Выбрать главу

– Jesteś bardzo silny, Zack. Zauważyłam to wtedy, jak zmieniałeś oponę przy moim samochodzie i potem, gdy wyczołgiwałeś się z potoku. I odważny. Do mojej klasy uczęszcza taki chłopczyk – Johnny Everett – chciałby być siłaczem, to jego największe marzenie. Jest kaleką i porusza się w fotelu na kółkach. Serce mi się kraje, jak na niego patrzę, ale on nigdy nie poddaje się. Pamiętasz, opowiadałam ci o nim wczoraj wieczorem. – Nie zdawała sobie sprawy z czułości rozbrzmiewającej w jej głosie. – Jest bardzo odważny, jak ty. U moich braci w pokoju wisiało twoje zdjęcie. Wspominałam o tym? Tyle chciałabym ci opowiedzieć, Zack. – Głos Julie załamał się. – I opowiem, jeżeli przeżyjesz i dasz mi szansę. Powiem o wszystkim, o czym chciałbyś wiedzieć.

Poczuła strach.

Może powinna zrobić coś jeszcze, by go rozgrzać, nie pozwolić zasnąć? A jeżeli on umrze, i to z powodu jej ignorancji? Wyciągnęła z szafy gruby szlafrok frotte, włożyła go, potem usiadła na łóżku przy biodrach Zacka i przyłożyła palce do tętnicy na jego szyi, odliczając sekundy na stojącym na komodzie zegarze. Uderzenia krwi były przerażająco słabe. Jej dłonie i głos drżały, gdy wygładzała koce wokół jego szerokich ramion.

– Co do zeszłej nocy, chcę, byś wiedział, że bardzo mi się podobało, jak mnie całowałeś. Nie chciałam, żebyś przestał, i właśnie tego się wystraszyłam. To nie miało nic wspólnego z twoim pobytem w więzieniu… po prostu traciłam nad sobą kontrolę, nigdy dotąd nic takiego mi się nie przytrafiło.

Wiedziała, że Zack nie usłyszał ani słowa i gdy następny atak silnych dreszczy wstrząsnął jego ciałem, zamilkła. Dobrze, że drży – pocieszała się. Gorączkowo rozmyślała, jak jeszcze mogłaby mu pomóc. Obraz psów św. Bernarda, jaki stanął jej przed oczyma, z maleńkimi baryłeczkami na szyi przeznaczonymi dla ludzi zasypanych lawiną, sprawił, że aż klasnęła w dłonie. Poderwała się na nogi. Za chwilę już stała przy łóżku ze szklanką brandy, rozpromieniona po usłyszeniu w radiu podtrzymującej na duchu wiadomości.

– Zack – powiedziała wesoło. Usiadła przy nim na łóżku i podłożyła pod jego głowę ramię, aby umożliwić uniesienie do ust szklanki. – Wypij trochę i spróbuj zrozumieć, co ci powiem: właśnie usłyszałam w radiu, że twój przyjaciel, Dominie Sandini, przebywa w szpitalu w Amarillo. Polepszyło mu się! Rozumiesz? On nie umarł, już jest przytomny. Uważa się, że ten ktoś ze szpitala więziennego, kto podał fałszywą informację albo się mylił, albo chciał podgrzać atmosferę buntu więźniów, i tak też się stało… Zack?

Po kilku minutach udało jej się wmusić w niego zaledwie łyżkę brandy. W końcu poddała się. Wiedziała, że mogłaby odnaleźć telefon, który Zack ukrył, i wezwać lekarza, ale ten po rozpoznaniu go natychmiast powiadomiłby policję. Zabraliby go i z powrotem wsadzili do więzienia. A przecież, jak mówił, wolałby umrzeć, niż tam wracać. Minuty mijały, w kącikach oczu Julie pojawiły się łzy spowodowane bezradnością i wyczerpaniem. Siedziała z rękami na kolanach, starając się wymyślić jakieś wyjście. Wreszcie zaczęła się modlić.

– Proszę, Boże, pomóż mi – szepnęła. – Zupełnie nie wiem, co robić. Nie wiem, dlaczego spowodowałeś, że trafiliśmy na siebie. Nie rozumiem, dlaczego sprawiasz, że czuję do niego to, co czuję i dlaczego chcesz, bym przy nim została, ale przecież wiem: to wszystko Twoje dzieło. Na pewno. Nie czułam tak mocno Twej bliskości od czasu, gdy byłam małą dziewczynką – wtedy dałeś mi Mathisonów.

Julie głęboko westchnęła, otarła łzę, ale poczuła się pewniej.

– Proszę, miej nas w swej opiece.

Popatrzyła na Zacka – jego ciałem dalej wstrząsały dreszcze, poruszył się niespokojnie – Zdała sobie sprawę, że jest pogrążony w głębokim śnie, a nie, jak się obawiała, nieprzytomny. Pochyliła się i delikatnie pocałowała go w czoło.

