Выбрать главу

Głos Zacka brzmiał równie nieugięcie, jak wyglądała jego postawa.

– Z mojej winy nosiłaś te same ciuchy przez całe trzy dni. Chciałem, byś włożyła coś innego, abym pozbył się wyrzutów sumienia, jakie ogarniają mnie za każdym razem, gdy popatrzę na twoje dżinsy. – Na wszelki wypadek wolał nie mówić, jak bardzo pragnął zobaczyć ją w czymś pięknym i eleganckim, godnym jej twarzy i figury. – Proszę, spójrz na mnie i pozwól wytłumaczyć.

Julie starczyłoby uporu i odwagi, by oprzeć się jego przekonującemu tonowi, ale zabrakło złości. Trudno było się z nim nie zgodzić, a bezsensowną kłótnią nie należało psuć tych wspólnych, pewnie ostatnich chwil.

– Nie znoszę, jak mnie ignorujesz i, jak teraz, patrzysz w podłogę – powiedział. – Sprawiasz, że czuję się wtedy, jakby mój głos liczył się tyle, ile karalucha kryjącego się przed nadepnięciem w szparze podłogi.

Julie zamierzała łaskawie unieść wzrok w chwili, którą wybierze sama. Ale nic z tego! Nie potrafiła oprzeć się porównaniu. Trzęsąc się ze śmiechu, opadła na poskładane na podłodze garderoby ubrania.

– Jesteś absolutnie niepoprawny. – Zachichotała i uniosła ku niemu pełne radości oczy.

– A ty wspaniała.

Serce Julie omal nie zatrzymało się na dźwięk powagi w jego głosie. Czyżby rzeczywiście tak uważał? Ale zaraz przyszła refleksja: przecież to aktor! Jeżeli uzna jego czułe słówka za wyznanie głębokiego uczucia, później w żaden sposób się nie pozbiera.

Więc milczała. Zack uśmiechnął się i skierował do sypialni. Przez ramię rzucił:

– Jeżeli dalej tego chcesz, włóżmy kurtki i wyjdźmy na dwór.

Popatrzyła z niedowierzaniem. Rozłożyła ramiona, demonstrując, co ma na sobie.

– Tak?! Zwariowałeś? Te kaszmirowe portki musiały kosztować… przynajmniej dwieście dolarów!

Zack zapamiętał niektóre rachunki Rachel, więc cenę oszacowałby raczej na jakieś sześćset, wolał jednak tego nie mówić. Tak bardzo chciał wyjść z nią na dwór, sprawić jej przyjemność! Wsparł ręce na jej ramionach, lekko nią potrząsnął i wypowiedział słowa, jakich wcześniej nie zamierzał:

– Julie, te ubrania należą do kobiety, która ma całe magazyny pięknych szatek i nawet nie zauważyłaby, gdybyś ponosiła kilka z nich… – Zanim skończył, już wiedział: tę uwagę mógł sobie darować! Julie, zaskoczona, szeroko otworzyła oczy, jej myśli gorączkowo pracowały.

– To znaczy, że znasz właścicieli tego domu. Znalazłeś się tu za ich zgodą? Czy wiesz, na jakie narażasz ich ryzyko? Ukrywanie zbiegłego więźnia…

– Przestań! – nakazał tonem o wiele gwałtowniejszym, niż zamierzał. – Nic takiego nie powiedziałem!

– Próbuję tylko zrozumieć…

– Do diabła, daj sobie z tym spokój! – Nie powinienem wyładowywać poczucia winy, pomyślał, na osobie, która dostała się w wir wydarzeń wbrew swej woli. Przesunął dłonią po włosach i powiedział, tym razem okazując więcej cierpliwości: – Postaram się wyjaśnić tę sprawę najlepiej, jak potrafię. I życzę sobie, byśmy potem nie wracali do tematu. – Spojrzeniem dała mu do zrozumienia, że jego zachowanie i ton oburzają ją i zaskakują, ale milczała. Wepchnęła ręce w kieszenie spodni, skrzyżowała nogi w kostkach i, oparta plecami o ścianę sypialni, patrzyła na niego z intensywnością, która każdego wyprowadziłaby z równowagi.

