Выбрать главу

Kierowniczka kliniki ucieszyła się, że wreszcie może z kimś o tym porozmawiać. Pacjentka, o którą chodziło, była bardzo kłopotliwa; jej lekarz bał się, że zostanie przez nią porwany do sądu. Otóż pani Ryan wywodziła się z rodu irlandzkich katolików, zwolenników licznych rodzin, a co za tym idzie, nieprzejednanych przeciwników aborcji. Wrodzone wady, ich zdaniem, były wyrazem woli bożej. Jedna z sióstr pacjentki miała dziecko z zespołem Downa. Wszystko to sprawiło, że trzydziestosześcioletnia pani Ryan, matka piątki zdrowych dzieci, odmówiła zgody na wszelkie badania prenatalne. Problem został wykryty dopiero wtedy, gdy lekarz, zaniepokojony faktem, że nie może wymacać głowy dziecka, uparł się że zrobi ultrasonografie. Wynik badania był jednoznaczny.

Początkowo pani Ryan zareagowała na tę wiadomość z całkowitą obojętnością. Stwierdziła, że takie rzeczy się zdarzają i że urodzi jeszcze niejedno dziecko. Zamierzała poczekać do porodu, a potem żyć dalej.

Zdaniem Brittena najlepiej byłoby, gdyby zdecydowała się na aborcję. Jednak przepisy obowiązujące w stanie Nowy Jork zabraniały usuwania tak dalece zaawansowanej ciąży. Britten sprawdził dane na temat rodziny. Ryanowie łącznie zarabiali trzydzieści tysięcy dolarów rocznie, nie zaliczali się zatem do ludzi bogatych. W tych czasach pieniądze przemawiały do wszystkich; Hugh Britten postanowił więc przemówić niezwykle przekonująco.

Podając się za jednego z dyrektorów AmeriCare do spraw medycznych, zadzwonił do państwa Hyan, by powiadomić ich o rozterkach firmy. AmeriCare, powiedział, zrobi dla pani Ryan wszystko, co się da; miał na uwadze przede wszystkim jej dobro. Potem skłamał, twierdząc, że przedyskutował sytuację z jej ginekologiem. Razem uznali, że najkorzystniej będzie doprowadzić do natychmiastowego porodu. Nie, ciągnął, to nie aborcja. Pani Ryan była na to w zbyt zaawansowanej ciąży. Najlepszym rozwiązaniem będzie wywołanie porodu. Żeby choć trochę złagodzić ból państwa Ryan, firma gotowa jest wypłacić im pięć tysięcy dolarów, jeśli szybko podejmą decyzję. Obiecał, że zadzwoni znowu tego samego dnia.

Reakcja Ryanów była taka, jak należało oczekiwać. Skoro to nie aborcja, to oboje gotowi są postąpić zgodnie z zaleceniami lekarzy. Wiedzieli, że niezbadane są wyroki boskie. Co muszą zrobić, dokąd pójść i kiedy dostaną pieniądze? Britten powiedział, że da im znać.

Teraz musiał znaleźć odpowiednią osobę do tego zadania. Lekarza, który jest profesjonalistą i potrafi działać przy zachowaniu całkowitej dyskrecji.

Musiał to być ktoś, kto będzie potrafił utrzymać język za zębami, ktoś, kto ma wobec Brittena dług wdzięczności.

Pora skontaktować się z doktorem Schubertem.

Schubert nie miał już ochoty rozmawiać ze swoim łącznikiem z Ameri-Care – człowiekiem, który podrzucał mu kolejne pacjentki, który wyciągał go z finansowej opresji. Jak należało się spodziewać, usłyszawszy jego głos w słuchawce, był, delikatnie mówiąc, rozdrażniony.

– Doktorze Schubert, w czasie naszej ostatniej rozmowy trochę mnie poniosło – zaczął Britten. – Chciałbym skorzystać z okazji, by pana przeprosić. Wszyscy żyjemy w ciągłym stresie. Wie pan, przemyślałem to, co pan mówił.

Schubert słuchał tych słów z narastającą podejrzliwością. Wydawało się niemożliwe, by coś takiego mówił ten sam wunderkind z AmeriCare, z którym do tej pory miał do czynienia.

– Zaczyna pan rozumieć mój punkt widzenia?

– Do pewnego stopnia. Jeśli chodziło panu o to, że chce pan ograniczyć swoją działalność, to rozumiem doskonale. Teraz, kiedy dzięki panu program tak doskonale się rozwija, łatwe powinno być przerzucenie części obowiązków i dochodów na innych lekarzy. Oczywiście, nie będzie już tak, jak wtedy, kiedy miałem do czynienia tylko z panem. Poza tym nadal liczę na pana, jeśli chodzi o ogólny nadzór i kierownictwo. Jednak co się tyczy pańskich obowiązków, myślę, że możemy zacząć je przekazywać innym dostawcom.

