– Jeżeli z jakiegoś powodu nie chcesz o tym rozmawiać… – starała się wczuć w jego nastrój -…to przecież nie musimy.
Zack wiedział, że opowie jej o wszystkim, ale wolał nie zastanawiać się, co go do tego popycha. Nigdy nie czuł potrzeby odpowiedzenia na te same pytania stawiane przez Rachel. Ani z nią, ani z nikim innym nie poruszał bolesnych dla niego spraw. Julie dała mu już tyle… winien jej wyjaśnienia. Objął ją; przytuliła się i ukryła twarz na jego piersi.
– Choć pytano mnie tysiące razy, z nikim o tym nie rozmawiałem. To niezbyt interesująca historia. Ale jeżeli coś w mojej opowieści cię zaskoczy, nie dziw się. Czuję niesmak, rozmawiając o tym po raz pierwszy od siedemnastu lat.
Julie milczała, oszołomiona i dumna, że właśnie jej Zack zamierza się zwierzyć.
– Gdy miałem dziesięć lat – zaczął – moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Bracia, siostra i ja zostaliśmy z dziadkami, ale i tak większość czasu spędzaliśmy w szkole z internatem. Dzieliły nas niewielkie różnice wieku, nie większe niż jeden rok; najstarszy Justin, potem ja, dalej Elizabeth i wreszcie Alex. Justin był… – Zack przerwał, bezskutecznie szukając właściwych słów -…wspaniałym żeglarzem i w odróżnieniu od innych starszych braci zawsze chętnie wszędzie brał mnie ze sobą. Dobry, łagodny… Gdy miał osiemnaście lat, popełnił samobójstwo.
– Mój Boże, dlaczego? – Przerażona Julie głęboko westchnęła.
Pierś Zacka falowała pod jej policzkiem, oddychał szybko.
– Był gejem. Nikt o tym nie wiedział. Mnie zwierzył się niecałą godzinę przed strzeleniem sobie w głowę.
– Czy nie mógł z kimś porozmawiać, otrzymać od rodziny psychicznego wsparcia? – zapytała drżącym głosem.
Zack roześmiał się krótko, zimno.
– Moja babka pochodziła z Harrisonów, długiej linii sztywniaków żyjących według niemożliwych do spełnienia wymagań wobec siebie i innych. Uznaliby Justina za zboczeńca, wybryk natury, bez skrupułów odcięliby się od niego, i to publicznie, gdyby natychmiast nie obrał drogi „normalności”. Natomiast Stanhope'owie to lekkoduchy – nieodpowiedzialni, czarujący, uwielbiający zabawę, i pełni słabości. Ale ich najbardziej charakterystyczna cecha, przekazywana, bez wyjątków, przez męską linię, to uganianie się za kobietami. Nieustannie. Ich rozpusta stała się legendą w tej części Pensylwanii – ze swej jurności byli niesłychanie dumni. Dziadek okazał się godnym kontynuatorem rodzinnej tradycji. Jestem pewien, że mężczyźni Kennedych nie umywali się do Stanhope'ow, gdy szło o ilość romansów. Najłagodniejszy przykład: na dwunaste urodziny, moi bracia i ja, otrzymywaliśmy od dziadka prezent – dziwkę. Wydawał małe przyjęcie w domu, a pani, którą wybrał, udawała się na górę z solenizantem.
– A co na to twoja babcia? – spytała Julie z niesmakiem. – Gdzie się wtedy podziewała?
– Była gdzieś w domu, ale nie mogła niczemu zaradzić, niczego zmienić. Więc trzymała głowę dumnie uniesioną i udawała, że o niczym nie wie. Z rozpustą dziadka radziła sobie w ten sam sposób. – Zack ucichł i Julie sądziła, że wyczerpał ten wątek, ale nie. – Dziadek umarł rok po Justinie, ale zdążył jeszcze zostawić żonie w spadku upokorzenie: leciał do Meksyku własnym samolotem, gdy się rozbił, okazało się, że towarzyszyła mu piękna modelka. Harrisonowie są właścicielami ridgemońskich gazet, więc babce udawało się utrzymać skandal w tajemnicy; ale i tak nie zdało się to na wiele, bo wiadomość przeciekła do prasy największych miast, nie wspominając już o radiu czy telewizji.
– Dlaczego, jeżeli jej nie kochał, zwyczajnie nie rozwiódł się?
– Zadałem mu to samo pytanie w lecie przed pójściem do Yale. Razem oblewaliśmy początek mojej uniwersyteckiej kariery u niego w gabinecie. Nie zbył mnie uwagą, bym zajął się własnymi sprawami. Wypił wystarczająco, by powiedzieć mi prawdę, a nie aż tak dużo, by gadać od rzeczy. – Zack sięgnął po szklankę z brandy. Wypił jednym haustem, jakby chciał zmyć przykry smak własnych słów, potem, nieobecny duchem, wbił wzrok w puste naczynie.