– Jak wrócisz do domu – zaczął – policjanci będą wypytywać cię o wszystko, co mówiłem i robiłem podczas wspólnego pobytu, by od ciebie wyciągnąć, kto pomagał mi przy ucieczce i jakie mam zamiary. Każą ci bez końca powtarzać twoją opowieść, aż tak cię skołują, że utracisz jasność myśli. Zrobią to w nadziei, że przypomnisz sobie o czymś pozornie bez znaczenia, ale dla nich istotnym. Jak długo będziesz mówić im prawdę – a tak właśnie radziłbym postąpić – nie musisz niczym się martwić. Ale jeżeli, próbując mnie osłaniać, coś przed nimi zataisz, to po przyłapaniu cię na kłamstwie rozszarpią na sztuki. Zaczną uważać cię za moją wspólniczkę od samego początku i stosownie do tego potraktują. Proszę tylko o jedno drobne, nieskomplikowane kłamstwo, które pomoże nam obojgu, a ciebie nie wpędzi w kłopoty. Poza tym niczego przed policją nie ukrywaj. Powiedz im wszystko. Nie wiesz o niczym, co mogłoby zaszkodzić mnie czy osobom zamieszanym w przygotowywanie ucieczki. I chcę, by tak pozostało dla mojego i twojego dobra – zakończył stanowczo. – Czy teraz rozumiesz, dlaczego nie chcę, byś za dużo wiedziała? – Zmarszczył brwi, bo zamiast przyznać mu rację, zadała pytanie.

– O jakie kłamstwo chodzi? – Rozluźnił się.

– Chcę, byś zeznała, że nie potrafisz wskazać miejsca, gdzie znajduje się ten dom. Powiesz im, że zawiązałem ci oczy po tym, jak na parkingu omal nie uciekłaś, i że przez pozostałą część drogi leżałaś na tylnym siedzeniu, więc nie mogłaś ponowić próby. To prawdopodobne i logiczne wyjaśnienie, więc je kupią. Będzie stanowić przeciwwagę opowieści tego przeklętego kierowcy ciężarówki o tym, co widział – jedynej podstawy do zakwestionowania twoich zeznań, podejrzewania cię o współudział. Za nic w świecie nie chciałbym prosić, byś dla mnie kłamała, ale to najlepszy sposób.

– A jeżeli odmówię?

W jednej chwili twarz Zacka przemieniła się w twardą, zaciętą maskę.

– To oczywiście zależy od ciebie – powiedział chłodnym, uprzejmym tonem.

Aż do chwili, kiedy pomyślał, że źle ulokował zaufanie, Julie nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo zmiękł względem niej od wczorajszego dnia. Żartobliwa nonszalancja przeplatająca się z czułością nie były pozą, która umożliwiałaby wygodne i miłe spędzenie czasu razem – w jakiejś części okazały się prawdziwe.

Odkrycie to było tak słodkie, że prawie nie zwróciła uwagi na dalsze jego słowa:

– Jeżeli postanowisz przekazać policji, gdzie znajduje się ten dom, byłbym wdzięczny, gdybyś nie zapomniała dodać, że nie miałem klucza i dopóki go nie znalazłem, zamierzałem się włamać. Jeżeli tego nie podkreślisz, właściciele domu, całkowicie nieświadomi pomocy w ucieczce, znajdą się w sieci takich samych niesprawiedliwych i upokarzających podejrzeń, w jakie zaplątałaś się ty z powodu zeznań kierowcy ciężarówki.

Martwi się o nich, nie o siebie, pomyślała. A to oznacza, że ich zna. Oczywiście musieli być jego przyjaciółmi…

– Zechciałabyś mi powiedzieć, co postanowiłaś? – zapytał tym swoim chłodnym, obojętnym tonem, którego nienawidziła. – A może chciałabyś się zastanowić?

W wieku jedenastu lat Julie przysięgła sobie, że już nigdy nie skłamie i przez następne piętnaście dotrzymała słowa. Ale teraz z czułością popatrzyła na mężczyznę, którego kochała, i powiedziała miękko:

– Uprę się, że miałam zawiązane oczy. Jak mogłeś pomyśleć inaczej?

Wyraz napięcia zniknął z jego twarzy i Julie odetchnęła z ulgą. Ale on, zamiast powiedzieć coś miłego, rzucił jej gniewne spojrzenie.

– Masz zaszczyt, Julie, być jedyną kobietą na świecie, której udaje się wprawić moje emocje w ruch tańczącego na sznurku u twojego palca jo-jo.

Julie zagryzła dolną wargę, by powstrzymać uśmiech. Działa na niego jak żadna inna, a to już coś! Nawet jeżeli nie jest tym zachwycony.

– Ja… przepraszam – rzekła nieśmiało i… nieszczerze.

Przejrzał ją na wylot.

– Akurat! – Ale nerwowość zniknęła z jego głosu, pojawiły się pierwsze nutki rozbawienia. – Nie udawaj, robisz, co możesz, żeby się nie roześmiać.

Omal nie zachichotała na widok jego zakłopotanej miny. Uniosła wskazujący palec i przyglądała mu się z uwagą, obracając w lewo i prawo.

– Wygląda całkiem zwyczajnie – zauważyła.

– Nie ma w tobie nic zwyczajnego, panno Mathison – powiedział głosem pełnym irytacji i rozbawienia równocześnie. – Niech Bóg weźmie w opiekę tego, kto się z tobą ożeni, bo biedak zestarzeje się i posiwieje o wiele za wcześnie!