– Maggie, pozwól. Poznaj księdza Michaela Kellera. A to jest agentka specjalna Maggie O’Dell.
– A więc to ksiądz? – Nadal go oskarżała. – Co ksiądz zrobił z księdzem Francisem?
Znów ta napastliwość. Nick nie pojmował, co się stało z chłodną, opanowaną kobietą, przy której czuł się jak nieodpowiedzialny narwaniec.
– Właśnie próbowałem wyjaśnić… – podjął Keller.
– Tak, rzeczywiście powinien ksiądz coś wyjaśnić. Ksiądz Francis umówił się ze mną w szpitalu po czwartej. Nie pojawił się. – Spojrzała na Nicka.
– Dzwoniłam tu całe popołudnie i wieczór.
– Maggie, wejdź, ochłoniesz trochę.
– Nie chcę ochłonąć. Chcę otrzymać odpowiedź. Chcę wiedzieć, co się tu, u diabła, dzieje!
– Rano był wypadek – zaczął tłumaczyć Nick. – Ksiądz Francis spadł ze schodów w piwnicy. Niestety nie żyje.
Umilkła, stała nieporuszona.
– Wypadek? – Podniosła wzrok na Kellera. – Nick, jesteś pewny, że to wypadek?
– Maggie…
– Skąd masz pewność, że ktoś go nie zepchnął? Czy koroner oglądał jego ciało? Jeśli trzeba, sama zajmę się autopsją.
– Autopsją? – powtórzył ksiądz Keller.
– Maggie, to był stary i słaby człowiek.
– No właśnie. Po co schodziłby po tych cholernych schodach?
– Trzymamy tam wino – wyjaśniał ksiądz Keller.
Maggie spojrzała na niego. Nick zobaczył, że zacisnęła pięści. Nie zdziwiłby się, gdyby dołożyła księdzu. Nie pojmował strategii Maggie. Wolałby, żeby mu objaśniła swoją grę.
– Co ksiądz sugeruje? – spytała wreszcie.
– Sugeruję? Nic nie sugeruję.
– Maggie, chyba powinniśmy iść – rzekł Nick, biorąc ją lekko pod ramię. Natychmiast wykręciła się i rzuciła mu takie spojrzenie, że cofnął się o krok. Przeniosła wzrok na księdza Kellera, a potem energicznie minęła ich obu i poszła do wyjścia.
Nick zerknął na księdza, który był równie zmieszany i zażenowany jak on. Bez słowa ruszył za Maggie do drzwi. Dogonił ją na chodniku. Wyciągnął rękę, żeby tak nie biegła, ale w końcu tylko wydłużył krok.
– Co ty, cholera, wyprawiasz? – zdenerwował się.
– On kłamie. Wątpię, że to był wypadek.
– Ksiądz Francis był stary, Maggie.
– Miał mi coś ważnego do powiedzenia. Kiedy rano rozmawialiśmy przez telefon, czułam, że ktoś nas podsłuchuje. Przypuszczam, że to Keller. Nie rozumiesz, Nick? – Przystanęła i odwróciła się do niego. – Ten, kto nas podsłuchiwał, postanowił powstrzymać księdza Francisa, żeby nie mógł mi przekazać tej ważnej informacji. Autopsja może nam pokazać, czy został pchnięty, czy spadł sam. Ja się tym zajmę, jeśli…
– Maggie, chwila. Nie będzie żadnej autopsji. Keller nikogo nie pchnął. Nie sądzę też, żeby miał coś wspólnego z tymi wszystkimi morderstwami. To szaleństwo. Musimy zacząć szukać prawdziwych podejrzanych. Musimy…
Wyglądała fatalnie. Pobladła, opuściła ramiona, miała łzy w oczach.
– Maggie?
Zawróciła i zbiegła z chodnika na śnieg, za budynek plebanii, z dala od ulicznych latarni. Chroniąc się przed wiatrem, przywierając do drzewa, zgięła się wpół i zwymiotowała. Nick skrzywił się. Postanowił trzymać się na dystans. Wreszcie zrozumiał jej napastliwość, głośne oskarżenia, złość. Maggie była pijana.
Zaczekał, aż skończy. Miał nadzieję, że na tyle wytrzeźwieje, by się zawstydzić.
– Nick.
Kiedy się odwrócił, oddalała się od niego, szła za budynkiem plebanii ku drzewom, które odgradzały teren kościoła od Cutty’s Hill.
– Nick, zobacz. – Stanęła i wyciągnęła palec. Wyglądała niesamowicie. Czyżby miała halucynacje?
Potem sam to zobaczył. Jakby dostał obuchem w łeb. Schowany między drzewami stał stary niebieski pickup.
ROZDZIAŁ PIĘĆDZIESIĄTY SIÓDMY
– Poproszę, żeby z samego rana sędzia Murphy wydał nakaz rewizji. – Nick nie przestawał mówić, kiedy dotarli do hotelowego pokoju Maggie.