– Rozumiem – powiedział Schubert, który tak naprawdę nic nie rozumiał. Britten był bezwzględny i z pewnością nie zrezygnowałby tak łatwo z dokonania zemsty. – A finanse…?

– Nadal będę oczekiwał od pana jak największej skuteczności. Jako dowód, że działam w dobrej wierze, proponuję, byśmy kontynuowali naszą współpracę na dotychczasowych warunkach.

– Jest pan bardzo hojny. – Zawiesił głos. – A co z moimi starymi aktami personalnymi?

– Kiedy wszystko zostanie załatwione, otrzyma pan ich oryginały. Na nic mi się już nie przydadzą. Jest jednak jeszcze jedna sprawa. Coś w rodzaju drobnej przysługi.

Zaczyna się, pomyślał Schubert.

– To znaczy…?

Britten pokrótce nakreślił swoje zamiary wobec pani Ryan. Mówił szybko, uprzedzając zastrzeżenia Schuberta. Kiedy wyczuł, że doktor zamierza odmówić, sięgnął po marchewkę.

– Proszę to uznać za nagrodę – stwierdził. – Na znak wdzięczności. – Pomoc Schuberta w tej sprawie miała być warta dziesięć tysięcy dolarów gotówką.

– To dużo pieniędzy – powiedział powoli Schubert. – Ale nie rozumiem, dlaczego pan się w to angażuje.

– To wewnętrzna sprawa AmeriCare – odparł wymijająco Britten. -Powiedzmy, że jest to ważne dla finansów firmy.

Tak jawne kłamstwo od razu wzbudziło podejrzenia Schuberta. Ugryzł się jednak w język i nic nie powiedział. To, o co prosił go ten człowiek, było niesłychane. Teoretycznie rzeczywiście można by to nazwać sztucznie wywołanym przedwczesnym porodem. Jednak wiele aspektów tej sprawy – jej tajność, wykonanie zabiegu w klinice zamiast w szpitalu, sfałszowanie dokumentów – było nielegalnych, a co najmniej półlegalnych. Co więcej, Schubert ani trochę nie ufał Brittenowi. Cóż z tego, skoro ten człowiek miał go w garści. A poza tym trudno było przepuścić okazję zarobienia takich pieniędzy.

Wbrew temu, co podpowiadał mu rozsądek, Arnold Schubert zgodził się.

Mimo niepokoju dręczącego jej matkę, Courtney Hartman, urodzona przed jedenastoma dniami, była silnym i pełnym życia dzieckiem. Pałaszowała odżywkę aż miło. Jak większość noworodków początkowo straciła trochę na wadze, ale miała tak dobry apetyt, że szybko przybył jej prawie cały kilogram. Większość nowoczesnych urządzeń, w które wyposażony był oddział intensywnej terapii noworodków, nie była jej już do niczego potrzebna.

Jej brat Benjamin wciąż jednak przeżywał trudne chwile. Był podłączony do wszystkich dostępnych urządzeń podtrzymujących życie. Nie przybierał na wadze. Blady i drobny, ważył około tysiąca gramów. Leczenie ciężkiego zakażenia paciorkowcem to długi i skomplikowany proces. Choć było jeszcze za wcześnie, by mieć co do tego absolutną pewność, stan chłopca ulegał jednak pewnej poprawie.

Ostatnie zdjęcia rentgenowskie wykazały, że jego drogi oddechowe zaczynają się udrażniać. Pozostały jeszcze ślady zapalenia płuc, ale były one mniej wyraźnie niż do tej pory. Ustawienia wentylatora zostały zmodyfikowane. Choć płuca dziecka były osłabione, wyglądało na to, że potrzeba im mniej tlenu niż do tej pory. Była to dobra wiadomość i pielęgniarki starały się zarazić swoim optymizmem Jennifer Hartman. Niestety, to im się nie udało.

Jennifer wciąż panicznie bała się o Benjamina, a także o Courtney, mimo że dziewczynka miała się świetnie. Wyobraźnia podsuwała młodej matce obraz złowrogiej chmury wiszącej nad oddziałem intensywnej terapii. Jennifer nie mogła odetchnąć, dopóki jej dzieci nie zostaną wypisane ze szpitala. Nie ją jedną dręczył taki strach. Od śmierci bliźniąt Nieves i publikacji artykułu na ten temat zaniepokojone matki i ojcowie bezustannie krążyli pod drzwiami oddziału. Rodzice mogli odwiedzać dzieci o każdej porze dnia i nocy, dlatego też korytarze na siódmym piętrze były bez przerwy wypełnione grupkami ludzi, przeżywających prawdziwe katusze.