– To śmieszne. Jak możesz mówić, że mnie nie obchodzisz? Przecież właśnie dlatego, że mnie obchodzisz, chcę, żebyś zostawiła Biuro.
– Gdybym cię naprawdę obchodziła, rozumiałbyś, że ta praca jest dla mnie bardzo ważna. Ale ty bardziej się martwisz o swój wizerunek. Dlatego nie chcesz, żebym pracowała w terenie. Chcesz chwalić się swoim kolegom i wspólnikom, że mam jakieś ważne stanowisko w FBI, że jestem jakąś szychą, ważnym oficerem, sekretarzem. Chcesz, żebym nosiła seksowne małe czarne na twoich prawniczych przyjątkach, żebyś mógł się mną pochwalić, a moje obrzydliwe blizny zupełnie nie pasują do tego scenariusza. Ale to jestem ja, Greg – oświadczyła z rękami na biodrach, nie przejmując się dreszczami, które ogarnęły jej nagie ciało. – Taka właśnie jestem. Może po prostu już nie pasuję do twojego stylu życia.
Potrząsnął głową jak ojciec zniecierpliwiony błądzącym dzieckiem. Sięgnęła po zgnieciony szlafrok i zakryła nim piersi, jakby odkryła przed nim dużo więcej niż swoją fizyczną nagość.
– Dziękuję, że przywiozłeś moje rzeczy – powiedziała cicho i spokojnie. – A teraz proszę cię, żebyś wyszedł.
– Świetnie. – Wcisnął ręce do rękawów płaszcza. – Może zjemy razem lunch, jak ochłoniesz?
– Nie, chcę, żebyś wrócił do domu.
Patrzył na nią. Jego szare oczy lodowaciały, ściągnięte wargi sztywniały, zatrzymując rozjuszone słowa. Czekała na kolejny atak, ale on tylko odwrócił się na swoich kosztownych skórzanych obcasach i wymaszerował.
Maggie upadła na łóżko. Ból w boku nie był jedyną przyczyną, że czuła się tak wyczerpana. Ledwo usłyszała pukanie do drzwi, ale na wszelki wypadek przygotowała się na atak Grega. Zamiast niego wszedł Nick, rzucił na nią okiem i rozejrzał się.
– Przepraszam, ale nie wiedziałem, że jesteś nieubrana.
Zerknęła w dół, dopiero teraz uświadamiając sobie, że ma na sobie tylko majtki i cienki szlafrok byle jak przyciśnięty do piersi, ledwie co zakrywający. Spojrzała na Nicka, upewniając się, że nie patrzy, i chwyciła biustonosz.
– To ja powinnam przeprosić – powiedziała sarkastycznie niczym Greg. – Zdaje się, że moje ciało odpycha wszystkich mężczyzn.
Sięgnęła po bluzkę leżącą na stosie rzeczy, ubrała się, i zobaczyła, że włożyła ją na odwrót. Podjęła kolejną próbę.
Nick zerknął przez ramię i czym prędzej wrócił do poprzedniej pozycji.
– Jezu, Maggie, powinnaś już wiedzieć, że mnie to nie dotyczy. Od wielu dni staram się znaleźć w tobie coś, co by mnie nie podniecało.
W jego słowach pobrzmiewał cudowny śmiech. Zrobiło jej się gorąco, nie mogła się zapiąć. Patrzyła na plecy Nicka i zastanawiała się, jakim cudem czuje się przy nim taka zmysłowa, taka pełna życia.
– W każdym razie nie miałem zamiaru się narzucać – mówił dalej – ale jest mały problem z doprowadzeniem księdza Kellera na przesłuchanie.
– Wiem, wiem. Nie mamy dość dowodów.
– Nie, to nie to. – Sprawdził, czy może się już odwrócić. Maggie miała w połowie wciągnięte spodnie, wrócił więc wzrokiem do drzwi, a ona się uśmiechnęła. W końcu widział ją już i bez tego. Pamiętała dotąd futbolowy podkoszulek i jego miękki, wygodny szlafrok.
– Jeśli nie chodzi o dowody, to o co? – spytała.
– Dzwoniłem właśnie na plebanię i rozmawiałem z gospodynią. To nie wygląda dobrze. Keller wyjechał, Ray Howard także.
ROZDZIAŁ SETNY
Gdy wysiedli z windy, Timmy zauważył tabliczkę, na której było napisane: „Wstęp tylko dla personelu”. Ksiądz Keller widocznie tego nie zauważył. Pewnym krokiem szedł korytarzem, jakby był tam już wcześniej wiele razy.
