– Proszę, nie płacz – szeptał. Ustami z rozpaczą powstrzymywał drżenie jej warg. – Proszę, proszę, przestań… – Gdy poczuła dotyk jego łapczywych ust, zesztywniała i ucichła. Nie wiedział, ze strachu czy z zaskoczenia. I nie dbał o to w tej jednej chwili. Pragnął tulić ją, rozkoszować się słodyczą uczuć, jakie budziły się w nim… pierwsze od lat… pragnął dzielić je z nią.
Nie śpiesz się, powtarzał w duchu, zadowól się tym, na co pozwoli; wargami zagarniał jej usta, smakował sól łez. Nie chciał swą natarczywością zmuszać jej do czegokolwiek, ale przywoływanie się do opamiętania nie na wiele się zdało.
– Pocałuj mnie – nalegał, a niezdarna czułość, jaką słyszał we własnym głosie, była mu równie obca jak inne, ogarniające go uczucia. – Odwzajemnij pocałunek – powtórzył. Język w pogotowiu czyhał przy jej wargach. – Otwórz usta – rozkazał. Posłuchała!
Przywarła do niego, napierając rozwartymi wargami. Jęknął z rozkoszy. Pożądanie, pierwotne i potężne, rozgrzało w nim krew, i dalej pozwolił wieść się instynktowi.
Tulił ją mocniej, przechylał do tyłu, przyciskał do swoich jej biodra; jego wargi zmuszały, by szerzej rozwarła usta; język penetrował pachnącą wilgotność. Przycisnął ją do ściany; całował z całą namiętnością, napierał wargami, prowokował językiem; dłońmi wiódł po plecach, potem w górę, pod swetrem. Pod palcami czuł wilgotną jedwabistość delikatnej, nagiej skóry; pieścił wąską talię, głaskał plecy, ogarniał dłońmi brzuch, wreszcie poszukał piersi. Przywarła do niego mocniej i cicho jęczała, i ten słodki dźwięk niemal przywiódł go do granic wytrzymałości; ciało Zacka zadrżało, pieścił każdy cal jej piersi, ustami obejmował jej wargi, językiem szukał z wciąż narastającą łapczywością.
Dla Julie to, co robił, było uwięzieniem jej w kokonie niebezpiecznej, przerażającej zmysłowości, gdzie już nad niczym nie miała kontroli. Zwłaszcza nad sobą. Pod niecierpliwymi palcami jej piersi nabrzmiały pożądaniem; rozgorączkowane ciało napierało na gwałtownie twardniejący członek mężczyzny; rozchylone usta z rozkoszą odbierały nieustającą inwazję języka.
Zack poczuł delikatne palce zanurzające się we włosach na karku, oderwał usta i przesunął do ucha dziewczyny.
– Boże, jaka jesteś słodka! – szeptał, palcami pieszcząc pączki sutków, sprawiając, by twardniały. Pragnął dawać jej rozkosz. – Maleńka – wyszeptał ochryple – jesteś tak niesamowicie piękna…
Być może właśnie to czułe słówko, jakiego użył – była pewna, słyszała je już kiedyś na jednym z jego filmów – a może zaskakujące nazwanie jej piękną, przerwały czar. Julie uświadomiła sobie, że w podobnej scenie oglądała go na ekranie niezliczoną ilość razy, z naprawdę pięknymi aktorkami. Ale tym razem to jej nagie ciało pieścił z profesjonalną biegłością.
– Przestań! – rzuciła ostro. Uwolniła się z jego ramion. Odepchnęła go, obciągnęła na sobie sweter. Zack, z opuszczonymi rękami, stał nieruchomo, oddychał głęboko i wyglądał na kompletnie zdezorientowanego. Twarz Julie wciąż pokrywał rumieniec pożądania, oczy nadal błyszczały, ale wyglądała na gotową do ucieczki. Łagodnie, jakby przemawiał do płochliwego źrebaka, zapytał:
– Co się stało, moja maleńka…?
– Przestań natychmiast! – wybuchnęła. – Nie jestem „twoją maleńką”, chodzi o inną kobietę w innej scenie. Nie chcę, byś mnie tak nazywał. Ani słyszeć więcej, jaka jestem piękna.
Zack ze zdumieniem pokręcił głową. Julie patrzyła na niego, oddychała gwałtownie, w panice. Jakby oczekiwała, że zaraz rzuci się na nią, zedrze z niej ubranie i zgwałci, pomyślał. Powoli, najspokojniej jak potrafił, spytał:
– Boisz się mnie, Julie?
