Mówił sobie, że musi przyhamować, powstrzymać chęć rzucenia jej na podłogę. Nie może przecież zachować się jak głodny seksu więzień, a nie wymarzony kochanek, jakiego obiecał jej w swej pełnej gniewu tyradzie. To przypomnienie obietnicy sprawiło, że przeciągnął pieszczoty, zwrócił uwagę na ostrzegawczy sygnał: jak już zaczną się kochać, podniecenie może doprowadzić go do kulminacji o wiele dla niej za szybko.
Zmusił się do przeniesienia rąk z jej piersi w okolice talii; trudniej przychodziło mu powstrzymanie niesfornego języka, gdy przywierając do niego, namiętnie odwzajemniała pocałunek. Wreszcie udało mu się cofnąć usta o cal; nie był pewien, które z nich jęknęło z rozczarowania. Po chwili opadła czołem na jego pierś. Z zamkniętymi oczami, sercem bijącym jak oszalałe, by odzyskać równowagę, odetchnął głęboko i objął ją mocniej. Ale nie pomogło – musi wziąć ją całą, natychmiast. Oddychał szybko, ujął ją pod brodę, uniósł twarz. Oczy miała zamknięte, długie rzęsy opadały na delikatne policzki. Instynktownie podsunęła wargi do pocałunku.
Zack stracił nad sobą panowanie. Ustami pochwycił z gwałtowną desperacją wargi Julie, zmuszając do rozwarcia. Szarpnął węzeł paska; jedwabna materia opadła z jej ramion na podłogę przed kominkiem; napawał się widokiem i dotykiem nagiej, gładkiej skóry.
Otulona jego ramionami pozwoliła, by ułożył ją na podłodze. Nie wynurzała się ze stanu nieprzytomnej rozkoszy aż do chwili, kiedy oderwał od niej usta i dłonie. Otworzyła oczy i ujrzała, jak pośpiesznie rozpina guziki koszuli, potem zrzuca spodnie, ale dopiero pod jego pożądliwym spojrzeniem poczuła pierwsze drgnienie paniki. W blasku ognia przebiegające po jej ciele oczy Zacka gwałtownie zajaśniały; namiętność wyostrzyła rysy twarzy, nadając im wyrazu twardości. Odruchowo uniosła ramię, by zasłonić piersi, a wtedy usłyszała jego ochrypły głos:
– Nie rób tego!
Zadrżała – ten nieznany wyraz twarzy, jakby był kimś całkowicie obcym. Opadł na nią ciężarem swego ciała. Uświadomiła sobie, że to już, i za chwilę w nią wejdzie. Chyba że go powstrzyma.
– Zaczekaj, Zack – szepnęła. Zastanawiała się, jak mu to powiedzieć bez popsucia nastroju.
Nie rejestrował słów, ale rozbrzmiewająca w jej głosie panika lekko go zaniepokoiła, reszty dopełniły odpychające go ramiona i zaskakujące w jej wydaniu, prowokujące ruchy bioder.
– Zack!
Wiedział, że ogarnięty namiętnością posuwa się za szybko, i pomyślał, że Julie protestuje właśnie przeciwko temu.
– Muszę ci coś powiedzieć!
Z trudem zmusił się do zsunięcia się z niej, ale gdy pochylił głowę, by pieścić piersi, powstrzymała go.
– Proszę! – powiedziała, patrząc w jego pałające oczy. Delikatnie przesunęła palcami po pulsujących mięśniach szczęki, a gdy zwrócił usta ku wnętrzu jej dłoni, serce Julie wypełniła tkliwość… i ulga. – Musimy porozmawiać.
– Dobrze – powiedział ochrypłym głosem. Przyciągnął ją do siebie, całował kąciki ust i szyję, głaskał po piersiach. – Ja będę słuchał – skłamał. Palcami sięgnął w dół płaskiego brzucha, ku trójkątowi kręconych włosów. Drgnęła. Przytrzymała wędrującą dłoń. Temat, jaki zaproponowała, uznał za najbardziej niefortunnie wybrany przez kobietę w sytuacji takiej jak ta.
– Ile miałeś lat, gdy kochałeś się po raz pierwszy? Zamknął oczy i wyrzucił z niecierpliwością:
– Dwanaście.
– Nie chcesz wiedzieć, ile ja miałam?
– Nie – odrzekł przez zaciśnięte wargi. Przesunął głowę w górę, by całować jej piersi, gdyż zauważył, że z jakichś powodów nie chciała, by dotykał jej bardziej intymnie. Całe jego ciało szalało z potrzeby, ale jak najdłużej chciał pieścił ją w miejscach, w których, jak zapamiętał, sprawiał kobietom najszybciej największą rozkosz.
