Выбрать главу

W jego wzroku dostrzegła zdziwienie. Uniósł brew, potem znów spojrzał przyjaźniej.

– Skąd pani wie? – Obejrzał się, czy nikt ich nie podsłuchuje.

Bingo. Trafiła. Teraz ostrożnie. Spokojnie, zawodowo. Żeby nie spaprać.

– No, wie pan, nie mogę panu podać mojego źródła, Eddie. – Weźmie jej ściszony głos za wabik czy unik? Nigdy nie była dobrą kusicielką, tak przynajmniej uważał Bruce.

– Jasne. – Kiwnął głową, połykając haczyk.

– Pewnie nie miał pan okazji zerknąć, jak to wygląda. Unieruchomili tu pana. Czarna robota.

– Nie, widziałem. – Wypiął pierś, jakby na co dzień obcował z podobnymi sprawami.

– Chłopiec jest w kiepskim stanie, co?

– Taa, jakby go sukinsyn wypatroszył – wyszeptał bez cienia emocji.

Christine poczuła, że krew z niej ucieka. Zmiękły jej kolana. Chłopiec nie żyje.

– Hej! – krzyknął Gillick, a ona przez moment pomyślała, że odkrył jej intrygę. – Wyłączyć tę kamerę! Przepraszam, pani Hamilton.

Kiedy Gillick łapał kamerzystę z Kanału Dziewiątego, Christine wracała do samochodu. Wsiadła, nie zamykając drzwi, wachlowała się notesem i wciągała chłodne nocne powietrze. Mimo że było zimno, bluzka przykleiła się do niej.

Danny Alverez nie żyje, został zamordowany. Cytując Eddiego Gillicka: „wypatroszony”.

Miała swój pierwszy duży temat, ale czuła, że podniecenie, jakie towarzyszyło jej na początku, zamienia się w strach.

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Sobota, 25 października

Nick zacisnął zęby, potem przełknął łyk gęstej chłodnej kawy. Czemu zdziwiło go, że zimna jest tak samo gorzka jak gorąca? Nie znosił kawy, ale nalał sobie kolejną filiżankę.

Może to nie smaku kawy tak nienawidził, ale pewnych wspomnień. Kawa przypominała mu o nocach kucia, kiedy zdawał test kwalifikacyjny z prawa. O męczącej jeździe samochodem, gdy spieszył się, by zdążyć pożegnać się z umierającym dziadkiem. Musiał odbyć tę podróż, prosiła go o to babka, bo jego ojciec, Antonio, odmówił swojemu ojcu ostatniej posługi. Nick postrzegał ową podróż jako symbol swoich relacji z ojcem. Zastanawiał się, czy wielki Antonio Morrelli, kiedy wreszcie na niego przyjdzie czas, a jego syn nie pojawi się u łoża śmierci, dostrzeże ukryty w tym ironiczny uśmiech losu.

Bywało, że Nicka rozbrajało to skojarzenie: gorzki aromat kawy przywołujący obraz pomarszczonego, poszarzałego dziadka i poplamionej moczem pościeli. Teraz zapach kawy będzie na zawsze przypominał mu krzyki zrozpaczonej matki, która identyfikuje okaleczone zwłoki jedynaka. Nie cieszyła go ta zamiana.

Nick miał jeszcze w pamięci pierwsze spotkanie z Laurą Alverez, w niedzielę wieczorem. Jezu, nawet nie minął tydzień. Danny nie dawał znaku życia od dwunastu godzin, kiedy Nick skrócił sobie weekendowy wypad na ryby, żeby ją przesłuchać. Początkowo i on był przekonany, że chodzi o opiekę nad dzieckiem. Kolejna kobieta posługuje się swoim synem, żeby ukarać albo odzyskać swojego męża, myślał.

Laura Alverez była wysoką kobietą o ponętnych, może odrobinę zbyt zaokrąglonych kształtach. Długie ciemne włosy i zamglone oczy sprawiały, że nie wyglądała na swoje czterdzieści pięć lat. Miała w sobie coś posągowego, co przywodziło na myśl określenie: „ostoja siły”.

Pomimo swojej tuszy pełna wdzięku Laura Alverez niezliczoną ilość razy przewędrowała od kuchennego zlewu do kredensu i z powrotem. Z całym spokojem i powagą udzielała mu odpowiedzi. Za spokojnie nawet. Dopiero po jakimś kwadransie spostrzegł, że za każdym razem, kiedy Laura chowała do kredensu umyty talerz czy filiżankę, wyjmowała stamtąd jakieś czyste naczynie, z którym szła do zlewu. Potem zauważył, że nałożyła sweter na odwrót, a na nogach miała dwa różne buty. Była w szoku, który ukrywał się za nieludzkim spokojem. Była spokojna przez cały ten tydzień. Niczym nieugięta, niezłomna skała. Nalewała kawę i piekła bułeczki dla mężczyzn, którzy każdego dnia zapełniali jej niewielki dom. Gdyby pokazała choć cień emocji, może nie byłoby tak trudno później, kiedy widział tę stateczną kobietę zgiętą wpół i miotającą się po zimnej, twardej podłodze szpitalnej kostnicy. Jej krzyki wdzierały się w sterylizowane korytarze. Nick znał ten dźwięk. To był głos zranionego zwierzęcia. Żadna kobieta nie powinna być sama w takiej chwili. Żałował, że nie znaleźli jej męża, po to tylko, by go stłuc.

