Jej dłonie poczynały sobie coraz odważniej. Aż wstrzymał oddech, gdy wreszcie musnęła, a potem wzięła w dłoń jego sztywny członek. W chwili gdy palce zamykały się, jej oczy, otwarte jakby w szoku, zatrzymały się na jego twarzy. Gdyby sytuacja nie była tak ostateczna, tak nagląca, Zack roześmiałby się z jej miny. Ale teraz nie pora, pomyślał, by śmiać się czy wpadać w dumę z powodu wrażenia, jakie najwyraźniej zrobił na niej swym rozmiarem. W blasku padającym z kominka patrzyła na niego, jakby czekała na jego decyzję. Jej palce doprowadzały do szaleństwa, niebezpiecznie zbliżał się do granicy eksplozji. Drugą ręką sięgnęła ku jego twarzy, pogładziła uspokajająco po brodzie, a słowa, które usłyszał, rozbroiły go ostatecznie.
– Byłeś wart czekania przez dwadzieścia sześć lat, panie Benedict.
Stracił nad sobą kontrolę. Z dłońmi po obu stronach rozpłomienionej twarzy Julie pochylił się, by ją całować, a z jego ust wyrwało się ochrypłe, pełne podziwu i zdumienia:
– Chryste…
W uszach zaszumiała krew, ale ani na chwilę nie zapominał, jakie to dla Julie ważne przeżycie. Opadł na jej ciało, między nogi, i szukał do niej wejścia. Znalazł.
Wszedł w ciasny, wilgotny przedsionek i aż mu zaparło dech; jej ciało rozwierało się, by przyjąć w siebie, ogarniała go cudowność jej ciepła. Napotkał kruchą przeszkodę; w dłoniach uniósł szczupłe biodra, wstrzymał oddech i pchnął. Julie napięła się w ledwie wyczuwalnym spazmie bólu, ale nim zdążył zareagować, przyciągnęła go ramionami, a jej ciało otwierało się ku niemu niczym egzotyczny kwiat… przyjmowało, chowało w siebie. Starając się odwlec zbliżający się orgazm, poruszał się w niej coraz wolniej, ale ona przejęła rytm, kurczowo go do siebie przyciskając, a wtedy zniknęło całe jego opanowanie, chęć przedłużenia miłosnego aktu. Przywarł do jej ust w gwałtownym pocałunku i równie gwałtownie wchodził w nią, zmuszając, by poruszała się szybciej i szybciej.
Podążając ku szczytowaniu, rozkoszował się jej stłumionym jękiem; ona, cała drżąca, wbiła paznokcie w jego plecy. Podniósł jej biodra wyżej i przyciągnął, teraz uderzał mocniej, w jakiejś trudnej do opanowania potrzebie, by wejść w nią jak najgłębiej. Eksplodował w jej wnętrzu z siłą, która wyrwała z jego ust cichy jęk. Nie przestawał się poruszać. Jak gdyby Julie mogła oczyścić go z całej goryczy przeszłości, rozjaśnić mroki przyszłości. Następny orgazm wybuchnął z mocą targającą każdym nerwem w jego ciele, wstrząsnął i pozostawił słabego. Nie pozostawił sobie nic.
Kompletnie wyczerpany opadł na ciało Julie i wciąż z nią połączony, przewrócił się na bok. Pozbawiony tchu trzymał ją w ramionach, głaskał po plecach. Daremnie czepiając się zanikającej euforii, próbował zapomnieć o rzeczywistości. Po kilku minutach poddał się. Teraz, gdy zaspokoił pożądanie, znowu odzywało się sumienie. Patrzył w migoczące płomienie i zaczynał widzieć swe czyny, motywy działania w ostatnich trzech dniach, w jaskrawym świetle prawdy: wziął bezbronną kobietę jako zakładniczkę, mierząc do niej z pistoletu, potem okłamał, że puści wolno po dotarciu do Kolorado, groził użyciem siły, jeżeli spróbuje mu się sprzeciwić; w obecności świadka zmusił do pocałunku i teraz media całego kraju nazywają ich wspólnikami.
Prawda zaś była taka, że od chwili zatrzymania dziewczyny brał pod uwagę możliwość kochania się z nią i by zrealizować swój zamiar, użył wszelkich dostępnych mu środków, od gróźb po flirt. A co gorsze, dopiął swego: uwiódł niewinną córkę pastora, słodką, uduchowioną osobę, która za całe jego okrucieństwo i bezwzględność odpłaciła mu uratowaniem życia!
„Uwiódł” to zbyt delikatne określenie na to, co uczynił, pomyślał z niesmakiem. Spojrzeniem powędrował na dywan. Wziął ją z niecierpliwością, właśnie tutaj, na tej przeklętej podłodze, nawet nie w łóżku! Sumienie ze wzmożoną siłą czyniło mu wyrzuty: z całą bezwzględnością wykorzystał ją, zmusił do przyjęcia jego dwóch orgazmów, wchodził w nią głęboko, z całą siłą, bez najmniejszego opanowania.