– Miałam dwadzieścia sześć lat – powiedziała drżącym z paniki głosem, gdy mocniej zacisnął usta wokół jej sutki.
Krew szumiała mu w uszach; słyszał słowa, ale nie rozumiał ich znaczenia. Tak cudownie smakowała; dotyk jej jedwabistego ciała okazał się jeszcze wspanialszy. Piersi, ani zbyt duże, ani ciężkie, były pełne kobiecego piękna – jak ona. Gdyby teraz okazała się równie chętna, jak przed chwilą, bez trudu przywiódłby ją do orgazmu, dopiero potem kochałby długo, jak należy. Miał za sobą pięć lat powstrzymywanych żądz; zdoła kochać się z nią całą noc, bez przerwy. Tylko musiałaby mu pozwolić, przestać zaciskać uda, wspominać, ile miała lat… ten pierwszy raz… jak… przeżywała seks.
Julie dokładnie zauważyła, w którym momencie zrozumiał jej słowa. Uniósł usta o cal nad jej skórę, a jego ciało znieruchomiało; miała wrażenie, jakby przestał oddychać.
– To jest dla mnie ten pierwszy raz – powiedziała niepewnie.
– O, cholera! – Opadł czołem na jej piersi, zacisnął powieki.
Ten gwałtowny szept uświadomił Julie najdobitniej, że nie ucieszyła Zacka rewelacją. Przekonanie pogłębiło się jeszcze, gdy uniósł głowę i spojrzał na nią ostrym wzrokiem, jakby oceniał każdy szczegół twarzy, jakby tutaj szukał dowodu kłamstwa. Z rozpaczą pomyślała, że albo jest wściekły, albo bardzo zdegustowany. A ona nie chciała przecież, by przestał, pragnęła tylko, by zwolnił tempo i nie obchodził się z nią jak… jakby jej ciało było do tego nawykłe.
Zack nie wyglądał na niezadowolonego, raczej jakby został rażony piorunem. Zdezorientowany. W ciągu całego życia nigdy nie spotkał dwudziestosześcioletniej dziewicy. Do tego godnej pożądania – pięknej, dowcipnej, inteligentnej.
Patrzył na jej śliczną, wrażliwą buzię i wszystko, co niepokoiło go od wczoraj, zaczynało układać się w logiczną całość. Przypomniał sobie jej rozpaczliwy wybuch po wczorajszych wieczornych wiadomościach: „Mój ojciec jest pastorem! To szanowany człowiek. Przez piętnaście lat życia starałam się być ideałem”. Zapamiętał odpowiedź na pytanie, czy jest zaręczona: „Rozmawiamy o tym”. Najwyraźniej było wiele rozmów, ale żadnego kochania, pomyślał. A ostatniego wieczora sam porównywał ją do dziewczynki z kościelnego chóru.
Teraz, kiedy już znał jej przeszłość, tym bardziej gubił się w teraźniejszości. Najwyraźniej zachowała niewinność, mimo że miała chłopaka, który przecież ją kochał, ofiarował szacunek i wspólną przyszłość. A dziś wieczorem chce oddać się zbiegłemu więźniowi, który nie ma dla niej nic, niezdolnemu do kochania kogokolwiek. Po raz pierwszy od wielu lat w Zacku odezwało się sumienie. Przecież nawet ten prawie narzeczony nie przekonał jej, by mu się oddała; więc teraz Zack, gdyby naprawdę miał jakiekolwiek skrupuły, powinien trzymać się od niej z daleka! Porwał ją, potem obraził. Wystawił na publiczne potępienie. Dopisanie do tej listy pozbawiania niewinności byłoby czynem nie do wybaczenia.
Ale głos sumienia był za słaby, by go powstrzymać. Pragnie jej, musi ją mieć. Więc będzie… Los pozbawił go godności, wolności i przyszłości, ale z jakiegoś powodu, na te kilka dni, prawdopodobnie ostatnich w życiu, dał mu Julie. Nic nie jest w stanie go powstrzymać, nawet sumienie. Nieświadomy upływu czasu, głuchy i niemy, patrzył na nią, dopóki drżący głos nie wyrwał go z zamyślenia. Słowa, jakie padły z jej ust, były wzruszającym dowodem braku doświadczenia w postępowaniu z mężczyznami.
– Nie zamierzałam cię rozzłościć – powiedziała, całkowicie opacznie tłumacząc sobie jego milczenie.
– Jestem zły na siebie, nie na ciebie. – Westchnął ciężko.
– Dlaczego? – Popatrzyła mu pytająco w twarz.