– Co ci powiedział? – przerwała milczenie.
Popatrzył, jakby na chwilę zapomniał o jej obecności.
– Usłyszałem, że babka jest jedyną kobietą, jaką kiedykolwiek kochał. Powszechnie sądzono, że ożenił się, by połączyć fortunę Harrisonów z tym, co jeszcze mu zostało, zwłaszcza że babkę trudno byłoby nazwać pięknością. Dziadek temu zaprzeczył i ja mu uwierzyłem. A babka z wiekiem stała się przystojną kobietą, o bardzo arystokratycznym wyglądzie.
Znów przerwał. Julie wtrąciła z oburzeniem:
– Jak mogłeś mu uwierzyć? Gdyby ją kochał, zachowywałby się inaczej.
Na ustach Zacka ukazał się ironiczny uśmiech.
– Inaczej mówiłabyś, gdybyś znała moją babkę. Nikt nie mógł sprostać jej wysokim standardom moralnym, a już najmniej ten bon vivant, mój dziadek. Przestał próbować zaraz po ślubie, po prostu zrezygnował. Dla babki istniał tylko Justin. Uwielbiała go. Widzisz – tłumaczył z nutką autentycznego rozbawienia w głosie – był jedynym mężczyzną w całej rodzinie przypominającym jej własną. Miał, jak ona, jasne włosy; był średniego wzrostu, nie jak my wszyscy wysoki, wyglądem uderzająco przypominał jej ojca. Cała reszta nas, łącznie z moim ojcem, odziedziczyła rysy Stanhope'ow i ich wzrost – zwłaszcza ja. Byłem jak chodząca kopia dziadka, co oczywiście całkowicie dyskwalifikowało mnie w oczach babki.
Julie pomyślała, że Zack z pewnością ocenia babkę niesprawiedliwie, ale wolała zachować tę myśl dla siebie.
– Jeżeli naprawdę tak bardzo kochała Justina, na pewno zrozumiałaby go, pomogła, gdyby zwierzył się jej, że jest gejem.
– Nigdy w życiu! Pogardzała każdą słabością! Jego wyznanie wstrząsnęłoby nią, oburzyło. – Popatrzył na Julie chłodno i dodał: – Najwyraźniej wyszła za mąż za niewłaściwego człowieka. Jak już wcześniej mówiłem, Stanhope'owie posiedli wszelkie możliwe słabości. Pili w nadmiarze, jeździli za szybko, trwonili majątki, a potem wżeniali się w rodziny, które mogły pomóc w odbudowaniu upadających fortun. Zabawa była ich głównym i chyba jedynym celem. Nigdy nie martwili się o jutro, nie troszczyli się o nikogo poza sobą – podobnie moi rodzice. Pędzili sto mil na godzinę po oblodzonej szosie. Posiadanie czwórki dzieci nie skłoniło ich do większej ostrożności.
– Czy Alex i Elizabeth są do nich podobni?
– Alex i Elizabeth mieli typowy dla naszej rodziny brak umiarkowania. – Odpowiedział rzeczowym, wypranym z emocji głosem. – W wieku szesnastu lat mieli już za sobą niejedno, a na pewno spore ilości narkotyków i alkoholu. Alex był dwa razy zatrzymany przez policję za prochy i hazard, i wypuszczony, oczywiście z czystą kartoteką. Gwoli sprawiedliwości należy przyznać, że nie było nikogo, kto mógłby wziąć ich w karby. Babka chętnie by tak postąpiła, ale dziadek o wzmożeniu dyscypliny nie chciał nawet słyszeć. W końcu wszyscy zostaliśmy uformowani na jego podobieństwo. A ona, nawet gdyby próbowała, niczego by nie zmieniła. W domu bywaliśmy jedynie gośćmi w czasie letnich wakacji. Dziadek życzył sobie, byśmy resztę roku spędzali w ekskluzywnych, prywatnych szkołach. A tam nikogo nie obchodziło, co robisz, dopóki jakąś większą wpadką nie naraziłeś ich na kłopoty.
– Chyba więc nie spełniali oczekiwań babki?
– Oczywiście, zresztą niechęć była wzajemna, możesz być pewna. Ale zawsze uważała, że mogliby wyjść na ludzi, gdyby w odpowiednim czasie poczuli twardą rękę.
Julie chłonęła każde słowo, od razu więc zauważyła zmianę w jego głosie. Chociaż wspominając o „słabościach” Stanhope'ow miał na myśli również siebie, w jego tonie wyczuła niesmak. Z mozaiki słów, a także domysłów, próbowała ułożyć obraz Zacka takiego, jaki wtedy był.