– Drżysz – szepnęła czule – to dobrze.

Nie zauważyła, jak bursztynowe oczy na moment otworzyły się i zaraz zamknęły. Wstała i poszła do łazienki, by wziąć prysznic.

ROZDZIAŁ 29

Owinęła się szlafrokiem. Teraz postanowiła odszukać telefon i zadzwonić do rodziców z wiadomością, że jest bezpieczna. Przystanęła przy łóżku, położyła Zackowi dłoń na czole i przyglądała się, jak oddycha. Miał już normalną temperaturę, oddech głębszy, spokojniejszy; wyczerpany drzemał. Poczuła przypływ wielkiej ulgi, a zaraz słabości. Aż się zachwiała, gdy przykucnęła, by dorzucić drew do ognia huczącego w kominku. Upewniwszy się, że Zack jest dobrze przykryty, zostawiła go, a sama wyruszyła na poszukiwanie telefonu. Najbardziej prawdopodobnym miejscem schowania aparatu wydawała się jego sypialnia. Otworzyła drzwi i stanęła zaskoczona widokiem nieprawdopodobnego przepychu. Sądziła wcześniej, że jej pokój, z kamiennym kominkiem, lustrami na drzwiach i obszerną, wyłożoną kafelkami łazienką, bije wszelkie rekordy komfortu, ale to pomieszczenie, cztery razy większe, było urządzone dziesięć razy bardziej luksusowo.

Całą ścianę po lewej zajmowały lustra, odbijało się w nich olbrzymie łoże oświetlone szeregiem lamp umieszczonych w suficie, przy prawej zbudowano okazały kominek. Trzecia ściana to rząd wysokich okien, tworzących półkolistą alkowę, w której, na szerokim postumencie, stało białe, marmurowe jacuzzi. Przed kominkiem ustawiono dwie przepastne kanapy, obite jedwabną materią w odcieniu kości słoniowej zmieszanej z różem, w pasy koloru morskiej zieleni. Na podwyższeniu, po obu stronach jacuzzi, stały dwa fotele, na każdym kilka poduszek i dwie identycznego koloru otomany obite materią w kwiaty, deseniem pasujące do kapy na łóżku.

Julie powoli weszła na dywan, jej stopy tonęły w puszystej, wełnianej zieleni. Po lewej, na dwu lustrzanych płytach dostrzegła mosiężne klamki, odważnie nacisnęła je i aż wstrzymała oddech na widok olbrzymiej, wyłożonej marmurem łazienki, do której światło wpadało przez świetliki w suficie. W dzielącej pomieszczenie na pół marmurowej ladzie znajdowały się dwie umywalki, odgrodzone od siebie lustrzaną półścianką. Każda z części łazienki miała oddzielną, ogromną kabinę prysznica z przejrzystego szkła i wannę z marmuru, z pozłacaną armaturą.

Choć resztę domu równie dobrze mogłaby urządzać kobieta, jak i mężczyzna, tu nie ulegało wątpliwości, czyje to dzieło. Kobieca ręka zadbała o wrażenie luksusu; mężczyzna czułby się tu jak w buduarze. Julie przeczytała w jakimś czasopiśmie poświęconym dekoracji wnętrz, że żonaci mężczyźni, pewni swej męskości, rzadko sprzeciwiają się zachciankom żon, by posiadać własną sypialnię, urządzoną stosownie do kobiecych upodobań, a nawet cenią sobie tę jakby „zakazaną” przyjemność wdzierania się na obce terytorium. Do tej pory uważała ten pomysł za dziwaczny, ale teraz, gdy zauważyła ustawione, zapewne z myślą o mężczyźnie, olbrzymie łoże i wielkie, puchate fotele przy jacuzzi, stwierdziła, że ma on swój urok.

Ruszyła w stronę drzwi szafy, wbudowanej w ścianę po prawej stronie łazienki. Po sprawdzeniu obydwu szaf i wszystkich szuflad, jakie tylko znalazła w pokoju, nie potrafiła oprzeć się pokusie: z „damskiej” garderoby pożyczyła sobie czerwone, jedwabne kimono, wyszywane złotą nicią. Leżało na niej wyśmienicie… no i chciała wyglądać atrakcyjnie, gdyby Zack, przed nastaniem ranka, przebudził się. Na koniec przewiązała się paskiem. Teraz już bez przeszkód mogła zastanowić się, gdzie Zack ukrył aparat. Przypomniała sobie tę małą szafę w holu, zamkniętą na cztery spusty. Poszła prosto do niej i pociągnęła za gałkę, ale drzwi nawet nie drgnęły. Wróciła do swojej sypialni. Znalazła klucz, tam gdzie się spodziewała – w kieszeni mokrych spodni Zacka.

Zamknięta szafa kryła w sobie olbrzymie zapasy alkoholu i cztery aparaty telefoniczne, wszystkie schowane na jej dnie, za butelkami szampana Dom Perignon.