Timmy starał się dotrzymać mu kroku, chociaż kostka wciąż dokuczała. Właściwie to nawet bardziej go bolała, odkąd lekarz owinął ją elastycznym bandażem, tak ciasno, że Timmy był przekonany, że będzie miał tylko więcej siniaków.
– Co ci się stało w nogę?
– Skręciłem ją wczoraj w lesie. – Timmy nie chciał o tym myśleć, bardzo chciał zapomnieć. Ile razy sobie przypominał, tyle razy ten okropny węzeł ściskał mu żołądek. Teraz wiedział, że znowu wrócą dreszcze.
– Dużo przeszedłeś, co? – Ksiądz zatrzymał się, poklepał Timmy’ego po głowie. – Chcesz o tym porozmawiać?
– Nie, chyba nie – odparł Timmy, nie podnosząc wzroku.
Patrzył na swoje nowiuteńkie sportowe buty firmy Nike. Takie strasznie drogie i takie wygodne. Wujek Nick dał mu je dziś rano.
Ksiądz Keller nie naciskał, nie zadawał więcej pytań, jak inni dorośli. Timmy miał już dosyć tego wiecznego przepytywania. Wszyscy, zastępca Hal, dziennikarze, lekarz, wujek Nick, dziadek, wciąż pytali o to małe pomieszczenie, o nieznajomego, o ucieczkę. A on nie miał już ochoty do tego wracać.
Ksiądz Keller pchnął drzwi i zapalił światło. Ogromna sala rozjaśniła się w świetle błyskających po kolei żarówek.
– Jej, tu naprawdę jest jak w „Archiwum X”! – zawołał Timmy, dotykając nieskazitelnie czystych blatów, nierdzewnej stali, stołu na środku sali. Skakał wzrokiem po rozmaitych nieznanych mu sprzętach i narzędziach, poukładanych starannie na tacach. Potem zauważył szuflady, widniały jedna obok drugiej na przeciwległej ścianie.
– Czy to… – Nieśmiało wskazał palcem. – Czy to tam trzymają zmarłych?
– Tak, tam – rzekł ksiądz. Był jakby trochę roztargniony. Ostrożnie położył swój worek na metalowym stole.
– Czy ksiądz Francis jest w jednej z tych szuflad? – wyszeptał Timmy i poczuł się głupio. W końcu nikt ich nie słyszał.
– Tak, chyba że już zabrali ciało.
– Zabrali?
– Zakład pogrzebowy mógł już zabrać ciało na lotnisko.
– Na lotnisko? – zdziwił się Timmy. Nie słyszał, żeby zmarli podróżowali samolotami.
– Tak, pamiętasz, mówiłem ci, że zabieram księdza Francisa tam, gdzie zostanie pochowany?
– Aha, tak. – Timmy z uwagą zaczął przyglądać się metalowym blatom. Niektóre narzędzia były ostre, inne długie, wąskie i zębate. Była nawet miniaturowa piła. Próbował zgadnąć, do czego to wszystko służy.
– Podobno twój ojciec wrócił do miasta – rzekł ksiądz Keller, stojąc sztywno obok stołu.
– No, mam nadzieję, że zostanie – powiedział Timmy. Nie to było mu teraz w głowie. Patrzył na fiolki, tubki, mikroskop. Może poprosi o mikroskop na urodziny?
– Naprawdę? Chciałbyś, żeby został?
– Taa, chciałbym.
– Nie był dla ciebie zły?
Timmy przeniósł wzrok na księdza. Zdziwiło go to pytanie. Keller rozwiązał worek i zajął się jego zawartością.
– Co ksiądz ma na myśli? – spytał w końcu Timmy.
– Nie robił ci nic złego? – cicho odparł ksiądz, nie podnosząc wzroku. – Nie robił ci żadnych brzydkich rzeczy?
Timmy nie bardzo wiedział, co to są te brzydkie rzeczy. Wiedział za to, że ma zmarszczone brwi, minę, którą automatycznie przybierał, kiedy był zdezorientowany. Nieraz mama mówiła: „Nie patrz tak na mnie, bo ci to zostanie”. Próbował zetrzeć z twarzy tę minę, zanim zauważy ją ksiądz Keller, ale on był nadal zajęty swoim bagażem.
– Tata jest dla mnie raczej dobry. Czasem tylko krzyczy.
– A te siniaki?
Timmy czuł, że robi mu się gorąco ze wstydu. Dzięki Bogu, ksiądz Keller nie podnosił wzroku.
– Mnie się łatwo robią siniaki. Większość mam z boiska. – Z boiska i od Chada Callowaya, prawdę mówiąc.
– To czemu twoja mama kazała mu odejść? – Pytanie księdza skonfundowało chłopca. W jego niskim głosie pobrzmiewała złość.