Выбрать главу

Kolekcja Brittena była bardziej artystyczna niż anatomiczna. Szkielety wisiały w pozach przywodzących na myśl figury zatrzymane w tańcu. Wydawało się, że gdzieś w górze czuwa niewidzialny mistrz marionetek, który zaraz pociągnie za sznurki i rozpocznie makabryczne przedstawienie. Tym, co uderzyło Morgan w tej groteskowej wystawie, była anatomiczna osobliwość szkieletów.

Każdy kolejny eksponat wykazywał coraz więcej oznak wadliwego rozwoju czy deformacji. Dwa karły były sczepione ze sobą jak podpórki na książki. Przypomniawszy sobie zajęcia z embriologii, Morgan rozpoznała, że krzywe nogi i wystające piszczele następnego szkieletu są efektem krzywicy. Inny miał zniekształconą w wyniku syfilisu czaszkę, która wydawała się dziwnie kwadratowa. Głowy kilku okazów były rozdęte i kruche – objaw wodogłowia. Wystawa ta mogłaby z powodzeniem znaleźć się w cyrku P.T. Barnuma. Morgan pokręciła głową z niedowierzaniem. Nie pojmowała, jak ktoś mógł się szczycić posiadaniem tak makabrycznej kolekcji.

– Jeszcze nigdy nie widziałaś czegoś takiego, prawda? – spytał Britten, rozpływając się w uśmiechu.

– Nie – odparła, zbyt wstrząśnięta, by oddać słowami swoje uczucia. -Czy to wszystko, czy masz tego więcej?

– Na razie wszystko. W tej chwili próbuję zdobyć anencefalika.

– Ale po co, Hugh? Co ci to daje?

– Nie uważasz, że to inspirujące, a nawet metafizyczne?

– Dla mnie – powiedziała Morgan – to kolekcja ludzkiego cierpienia.

– Nonsens! – prychnął Britten. – Taki zbiór jak ten nie ma nic wspólnego z cierpieniem! Moim zdaniem wszystko, co tu zgromadziłem, daje nam poczucie więzi z naszym człowieczeństwem. Na przykład wystarczyłoby, żeby kawałek jednego z naszych chromosomów znalazł się w nieodpowiednim miejscu albo żeby nasze matki zjadły coś zamiast czegoś innego – powiedział, wskazując szerokim gestem ścianę – a ty i ja moglibyśmy sami tu trafić! Te eksponaty przypominają nam, kim w rzeczywistości jesteśmy, Morgan, i czym czasami się stajemy. To ogniwo łączące nas z przeszłością, z historią ewolucji człowieka. Takie deformacje ukazujące tylko nasze ograniczenia, ale także ogromny potencjał, nie sądzisz?

Morgan uważała jego argument za równie groteskowy jak cała ta kolekcja. Ten zawiły sposób rozumowania, w którym logika przeplatała się z szaleństwem, w pełni pasował do tego człowieka. Zdawała sobie jednak sprawę, że to nie jest właściwa pora, by zwracać mu uwagę, iż jego hobby jest wytworem chorego umysłu.

– Czemu mi to wszystko pokazujesz?

Britten podszedł do niej z obrzydliwie słodkim uśmiechem i wziął ją za ręce.

– Bo, moja najdroższa Morgan, chcę się tym wszystkim z tobą podzielić. Jesteś pierwszą osobą, która widziała całą moją kolekcję. Nie chcę mieć przed tobą żadnych tajemnic. Skoro mamy być razem, pragnę, żebyś wiedziała o mnie wszystko. I stała się częścią mojego życia.

Z wyrazem infantylnego rozmarzenia na twarzy Britten przyciągnął Morgan do siebie.

Odepchnęła go z obrzydzeniem.

– Przestań! Mówiłeś o kilku minutach, czas minął. Odwieź mnie do domu. Britten przytrzymał ją za nadgarstek,

– Sama nie wiesz, co mówisz. Czy nie wyrażałem się jasno? Chcę, żebyśmy byli partnerami, w tym i we wszystkim!

– Jesteś chory! – Wyrwała rękę z jego uścisku i poszła szybkim krokiem w głąb krętego korytarza. – Zamówię taksówkę.

Britten ruszył za nią, wołając, by zaczekała. Morgan zerwała się do biegu. Na samą myśl, że mógłby ją dotykać, czuła głęboką odrazę. Ten człowiek był nie tylko odpychający, ale i niezrównoważony psychicznie. Musiała stąd uciec.

Biegnąc krętym korytarzem, wpadła na szkielety bliźniąt syjamskich. Runęły z hukiem na podłogę i łącząca je kość biodrowa pękła na pół. Dalej były jakieś drzwi. W chwili, gdy Morgan chwyciła klamkę, Britten złapał ją za ramiona.

– Na litość boską, poczekaj!

