– Wiesz, zbyt często widzę sińce pod twymi oczami. – Przeciągnął po nich kciukiem. – Nie chcę być odpowiedzialny za te, które teraz widzę.
– Sama jestem za nie odpowiedzialna.
– I nie mam nic wspólnego z tym, że grozi ci utrata pracy? Przeklęty Feeney, pomyślała z wściekłością.
– Sama podejmuję decyzje. Sama ponoszę konsekwencje. Nie tym razem, pomyślał.
– Następnego dnia po naszym spotkaniu zadzwoniłem do ciebie wieczorem. Widziałem, że się czymś martwisz, ale nie chciałaś o tym rozmawiać. Feeney dokładnie mi wyjaśnił, dlaczego byłaś zdenerwowana tamtej nocy. Twój rozwścieczony przyjaciel chciał mi odpłacić za to, że cię unieszczęśliwiłem. I zrobił to.
– Feeney nie miał prawa…
– Pewnie nie. Nie musiałby tego robić, gdybyś mi zaufała. – Ujął ją za obie ręce, gdy poruszyła się gwałtownie. – Nie odwracaj się ode mnie – ostrzegł ją cicho. – Jesteś dobra w odgradzaniu się od ludzi, Ewo. Ale ze mną ci to nie wyjdzie.
– A czego się spodziewałeś? Że przyjdę do ciebie, płacząc: „Roarke, uwiodłeś mnie, a teraz mam kłopoty. Pomóż mi.” Do diabła z tym! Nie uwiodłeś mnie. Poszłam z tobą do łóżka, ponieważ tego chciałam. Chciałam tego na tyle mocno, by nie myśleć o etyce zawodowej. Dostałam za to po głowie, ale jakoś sobie radzę. Nie potrzebuję pomocy.
– Z pewnością jej nie chcesz.
– Nie potrzebuję. – Nie chciała szarpać się z nim, więc stała nieruchomo. – Komendant ucieszył się, że nie jesteś zamieszany w te morderstwa. Jesteś czysty, więc wydziałowi nie pozostaje nic innego, jak tylko uznać to oficjalnie za błąd w ocenie, a zatem ja też jestem czysta. Gdybym się pomyliła co do ciebie, inaczej by to wyglądało.
– Gdybyś się pomyliła, kosztowałoby cię to odznakę.
– Tak. Straciłabym odznakę. Zasłużyłabym na to. Ale tak się nie stało, więc sprawa skończona. Idź sobie.
– Naprawdę myślisz, że odejdę?
Słysząc cichą, łagodną nutę w jego głosie, poczuła, że jej wola słabnie.
– Nie mogę sobie na ciebie pozwolić, Roarke. Nie mogę sobie pozwolić na zaangażowanie uczuciowe.
Zrobił krok do przodu, położył ręce na oparciu kanapy, pozbawiając Ewę możliwości ruchu.
– Ja też nie mogę sobie na ciebie pozwolić. To chyba nie ma znaczenia.
– Słuchaj…
– Przykro mi, że cię zraniłem – powiedział cicho. – Bardzo mi przykro, że ci nie ufałem i oskarżyłem cię o to, że mi nie ufasz.
– Nie oczekiwałam, że będziesz myślał inaczej. Że będziesz zachowywał się inaczej.
To zabolało go bardziej niż policzek.
– Nie. Za to też cię przepraszam. Wiele dla mnie ryzykowałaś. Dlaczego?
Nie było łatwych odpowiedzi.
– Wierzyłam ci. Przycisnął usta do jej czoła.
– Dziękuję.
– Rozsądek tak nakazywał – zaczęła, oddychając z drżeniem, gdy dotknął ustami jej policzka.
– Zostanę z tobą na noc. Chcę zobaczyć, że śpisz.
– Seks jako środek uspokajający?
Zmarszczył brwi, lecz przesunął delikatnie wargami po jej ustach.
– Jeśli chcesz. – Podniósł ją i obrócił w koło. – Zobaczmy, czy uda nam się znaleźć właściwą dawkę.
Później przyglądał się jej w przyciemnionym świetle. Spała na brzuchu, rozciągnięta bezładnie ze zmęczenia. Z przyjemnością przesunął ręką po jej plecach – gładkiej skórze, drobnych kościach, mocnych mięśniach. Nie poruszyła się.
Z ciekawością przeczesał palcami jej włosy. Grube niczym futro norek, o odcieniu wystałej brandy i starego złota, źle podcięte. Uśmiechnął się, gdy przesunął palcami po jej ustach. Pełnych, twardych, żarliwych.
Choć dziwił się, że zdołał jej dostarczyć jeszcze większych doznań niż poprzednim razem, świadomość, że i on bezwiednie zapamiętał się w miłości, przygniatała go.
