ironicznie: – A ojciec pewnie jest sędzią?

– Nie, księdzem.

– Mój Boże!

– No właśnie, trafiłeś. To jego pracodawca – Bóg.

– Żeby na tyle kobiet, mieszkających w Teksasie – zaczął, ponuro kręcąc głową – porwać akurat siostrę szeryfa, do tego córkę pastora. Media będą miały używanie, jak się dowiedzą, kim jesteś.

Ta krótka chwila triumfu chyba jeszcze bardziej uderzyła jej do głowy niż wino. Zadowolona drażniła się z nim:

– Stróże prawa, z psami i bronią, rozpoczną polowanie w całym kraju, a bogobojni Amerykanie wzniosą modlitwy o jak najszybsze ujęcie ciebie.

Odsunął się nieco na bok, wlał resztę wina do swojego kieliszka i wypił jednym haustem.

– Wspaniale!

Ciepła atmosfera, jaka między nimi panowała jeszcze przed chwilą, sprawiała Julie tak olbrzymią ulgę, że teraz pożałowała straty i czym prędzej zmieniła temat rozmowy.

– Co mamy na kolację? – zagadnęła.

Pytanie oderwało go od niewesołych myśli.

– Coś bardzo prostego – odparł. – Nie znam się zbyt dobrze na gotowaniu.- Nie widziała, co robi, bo zasłaniał sobą widok. Patrzyła na sweter napinający się na szerokich ramionach; Zack był mocno umięśniony, jakby w więzieniu wiele czasu spędzał w sali gimnastycznej.