Ale Morgan wyrwała mu się i wpadła do następnego pomieszczenia, rozpaczliwie pragnąc uciec od tego człowieka i jego obrzydliwej kolekcji.

– Nic nie rozumiesz! – krzyczał Britten.

Morgan doskonale wszystko rozumiała. Britten, geniusz czy szarlatan, był zadurzonym w niej psychopatą. Pragnął ją zdobyć, perswazją czy siłą, jak kolejny okaz do swojej chorej kolekcji.

Britten skoczył na nią, pragnąc ją powstrzymać, przemówić jej do rozsądku. Morgan wykonała zwinny unik. Jej prześladowca stracił równowagę i rąbnął głową w metalowe biurko. Osunął się bezwładnie na podłogę, jakby uszło z niego powietrze.

Słysząc odgłos padającego ciała Morgan zatrzymała się w pół kroku. Obejrzała się i zobaczyła leżącego nieruchomo Brittena. Z głębokiej rany na czole płynęła krew, zalewająca mu oko. Pierś nieprzytomnego unosiła się i opadała w głębokim oddechu.

Chciała uciekać, ale obudził się w niej lekarz. Po chwili wahania, uklękła i obejrzała ranę Brittena. Rozcięcie wyglądało poważnie, ale kość była cała. Morgan wzięła z biurka serwetkę i przycisnęła ją do rany. Krwotok ustał tylko na chwilę. Prawdopodobnie bez szwów się nie obejdzie. Sprawdziła puls na szyi Brittena; był mocny i równy. Wstała. Wszystko wskazywało na to, że oprócz głębokiego rozcięcia i lekkiego wstrząsu mózgu nic mu nie jest.

Morgan podniosła słuchawkę i zadzwoniła po pogotowie. Britten powinien trafić do szpitala. Kiedy rozmawiała z telefonistką, jej wzrok padł na jakieś papiery leżące na biurku. Po chwili zorientowała się, czemu wyglądają tak znajomo, i przeszył ją przenikliwy chłód.

Odłożyła słuchawkę i wzięła papiery do ręki. Były to kopie danych, które Morgan ściągnęła z komputera, informacje na temat oszczędności poczynionych ostatnio przez AmeriCare. Albo Britten znał hasło, jakim się posługiwała, i dostał się do jej komputera, albo włamał się do jej gabinetu. Obserwował ją i prawdopodobnie wiedział o wszystkim, co robiła.

Morgan poczuła się, jakby ktoś pogwałcił jej prywatność. Zadzwoniła po taksówkę, wyniknęła się z domu Brittena i uciekła.

ROZDZIAŁ 13

Morgan nie chciała być sama. Przed oczami miała makabryczne szkielety, pląsające jak marionetki z najgorszego koszmaru. Niepewna, dokąd pojechać o tak późnej porze, w końcu podała kierowcy adres Brada.

Kiedy dotarła na miejsce, była pierwsza w nocy. Wiedziała, że podejmuje ryzyko. Jej pierwsze spotkania z Bradem były tak przesycone wzajemną niechęcią, że w tamtym okresie za nic w świecie nie zwróciłaby się do niego o pomoc. Jednak w tej chwili widziała w nim człowieka, na którym można polegać. Oby tylko nie miał jej za złe tego, że zjawia się u niego o tak późnej porze.

Nie miał. Kiedy zobaczył przerażoną minę Morgan, odruchowo objął ją i delikatnie poprowadził do mieszkania.

– Co się stało? – spytał, przekonany, że coś złego musiało spotkać jej siostrę albo któreś z dzieci.

Morgan niechętnie wyrwała się z jego ramion i padła na stojącą obok kanapę. Dopiero teraz, kiedy czuła się bezpieczna, dotarło do niej, co przeżyła w domu Brittena. Jej zaciśnięte wargi wykrzywiły się w dół, a wstrzymywane do tej pory łzy popłynęły szerokim strumieniem po twarzy, rozmazując makijaż.

Morgan opowiedziała Bradowi o wszystkim, od zawoalowanych gróźb Brittena, dotyczących jej posady, aż po rozmowę z Janice na temat molestowania seksualnego. Opisała przerażającą kolekcję szkieletów i mrzonki Brittena o jego wspólnej z nią, Morgan, przyszłości. Brad trzymał ją za rękę i słuchał, nie przerywając. Kiedy skończyła, otarła oczy, a on delikatnie pogładził ją po włosach.

– Wiedziałem, że coś jest z nim nie w porządku – powiedział ze złością – ale nie domyślałem się, że aż tak.

– Myślisz, że powinnam zadzwonić na policję?

– Skoro nie zamierzasz oskarżyć go o molestowanie, to niewiele ci to pomoże. Poza tym, co byś powiedziała? Że facet próbował cię złapać, upadł i uderzył się w głowę? Że ściągnął pliki z twojego komputera? Zresztą nie wiadomo, jak by zareagował, gdybyś wmieszała w to policję.