Ciekaw był, jak daleko jeszcze się posuną.
Wiedział, że przeżył wewnętrzne rozdarcie, kiedy uwierzył, iż uznała go za winnego. Poczucie zdrady i rozczarowania było ogromne, osłabiające, było czymś, czego nie odczuwał już od wielu lat.
Przypomniała mu o jego słabości, którą, jak sądził, już dawno zwalczył. Mogła go zranić. Mogli się nawzajem zranić. Będzie musiał gruntownie to rozważyć.
Lecz w tej chwili najbardziej palącą kwestią było znalezienie odpowiedzi na pytanie, kto chciał zranić ich oboje. I dlaczego.
Wciąż rozmyślając nad tą sprawą, wziął ją za rękę, splótł pałce z jej palcami i zasnął razem z nią.
15
Odszedł, kiedy się obudziła. Tak było lepiej. Poranki pociągające za sobą konieczność okazywania niedbałej zażyłości wprawiały ją w zdenerwowanie. Już i tak była bardziej związana z nim niż z jakimkolwiek innym mężczyzną. Łącząca ich więź była tak silna, że mogła przetrwać przez resztę życia.
Wzięła szybki prysznic, owinęła się ręcznikiem, po czym weszła do kuchni. Zastała tam Roarke'a, który w spodniach i rozpiętej koszuli przeglądał poranną gazetę na monitorze.
– Co robisz?
– Hę? – Podniósł wzrok, wyciągnął za siebie rękę, by otworzyć automatycznego kuchmistrza. – Przygotowuję ci kawę.
– Przygotowujesz mi kawę?
– Usłyszałem, że kręcisz się po mieszkaniu. – Wyjął filiżanki i trzymając je w rękach, podszedł do Ewy, która wciąż stała w drzwiach. – Za rzadko to robisz.
– Za rzadko kręcę się po domu?
– Nie. – Zachichotał i dotknął ustami jej ust. – Uśmiechasz się do mnie. Po prostu uśmiechasz się do mnie.
Uśmiechała się? Nie zdawała sobie z tego sprawy.
– Myślałam, że wyszedłeś. – Okrążyła mały stolik i zerknęła na monitor. – Wiadomości z giełdy. Naturalnie. Musiałeś wcześnie wstać.
– Miałem parę telefonów do załatwienia. – Z przyjemnością obserwował, jak przeczesuje palcami mokre włosy. Nerwowy, na pewno mimowolny odruch. Podniósł przenośne łącze, które zostawił na stole, i wsunął je z powrotem do kieszeni. – Zaplanowano konferencję telefoniczną ze stacją na piątą rano naszego czasu.
– Och! – Wypiła łyk kawy, zastanawiając się, jak do tej pory żyła bez pobudzania się z rana kofeiną. – Wiem, jak ważne są te spotkania. Przykro mi.
– Udało się nam uzgodnić większość szczegółów. Resztą mogę zająć się stąd.
– Nie wracasz tam?
– Nie.
Odwróciła się do automatycznego kuchmistrza, próbując coś wybrać ze swego raczej ograniczonego menu.
– Prawie wszystko się skończyło. Chcesz bajgla czy coś innego?
– Ewo. – Roarke odstawił swoją filiżankę i położył jej ręce na ramionach. – Dlaczego nie chcesz mi powiedzieć, że cieszysz się, iż zostaję?
– Masz dobre alibi. To nie moja sprawa, czy… – Przerwała, kiedy odwrócił ją do siebie. Był zły. Widziała to w jego oczach i była przygotowana na kłótnię. Nie była przygotowana na pocałunek, na to, że jego usta obejmą mocno jej wargi, że serce podskoczy jej w piersiach.
Więc pozwoliła, by ją objął, by jej głowa wtuliła się we wgłębienie w jego ramieniu.
– Nie wiem, jak się z tym uporać – mruknęła. – To sytuacja nie mająca precedensu. Potrzebne mi reguły, Roarke. Ścisłe reguły.
– Nie jestem sprawą, którą musisz rozwiązać.
– Nie wiem, kim jesteś. Lecz wiem, że to dzieje się zbyt szybko. To nawet nie powinno się rozpocząć. Nie powinnam była zaczynać z tobą.
Odsunął ją od siebie, by przyjrzeć się jej twarzy.
– Dlaczego?
– To skomplikowane. Muszę się ubrać. Muszę iść do pracy.
– Daj mi coś. – Jego palce zacisnęły się na jej ramionach. – Ja też nie wiem, kim jesteś.
– Jestem gliną – przyznała się. – I nikim więcej. Mam trzydzieści lat i przez całe życie byłam blisko tylko z dwojgiem ludzi. I nawet przy nich łatwo jest mi się powstrzymać.