Выбрать главу

– Uśmiechnęła się, kiedy odskoczył jak oparzony. – A to zasmuciłoby nas oboje. – Rozbawiona pogłaskała go po twarzy. – Ale dzięki za propozycję.

Drapiąc się po policzku, odprowadził ją do drzwi.

– Ewo?

Zatrzymała się z ręką na gałce i zerknęła na niego przez ramię.

– Tak?

– Abstrahując od łapówki, gdybyś zmieniła zdanie, chętnie się z tobą spotkam.

– Dam ci znać. – Zamknęła drzwi i ruszyła w stronę windy. Charlesowi Monroe, pomyślała, nie byłoby trudno wymknąć się ze swojego mieszkania, pozostawiając w nim śpiącą klientkę i złożyć wizytę Sharon. Szybki seks, szybkie morderstwo…

Zadumana wsiadła do windy.

Jako mieszkaniec tego budynku nie miałby trudności z dostaniem się do systemów zabezpieczających. Mógłby spreparować dyskietki, a potem wrócić do łóżka, w którym spała jego klientka.

Szkoda, że ten scenariusz jest możliwy do przyjęcia, pomyślała wychodząc do hallu. Polubiła Charlesa Monroe, ale dopóki nie sprawdzi dokładnie jego alibi, będzie pierwszy na jej krótkiej liście podejrzanych.

3

Ewa nienawidziła pogrzebów. Czuła wstręt do sposobu w jaki ludzie celebrowali śmierć. Kwiaty, muzyka, nie kończące się mowy i płacze.

Może Bóg istnieje. Nie wykluczała takiej ewentualności. A jeśli istnieje, pomyślała, to musi się śmiać ze stworzonych przez siebie bezsensownych rytuałów.

Mimo to pojechała do Wirginii, aby wziąć udział w pogrzebie Sharon DeBlass. Chciała zobaczyć zgromadzonych w jednym miejscu członków rodziny i przyjaciół zmarłej, by dokładnie im się przyjrzeć i wyrobić sobie zdanie na ich temat.

Senator stał z ponurą twarzą i suchymi oczami, a jego cień – Rockman – w ławce za nim. Miejsca z lewej strony DeBlassa zajmowali jego syn i synowa.

Rodzice Sharon byli młodymi, atrakcyjnymi ludźmi, wziętymi adwokatami, którzy prowadzili własną firmę prawniczą.

Richard DeBlass stał z pochyloną głową, opuszczonymi oczami, niczym bardziej wymuskana i jakby mniej dynamiczna wersja swego ojca. Czy to przypadek, zastanowiła się Ewa, czy też zostało ustalone, że Richard będzie stał w równej odległości między ojcem a żoną?

Elizabeth Barrister wyglądała skromnie i elegancko w ciemnym kostiumie; jej falujące mahoniowe włosy lśniły, sylwetka była wyprostowana. Ewa zauważyła, że do zaczerwienionych oczu wciąż napływały łzy.

Co czuje matka, przez całe życie zastanawiała się Ewa, kiedy straci dziecko?

Senator DeBlass miał także córkę, i to ona właśnie zajmowała miejsce po jego prawej stronie. Senator Catherine DeBlass poszła w ślady ojca i poświęciła się polityce. Przerażająco chuda, stała wyprostowana po wojskowemu, a jej osłonięte czarną sukienką ramiona wyglądały jak małe kruche gałązki. Stojący obok niej mąż, Justin Summit, wpatrywał się w okrytą różami błyszczącą trumnę, którą umieszczono na przedzie kościoła. U jego boku ich syn Franklin, który wciąż był w tym okresie dorastania, kiedy młodzieniec włóczy się z całą bandą, wiercił się niespokojnie.

Przy końcu ławki, jakby z dala od reszty rodziny, stała żona DeBlassa, Anna.

Nie wierciła się ani nie płakała. Ewa nie zauważyła, żeby choć raz zerknęła na obsypaną kwiatami skrzynię, która kryła zwłoki jej jedynej wnuczki.

Oczywiście, byli też inni żałobnicy. Rodzice Elizabeth stali razem, trzymając się za ręce i głośno płacząc. Krewni, znajomi i przyjaciele przykładali chusteczki do oczu albo po prostu rozglądali się dokoła z zaciekawieniem lub przerażeniem. Prezydent przysłał swego przedstawiciela, a kościół był bardziej nabity politykami niż senacka restauracja.

Chociaż było tam ponad dwieście twarzy, Ewa bez trudu dostrzegła w tłumie Roarke'a. Stał w ławce razem z innymi, ale łatwo zorientowała się, że jest typem samotnika. Mogłoby być dziesięć tysięcy ludzi w budynku, a on i tak trzymałby się od nich z dala.