Nie krzyknęła, nie opierała się ani nie dała żadnego znaku bólu czy upokorzenia, ale to nie pomniejszało jego winy. W przeciwieństwie do niej wiedział przecież, że zasłużyła na więcej, niż otrzymała. Już jako nastolatek był rozpustny, jako dorosły mężczyzna zaliczył więcej kobiet, niż potrafił spamiętać. Dlatego teraz ponosi całkowitą odpowiedzialność za wniesione w życie Julie zamieszanie, za jej pierwszy kontakt z seksem. Pozostało mu więc mieć nadzieję, że dziewczyna nie zajdzie w ciążę. Nie trzeba geniusza, by domyślić się, że córka pastora nie weźmie pod uwagę aborcji. Albo doświadczy publicznego upokorzenia, nosząc w sobie nieślubne dziecko, przeniesie się do innego miasta, by tam je urodzić, albo zmusi do uznania za swoje „prawie narzeczonego”.
Zack przypuszczał, że zastrzelą go w ciągu kilku dni, a może nawet godzin po opuszczeniu kryjówki. Teraz nie mógł odżałować, że nie stało się tak, zanim wsiadł do jej samochodu. Przed pójściem do więzienia nigdy nie brałby pod uwagę wciągania niewinnej osoby w swoje problemy, o terroryzowaniu bronią czy narażeniu na ciążę nawet nie wspominając. W więzieniu najwyraźniej stał się istotą ułomną, pozbawioną sumienia i zasad moralnych.
Nie, śmierć od kuli to za mało dla takiego jak on!
Zagłębił się w myślach i dopiero po dłuższej chwili dotarło do niego, że kobieta, którą trzyma w ramionach, płacze, a krople na piersi nie są jego potem, lecz jej łzami. Aż zaniemówił z wrażenia. Rozluźnił uścisk ramion i położył Julie na dywanie, ale ona wciąż tuliła się, kryła twarz na jego piersi.
Oparł się na łokciu i bezradny starał się ją pocieszyć, odsuwał zabłąkane pasemka włosów z jej mokrych policzków. By rozluźnić zduszone żalem gardło, przełknął ślinę.
– Julie – wyszeptał ochryple – gdybym mógł cofnąć to wszystko, co ci zrobiłem, uczyniłbym to. Do dzisiejszego wieczora moje postępki przynajmniej wynikały z rozpaczliwej konieczności, ale to… – Przerwał, by znów przełknąć ślinę. Niezgrabnie odsunął loczek z jej skroni. Twarz przyciskała do jego piersi i nie mógł dojrzeć jej reakcji, ale musiała słuchać, bo całkowicie znieruchomiała. – To, co przed chwilą zrobiłem – ciągnął – jest nie do wybaczenia. Można wytłumaczyć, ale usprawiedliwić się nie da. Nie możesz być tak naiwna, by nie wiedzieć, że pięć lat dla mężczyzny to szmat czasu, za długi okres na obywanie się bez… – Przerwał gwałtownie. Uświadomił sobie, że do krzywdy, jaką jej wyrządził, dodaje jeszcze obelgę – jego słowa zabrzmiały, jakby w tym stanie seksualnego głodu każda kobieta mogła go zadowolić. – Ale nie dlatego tak postąpiłem. To tylko część przyczyn mojego zachowania. Przede wszystkim od samego początku pragnąłem cię, odkąd… – Wstręt do samego siebie nie pozwolił mu dalej mówić.
– Mów dalej – powiedziała miękko Julie po długim milczeniu.
Spojrzał w dół, starając się zajrzeć w ocienioną twarz; na jego czole pojawiła się zmarszczka.
– Mówić dalej?
Skinęła głową; delikatnym policzkiem tuliła się do jego nagiego ciała.
– Tak. Właśnie miałeś przejść do tej dobrej części.
– Dobrej części? – powtórzył oszołomiony. Spojrzała na niego, a chociaż oczy wciąż miała wilgotne od łez, na twarzy ukazał się ujmujący uśmiech; serce Zacka zabiło żywiej.
– Zacząłeś nie najlepiej – szepnęła – mówiąc, że żałujesz tego, co zrobiliśmy. I jeszcze pogorszyłeś sprawę stwierdzeniem, że jestem naiwna, do tego dałeś do zrozumienia, że po pięciu latach abstynencji wystarczyłaby ci każda…
Patrzył na nią, ulga spłynęła na jego duszę niczym balsam. Wykręcił się tanim kosztem, ale skoro już, uchwycił się nieoczekiwanej szansy, niczym tonący powietrza.