– Morrelli. – Bob Weston bez pukania wkroczył do biura szeryfa i usiadł na krześle naprzeciw Nicka. – Idź do domu. Weź prysznic, przebierz się. Śmierdzisz.

Nick doszedł do wniosku, że nieproszony gość już nie napada na niego, stwierdza tylko fakty.

– Co z jej byłym mężem?

Weston podniósł na niego wzrok i potrząsnął głową.

– Ja też jestem ojcem, Nick. Nie obchodzi mnie, jak bardzo się poprztykał z żoną, bo nie sądzę, żeby ojciec mógł zrobić to swojemu dziecku.

– No to od czego zaczniemy? – Nick pomyślał, że skoro pyta Westona o radę, musi być bardzo zmęczony.

– Zacząłbym od listy znanych przestępców seksualnych, pedofilów i tych od dziecięcej pornografii.

– To może być długa lista.

– Przepraszam, Nick. – W progu stanęła Lucy Burton. – Chciałam ci tylko powiedzieć, że wszystkie cztery stacje telewizyjne z Omaha i obie z Lincoln czekają na dole z kamerami. A w holu jest pełno ludzi z prasy i radia. Pytają, czy będzie jakieś oświadczenie lub konferencja prasowa.

– Cholera – mruknął Nick. – Dzięki, Lucy. – Patrzył, jak Weston skręca się na krześle, żeby gapić się na długie nogi Lucy maszerującej w dół korytarza. Może z uwagi na media powinien porozmawiać z nią o jej mini i obcasach? Z drugiej strony byłoby szkoda cokolwiek tu zmieniać. Lucy miała fantastyczne nogi i wypracowała sobie chód, który najlepiej je prezentował.

– Cały tydzień unikaliśmy prasy – rzekł Nick, wracając wzrokiem do Westona. – Chyba trzeba z nimi pogadać.

– Zgadzam się. Ty to zrobisz.

– Ja? Dlaczego ja? Myślałem, że to ty jesteś tu ekspertem.

– Tak, dopóki w grę wchodziło porwanie. Teraz chodzi o zabójstwo, Morrelli. Wybacz, to twoja bajka.

Nick oparł głowę o skórzane oparcie i kiwał się wte i wewte. To wszystko nieprawda. Za chwilę obudzi się w swoim łóżku z Angie Clark u boku. Boże, zdawało się, że od ostatniej nocy minęły wieki.

– Słuchaj, Morrelli – zaczął Weston przyjaźnie.

Nie podnosząc głowy, Nick spojrzał na niego podejrzliwie.

– Myślałem o tym. Że to dzieciak, że może powinienem poprosić, by ci dali kogoś do pomocy, żebyście razem popracowali nad tą sprawą.

– To znaczy?

– Za wcześnie jeszcze, żeby ludzie dostrzegli podobieństwo tego morderstwa do sprawy Jeffreysa. Ale jak im to wpadnie do głowy, będziesz miał niezłą karuzelę.

– Karuzelę? – Tego go nie uczono. Nick przełknął gorycz, która wypełniała mu usta. Zrobiło mu się niedobrze. Znowu poczuł zapach krwi Danny’ego Alvereza, którą przesiąknięte były jego spodnie.

– Mamy fachowców, którzy mogliby przygotować psychologiczny portret mordercy. Dostałbyś jakąś wskazówkę, co to za pieprzony gnojek.

– Taa, to mogłoby pomóc. To by było niezłe. – Ukrył ogarniający go beznadziejny niesmak. Nie dość, że kurduplowaty Weston okazał mu współczucie, to jeszcze Nick, było nie było szeryf, musiał przyznać się przed nim, że naprawdę potrzebuje wsparcia.

– Czytałem o agencie specjalnym O’Dell, ekspercie od profili morderców, który potrafi określić nawet rozmiar ich butów. Zadzwonię do Quantico.

– Jak szybko ktoś mógłby się tu zjawić?

– Nie pozwól jeszcze Tilliemu na sekcję. Zaraz zadzwonię i zobaczymy, czy da się kogoś ściągnąć na poniedziałek rano. Może to będzie O’Dell. – Weston, pełen nowej energii, wstał.

Nick rozplątał nogi i także się podniósł, zdziwiony, że w ogóle jest w stanie trzymać się prosto.

Zastępca Hal Langston spotkał wychodzącego Westona w drzwiach.