Jego interesująca twarz nie wyrażała żadnych uczuć: ani poczucia winy, ani żalu, ani zainteresowania tym, co się dzieje. Równie dobrze mógłby oglądać jakąś kiepską sztukę. Ewa pomyślała, że to chyba najlepsze określenie pogrzebu.

Ludzie odwracali głowy w jego stronę, by rzucić mu szybkie spojrzenie, albo – jak w przypadku zgrabnej brunetki – jawnie go kokietować. Roarke lekceważył jednych i drugich.

Na pierwszy rzut oka wydał się jej zimnym, niedostępnym niczym twierdza człowiekiem, który ma się na baczności przed wszystkim i wszystkimi. Ale musiał mieć jakąś pasję. Do zbicia takiej fortuny w tak młodym wieku trzeba czegoś więcej niż dyscypliny wewnętrznej i inteligencji. Trzeba ambicji, a zdaniem Ewy, ambicja łatwo roznieca płomień w sercu.

Patrzył przed siebie, gdy zaintonowano pieśń pogrzebową, po czym bez ostrzeżenia odwrócił głowę i spojrzał przez nawę do tyłu, prosto w oczy Ewy, która siedziała pięć ławek za nim.

Zadziwiające, że musiała bardzo nad sobą panować, by wytrzymać jego niespodziewane i władcze spojrzenie. Siłą woli powstrzymała się przed mrugnięciem czy odwróceniem wzroku. Przez chwilę patrzyli na siebie. Potem zostali zasłonięci przez żałobników, którzy zaczęli opuszczać kościół.

Kiedy Ewa weszła do nawy, by go poszukać, nie było już po nim śladu.

Włączyła się w sznur samochodów i limuzyn jadących na cmentarz. Karawan i pojazdy z rodziną leciały uroczyście nad nimi. Tylko wyjątkowi bogacze mogli sobie pozwolić na pogrzeb. Jedynie obsesyjni tradycjonaliści nadal składali w grobie zwłoki bliskich im osób.

Pukając palcami w kierownicę zaczęła nagrywać swoje spostrzeżenia na magnetofon. Kiedy doszła do Roarke'a, zawahała się i jeszcze mocniej ściągnęła brwi.

– Dlaczego zadał sobie tyle trudu, by przyjechać na pogrzeb przypadkowej znajomej? – Mruknęła do magnetofonu, który miała w kieszeni. – Zgodnie z danymi, poznali się dopiero niedawno i byli tylko na jednej randce. Jego postępowanie wydaje się niekonsekwentne i niejasne.

Przeszedł ją dreszcz i przejeżdżając przez łukowatą bramę cmentarza ucieszyła się, że jest sama w samochodzie. Uważała, że prawo powinno zabraniać wkładania kogokolwiek do dziury w ziemi.

Dużo słów i płaczu, mnóstwo kwiatów. Słońce lśniło jak miecz, ale w powietrzu czuło się przejmujący chłód. Kiedy podeszła do grobu, wsunęła ręce do kieszeni. Znowu zapomniała rękawiczek. Długi ciemny płaszcz, w którym przyjechała, był pożyczony. Pod spodem miała swój jedyny szary kostium z wiszącym na jednej nitce guzikiem, który zdawał się błagać, by go wreszcie przyszyła. Kozaczki były wykonane z bardzo cienkiej skórki i stopy Ewy powoli zamieniały się w dwie bryłki lodu.

Była tak zziębnięta, że nie myślała o nieszczęściu, z jakim kojarzył się widok nagrobka, nie czuła zapachu świeżo wykopanej ziemi. Uzbroiwszy się w cierpliwość, poczekała, dopóki nie przebrzmiało ostatnie żałobne słowo o nieśmiertelności duszy, po czym podeszła do senatora.

– Wyrazy współczucia dla pana i całej rodziny, senatorze DeBlass. Rzucił jej twarde i ostre spojrzenie.

– Niech pani sobie oszczędzi współczucia, pani porucznik. Chcę sprawiedliwości.

– Ja też. Pani DeBlass… – Ewa podała rękę żonie senatora i wydało się jej, że jej palce ściskają wiązkę kruchych gałązek.

– Dziękuję, że pani przyszła.

Ewa skinęła głową. Wystarczyło jej jedno spojrzenie, by się zorientować, że Anna DeBlass panuje nad sobą dzięki dużej dawce środków uspokajających. Przesunęła wzrokiem po twarzy Ewy i popatrzyła ponad jej ramieniem.

– Dziękuję, że pani przyszła – powiedziała dokładnie tym samym bezbarwnym tonem do następnej osoby, która złożyła jej kondolencje.

Zanim Ewa zdążyła znowu się odezwać, ktoś ścisnął ją za rękę. Zobaczyła Rockmana, który uśmiechnął się do niej z powagą.