Pragnęła, żeby się zamknął. Głowa jej pękała, wciąż miała nudności. Co za diabeł ją skusił, żeby wypić tyle szkockiej na pusty żołądek? Rzuciła laptop i kurtkę na łóżko i położyła się. Szczęście, że dostała z powrotem swój pokój, bo wielu zmotoryzowanych podróżnych fatalna pogoda zmusiła do przerwy w podróży.
Nick stał w drzwiach. Czuł się skrępowany, mimo to nie zbierał się do odejścia.
– Tak naskoczyłaś na tego Kellera, że zgłupiałem. Jezu, myślałem, że go pobijesz.
Spojrzała na niego, nie ruszając się z łóżka.
– Nie wierzysz mi, ale mówię ci, że Keller maczał w tym wszystkim palce. Zdecyduj się: wchodzisz czy wychodzisz, tylko nie stój tak w otwartych drzwiach. Muszę dbać o swoją reputację.
Uśmiechnął się i wszedł, zamykając za sobą drzwi. Zaczął krążyć po pokoju, aż zobaczył, że Maggie marszczy brwi. Widocznie drażnił ją wszelki ruch. Przysunął krzesło do brzegu łóżka, żeby mogła go widzieć, nie zmieniając pozycji.
– Co się stało, postanowiłaś urządzić pożegnalną balangę?
– Wydawało mi się, że to dobry pomysł.
– Nie spóźnisz się na samolot?
– Już pewnie odleciał.
– Co z twoją matką?
– Zadzwonię do niej rano.
– Wróciłaś taki kawał drogi z powodu Kellera?
Uniosła się, wsparła na łokciu i zaczęła grzebać w kieszeniach kurtki. Wyciągnęła małą kopertę, podała mu i znów się położyła.
– Co to jest?
– Barman mi to dał, kiedy siedziałam w poczekalni na lotnisku. Powiedział, że jakiś facet przy barze prosił, żeby mi to przekazał. Facet się ulotnił.
Patrzyła, jak Nick czyta. Przypomniała sobie, że nie powiedziała mu o pierwszym liście.
– To od mordercy.
– Do diabła, skąd on wie, gdzie mieszkasz i jak się nazywa twój mąż?
– Testuje mnie, bada, grzebie w mojej przeszłości, robi ze mną to samo, co ja robię z nim.
– Jezu, Maggie.
– Nic takiego. Trzeba to brać z dobrodziejstwem inwentarza. – Zamknęła oczy, zaczęła masować pulsujące skronie. – Przez wiele godzin dzwoniłam na plebanię, ale nikt nie odbierał telefonu. Dość czasu, żeby zrobić sobie wycieczkę na lotnisko i z powrotem.
Kiedy podniosła powieki, Nick przyglądał się jej. Usiadła, nie czuła się dobrze wydana na jego zatroskane spojrzenie. Siedział tak blisko, ich kolana prawie się dotykały. Pokój zaczął się kręcić, przechylił się na prawo. Obawiała się, że meble za chwilę zaczną się ślizgać.
– Maggie, dobrze się czujesz?
Spojrzała w jego niebieskie oczy i przeszedł ją dreszcz. Nawet jej jeszcze nie dotknął, nie pieścił jej policzka. Zrobił to po chwili. Wtulona w jego dłoń przymknęła powieki i pozwoliła swojemu ciału na to wirowanie. Potem znienacka zerwała się i zeskoczyła z łóżka. Chwyciła obiema rękami komodę, żeby się nie przewrócić. Jej oddech był płytki, urywany. Podniosła wzrok i zobaczyła Nicka w lustrze. Och, co się z nią działo, dlaczego tak reagowała na tego faceta?
Patrzyła, jak Nick do niej podchodzi, poczuła, jak całuje jej kark. Bluza zsunęła się z jej ramienia. Lustro pokazywało, jak Nick przesuwa wilgotne wargi z jej karku na ramię i na plecy. Kiedy wrócił do szyi, myślała, że się udusi.
– Nick, co ty wyprawiasz? – powiedziała z trudem.
– Już tak dawno chciałem cię dotknąć.
Bawił się koniuszkiem jej ucha. Maggie miała kolana jak z waty.
– To nie jest dobry pomysł – udało jej się szepnąć, i to niezbyt przekonująco. No i oczywiście nie powstrzymała go, jego rąk, które objęły ją w pasie, jego dłoni, które położyły się płasko na jej brzuchu. Bezradnie pomyślała, że powinna to przerwać, lecz było jej tak cudownie, tak błogo…
– Nick.
Bez sensu. Nie mogła nic powiedzieć, nie mogła złapać tchu. Jego wargi pochłaniały ją łapczywie, dłonie wędrowały po jej ciele. Zauważyła bandaż na jego ręce. Chciała zapytać, co się stało, ale musiała przecież skupić się na tym, żeby w ogóle oddychać.