– Ależ skąd – powiedziała ostro, ale nim skończyła, już wiedziała, że to kłamstwo. Gdy zaczynali się całować, rozumiała, że dla niego ten pocałunek stanowił jakby samooczyszczenie, dlatego nie opierała się. Teraz, gdy wiedziała, że prosił o wiele, wiele więcej, przeraziła się. Bo tego właśnie chciała! Pragnęła poczuć jego dłonie na nagim ciele, mieć go w sobie. W ciągu tych kilku chwil, gdy milczała, jego namiętność przerodziła się w gniew. Teraz mówił głosem chłodnym, ostrym, twardym:
– Jeżeli nie boisz się, to o co chodzi? A może potrafisz okazać zbiegłemu więźniowi trochę zdawkowego współczucia, ale nie zamierzasz dopuścić go za blisko?
Niewiele brakowało, a Julie tupnęłaby, rozdrażniona jego sposobem myślenia i własną głupotą. Jak mogła pozwolić mu posunąć się tak daleko!
– Nie jesteś dla mnie odpychający, jeżeli o to ci chodzi.
– No to o co, jeżeli mogę zapytać? – W jego głosie zabrzmiało znudzenie.
– Sam powinieneś się domyślić! – rzuciła gniewnie, odsuwając włosy z czoła. Rozglądała się wkoło rozpaczliwie, jakby szukała sposobu na przywrócenie porządku w świecie, który nagle w przerażającym tempie zaczynał wymykać jej się spod kontroli. – Nie jestem zwierzęciem… – zaczęła. Jej wzrok zatrzymał się na wiszącym trochę krzywo obrazie i podeszła, by go poprawić.
– A mnie za kogo uważasz, za zwierzę?
Złapana w pułapkę własnych słów, trochę oszołomiona jego bliskością, by zyskać na czasie, obejrzała się przez ramię. Na podłodze leżała zrzucona z kanapy poduszka.
– Uważam – powiedziała, podchodząc do niej – że jesteś mężczyzną, którego pozbawiono kobiet na pięć długich lat.
– To prawda, no i co z tego?
Ustawiła poduszkę przy oparciu kanapy. Zaczynała czuć się bezpieczniej- znalazła się trochę dalej od niego.
– No więc – tłumaczyła, przez szerokość kanapy udało jej się nawet obojętnie do niego uśmiechnąć – potrafię zrozumieć, że dla ciebie każda kobieta byłaby jak…
Zack złowieszczo uniósł czarne brwi, aż zbiegły się nad chmurnymi oczami. Julie speszona zamilkła, potem pośpiesznie pochyliła się i zajęła poprawianiem innych poduszek, ale już za chwilę mówiła dalej:
– Dla ciebie, po tak długim pobycie w więzieniu, każda kobieta byłaby jak uczta dla głodnego. Każda – podkreśliła. – Jeżeli ten pocałunek sprawił, że poczułeś się lepiej, to postąpiłam właściwie.
Zack był upokorzony i wściekły. Widziała w nim tylko wygłodzone zwierzę, spragnionego seksu żebraka, któremu rzuca się okruchy ludzkich uczuć i, choć niechętnie, można podarować jeden pocałunek.
– Jaka pani szlachetna, panno Mathison – zakpił. Nie zwracając uwagi na jej bladość, z zamierzoną brutalnością mówił dalej: – Dwa razy poświęciłaś się dla mnie. Ale wbrew twemu przekonaniu nawet takie jak ja zwierzę jest zdolne do powściągliwości i dokonania wyboru. Krótko mówiąc, Julie, możesz się uważać za „ucztę”, ale ten akurat mężczyzna, nieważne – spragniony seksu czy nie, jest w stanie ci się oprzeć.
Jego gniew, przerażający, wręcz namacalny, dla Julie, w jej obecnym stanie ducha, był zupełnie niezrozumiały. Cofnęła się o krok i mocno przycisnęła ręce do piersi, jakby broniąc się przed bolesnymi ciosami, jakimi ranił jej niczym nieosłonięte emocje.
W jej pełnych wyrazu oczach zagościły uraza i lęk. Zack, najwyraźniej zadowolony, że zdołał dokuczyć jej tak mocno, odwrócił się, podszedł do szafki stojącej obok telewizora i z obojętną miną przeglądał tytuły poustawianych na półkach kaset wideo.
Julie zrozumiała, że właśnie została odrzucona, ale zraniona duma burzyła się w niej na myśl o wymknięciu się do sypialni jak spłoszony królik. Zdecydowana nie uronić ani jednej łzy więcej, nie okazać, jaka jest dotknięta, zaczęła porządkować leżące na stole czasopisma.